wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Brooke'a CD Lori

Z przerażeniem przyglądaliśmy się postaci, która wyłoniła się z kłębów gryzącego dymu. Była bardzo podobna do rosłego osobnika gatunku ludzkiego. Wiele szczegółów odbiegało jednak od prototypu zwykłego człowieka, dlatego nie byłem pewien, czy aby rzeczywiście nim jest. Zamiast owłosienia, które dwunożni mają w zwyczaju nosić na głowie, posiadała podłużną, metalową płachtę. Twarz wyglądała normalnie, lecz reszta ciała była pokryta opalizującą zbroją, która jednak wyglądała na niezwykle cienką i lekką. Postać była ubrana też w czarną pelerynę z kapturem, w owej chwili niezałożonym. Moją uwagę najbardziej przyciągnął czarny pas z przypiętymi różnymi przedmiotami. Całość wyglądała na tyle groźnie, iż odruchowo zacząłem się cofać.
- Nie bójcie się. Chodźcie za mną - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Spojrzałem ze strachem na Lori, a później na z powrotem na dwunożnego. Na pewno miał w posiadaniu jakąś broń, nieposłuszeństwo mogłoby źle skutkować. Niepewnie postawiłem pierwszy krok, zaraz potem drugi.
- Żwawiej, już!
W kilka sekund dobiegłem do mężczyzny, bo chyba takiej był płci. Moja partnerka zrobiła to samo. Chwilę potem, po przejściu całego stalowego korytarza, dwunożny zatrzymał się przy pustej ścianie. Jakież było moje zdziwienie, gdy rozsunęła się! Po wyraźnym znaku weszliśmy do pomieszczenia. Na środku niego znajdował się coś, co przypominało mi nasze biurko. Siedział za nim przyodziany na zupełnie czarną barwę człowiek. A przynajmniej coś człekopodobnego. Po przejściu za nami nie było już śladu, żadnej drogi ucieczki.
- To one. Udało mi się je znaleźć - zaczął Stalowy.
- Czy oby na pewno to oryginały? Z Ziemi? - Czarny miał pewne wątpliwości.
- Myślę, że tak. Miałem niezwykłe szczęście, ponieważ złapałem dwa na raz. W kosmosie są niezwykle rzadkie, jak zresztą wiesz, Ego.
- Rozumiem. Ale czy to te, które umieją mówić w języku, o który nam chodziło? - postaci rozmawiały tak, jakby nas nie było. Ostrożnie usiadłem z podkulonym ogonem, próbując zrozumieć całą rozmowę, co oczywiście mi się nie udało.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- W takim razie, chciałbym sam spróbować przeprowadzić konwersację - stwierdził Czarny. Drugi mężczyzna w mgnieniu oka ulotnił się przez tajemne przejście. Zostaliśmy sami z tym przerażającym, inteligentnym stworzeniem.
- Dobrze. Teraz moje pytanie do was - czy potraficie mówić jednym z języków praloreatańskich?
Mało brakowałoby, a moje oczy zgodnie wyskoczyłyby z orbit. Zupełnie nie wiem, skąd wzięła się moja pewność:
- Gdzie my jesteśmy?! Chcemy wrócić do lasu!
- Spokojnie. Bardzo cieszę się, że możemy się porozumieć. W końcu czeka nas długa współpraca, staniecie się agentami!
- Mamy tam dziecko, chcemy wrócić - ciągnąłem zrozpaczony, po czym dodałem po chwili - Proszę...
Nie miałem zamiaru pracować na stanowisku agenta, szczególnie tutaj, z dala od ukochanej puszczy. Popatrzyłem z nadzieją na Lori, ona jednak dalej nie mogła otrząsnąć się ze strachu.
- Nie ma mowy. Waszemu dziecku natomiast nic się nie stanie, obiecuję. Nie wyjawię wam wszystkiego, powiem natomiast, że znajdujecie się właśnie na pokładzie statku kosmicznego LCT-192 i od dzisiaj staniecie się tajnymi agentami, walczącymi ze Marticurią, wszystkimi członkami tej organizacji. Od lat szukaliśmy takich, jak wy - opowiadał, ale szybko zakończył - Resztę dowiecie się w trakcie szkolenia.

Lori? Jestem zadowolona z długości i z fabuły, styl i reszta... No cóż. W każdym razie jest!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii. :)

Szkielet Smoka Panda Graphics