sobota, 21 kwietnia 2018

Od Milvy CD Riley

Biegnij, biegnij Milva!
Szybciej, szybciej!
Czuj ten wiatr w rozwianym futrze, czuj tą wolność, która nadchodzi wraz z każdym odepchnięciem się od ziemi!
Chwila podczas której nic się nie liczy, żadne strapienie nie przechodzi przez szare komórki, a jedyną powinnością jest dalszy bieg. Bieg? Przepraszam, lot pośród rzadkiej mgły i pierwszych promieni słońca! Łapy jedynie lekko muskają skropioną rosą trawę, a żadne sapnięcie czy trzask nie przerywa świergotu ptaków oraz cichych uderzeń skrzydeł. Jestem Kanią! Za nimi, za nimi! Za ziębami, za synogorlicami i sikorkami! Nie jestem lisem, jestem ptakiem drapieżnym, jastrzębiem! Uciekaj bogatko, bo utrącę ci kolorowe piórka! Zmykaj jaskółko, jestem od ciebie szybsza, a twoje uniki nie pomogą! Raz, dwa i już śmigam po niebie obok was!
Lecz to nie jest polowanie, to tylko lot radości i powietrzny taniec przywitania wiosny! Niczym strzała przecinam chmury i manewruję między innymi tancerzami! Hej, orły, sokoły i jastrzębie! Razem uczcijmy ten czas, kiedy trawa się zieleni, a drzewa przypominają wielkie bukiety! Pląsajmy do zmierzchu, dopóki nas nie zastąpią nasze siostry sowy! Dalej, dalej!
Pędziłam bez opamiętania przed siebie, przeskakując nad obalonymi pniami i strumykami. Byłam szczęśliwa, a to było w ostatnim czasie dla mnie rzadkością. Nie było przeszłości czy przyszłości, liczyło się tu i teraz. Żal po stracie rodziców został daleko za mną, podobnie jak świadomość dziedziczenia bety oraz tego, że powinnam się zachowywać dojrzale. Wysforowałam się przed to wszystko i nie zamierzałam dać temu czasu, aby mnie dogonić. Byłam gotowa biec tak aż do końca świata. W pewnym momencie jednak byłam zmuszona wrócić do rzeczywistości, pozwolić, aby szybująca w przestworzach Kania powróciła do lisiego ciała Milvy. Co mnie obudziło z tego bajecznego snu na jawie? Zatrzymałam się i zamarłam w bezruchu. Rodzice zawsze mówili, że to może być instynkt, a ten nie myli się zbyt często. Tata zaczynał potem mówić o tym jak w dawnych czasach lisy polegały głównie na tym tajemniczym głosie... Nie wiadomo kiedy po moim pysku spłynęła niewielka łza, którą jednak szybko oparła łapą. Strapienia nagle dogoniły mnie i uderzyły we mnie swoją nienaturalną siłą. Nie! Nie teraz! Nie kiedy już wydawało mi się, że wyrwałam się temu wszystkiemu. Przed dłuższą chwilę patrzyłam się na swoje łapy, które wręcz wrosły w ziemię i nie pozwalały mi się ruszyć. Westchnęłam głęboko, a następnie już miałam zamiar zawrócić, ale nagle do moich uszu dotarł jakiś szelest. Zastrzygłam uszami, a następnie starając się zapomnieć o problemach, nałożyłam na swój pyszczek lekki, wyglądający dosyć wiarygodnie uśmiech. Nie widziałam potrzeby, aby inni widzieli moje cierpienie, zresztą i tak prawie całe stado domyślało się burzy jaka grzmi wewnątrz mnie. Odwróciłam głowę w stronę odgłosu i machnęłam ogonem, niby na przywitanie. Zza zasłony już dosyć rzadkiej mgły wyłoniła się postać jakiejś lisicy, nieznajomej. W pierwszym odruchu chciałam uciekać, ale jednak coś się we mnie tknęło - byłam betą, moim obowiązkiem jest powitać gościa. Spokojnie, zachowując dystans podeszłam do samicy, która stała w bezruchu bez widocznego zamiaru ataku czy ucieczki.
- Cześć. - jak głucho i nienaturalnie zabrzmiało to powitanie! Zupełnie jakby powiedział je ktoś obcy, daleko daleko stąd. - Nie jesteś stąd, prawda?

Riley?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii. :)

Szkielet Smoka Panda Graphics