wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Mei do Chalize

Rozejrzałam się dookoła. W pobliżu nie było żywej duszy. Wśród wysokich drzew, hulał północny wiatr. Westchnąwszy głęboko, przycupnęłam pod starym dębem, wypatrując w oddali znajomej sylwetki.
"Obudź się Mea! Ona już nie wróci. Wybij sobie to z głowy. Jej tu nie ma!" powtarzałam sobie w myślach. Dręczyło mnie dziwne uczucie, że gdzieś tam jest Rita, jednakże nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Minęło tyle miesięcy... Tak, zapewne życie w samotności, prócz kilku kilogramów, odebrało mi także rozum. To chyba zrozumiałe, iż w tejże sytuacji, pragnęłam z kimś porozmawiać. Zapewne kiedyś miałam się za samotnika, ale biorąc pod uwagę fakt, że ubolewam nad rozłąką z siostrą do tego stopnia, to chyba musi coś być w tej całej "więzi", która nas łączy. Tak czy siak, to już niestety przeszłość (ta myśl mnie dobijała). Zwykle instynkt mnie nie zawodził, a więc może jednak? Moje rozmyślania, przerwał pewien zapach, przyniesiony przez wiatr. Zaskoczona uniosłam głowę, intensywnie węsząc. Czyżby był tu ktoś, taki jak ja? Jakiś inny lis? Może gdzieś tu mieszka? A co jeśli wkroczyłam na jego terytorium? Po głowie chodziło mi tyle pytań, a do tego na żadne, nie znałam odpowiedzi. Masz ci los! Po chwili uznałam, iż wypadałoby dokładnie zbadać tę sprawę. W końcu nie miałam nic do stracenia... Prawda?
Ruszyłam szybkim krokiem, z nosem tuż przy samej ziemi, w nadziei że uda mi się wytropić krewniaka. Mój "radar" mnie nie zawiódł i już po zaledwie kilku minutach, złapałam trop. Wiedziałam że powinnam zachować ostrożność, lepiej dmuchać na zimne, bo nie wiadomo czy poszukiwany przeze mnie lis, ma pokojowe zamiary. Równie dobrze, mogłam wytropić krewniaka, który przechodził tędy dawno temu, a ja wyczułam, zaledwie resztki jego zapachu. Niemniej jednak, nos podpowiadał mi, że to świeża woń. Takie poszukiwania bywają jak loteria. Jednym razem jest to strzał w dziesiątkę, zaś inne próby mogą być jak szukanie igły w stogu siana. Cóż, i tak nie mam nic ciekawszego do roboty. Zwierzyny łownej, jak nie było, tak nie ma, a ja powoli zaczęłam wątpić w swoje możliwości. Mogłam mieć tylko nadzieję, że spotkam na swojej drodze, kogoś przyjaznego, kto nie uzna mnie za intruza i pozwoli, choć na jakiś czas się tu osiedlić.
W pewnym momencie dotarłam do rzeki. Tutaj trop się urywał. Że smutkiem, zerknęłam na drugi brzeg. Czy tam może być moja nadzieja? Z pewnością, skok do wody, nie byłby w obecnej chwili najlepszym rozwiązaniem, ale cóż mogłam zrobić? Odpuścić? Dać za wygraną? O, nie! To nie w moim stylu! Nikt normalny nie skakałby teraz do rwącej, lodowatej rzeki, w taką pogodę, ale kto powiedział, że jestem normalna? Gdyby nie ryzyko, świat byłby po prostu nudny. Wystarczył jeden wysoki sus, by wylądować w wodzie, która ku memu zdziwieniu, okazała się głębsza, niż przypuszczałam. Pod łapami w ogóle nie czułam dna, co znacznie utrudniało sprawę. Prąd powoli znosił mnie wzdłuż rzeki, jednak nie zamierzałam się poddawać. Energicznie przebierając łapami, usiłowałam dopłynąć do brzegu. Nagle moim oczom ukazała się lisia sylwetka, stojąca na wielkim głazie, kilka metrów dalej. Spojrzawszy w jej kierunku, nawet nie dostrzegłam nadchodzącej fali, która po chwili, popchnęła mnie na tyle mocno, bym wylądowała pod wodą. Niespodziewanie nadeszła kolejna, i następna, i jeszcze jedna... Ilekroć starałam się wynurzyć, by zaczerpnąć zbawczego oddechu, woda ponownie zalewała mój pysk. Coś ostrego i twardego drasnęło mnie w brzuch. Poczułam narastający, rwący ból w klatce piersiowej. Wszędzie wokół kłębiła się piana, a niecałe dwie sekundy później, przed oczami zawitała ciemność.
***
Usłyszałam cichy świergot ptaków. Otwarłszy powoli oczy, przez moment leżałam w bezruchu, zastanawiając się, co ja tu właściwie robię. Obok ktoś siedział, jednak obraz był taki zamazany... Nie widziałam jego pyska, ale ten zapach... Zaraz, zaraz! To ten sam zapach! Raptownie zerwałam się z trawy, odkrzutszając strumień wody. Lis zaskoczony zjeżył grzbiet i odskoczył w tył.
-Ty?...-spojrzałam na lisa, po czym się zorientowałam, że to samica i przez moment zamilkłam.
-Ja?...-lisica zerknęła na mnie podejrzliwie.
-Jesteś prawdziwa?...-moje pytanie zapewne zabrzmiało głupio, ale chciałam się upewnić, że nadal żyję i że to nie jest sen.
-Mocno się uderzyłaś?...-nieznajoma posłała mi lekki uśmiech.
Jej bursztynowe oczy, miały wyjątkowo pogodne spojrzenie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że mogę z nią spokojnie porozmawiać, bez zbędnych obaw.
-Jak mnie znalazłaś?-dopytywałam się.
-No, cóż... Jakby ci to powiedzieć...-samica zerknęła na mnie, z lekkim zakłopotaniem-Tonęłaś...
-Jak to? Nic nie pamiętam...-wzruszyłam ramionami.
-To prawda, wyciągnęłam cię na brzeg, choć miałam wątpliwości, czy w ogóle jeszcze żyjesz.-wytłumaczyła lisica i po chwili otworzyła pysk, by dodać...

Chalize?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii. :)

Szkielet Smoka Panda Graphics