sobota, 19 sierpnia 2017

Od Lizzie CD Ramona

Weszłam na łąkę, po czym zaciągnęłam się tym słodkim, kwiecistym zapachem. Nie mogłam się nie uśmiechać, więc cały czas byłam wyszczerzona jak jakaś idiotka. Ale komu to przeszkadzało..? Przecież nikt mnie nie widział. A nikt mnie nie widział, bo nie było tu nikogo. Zazwyczaj byli rodzice, ale teraz byłam sama, całkiem sama! To naprawdę dobre uczucie. Oczywiście, kochałam ich, ale naprawdę lubiłam być sama od jakiegoś czasu. Spokojny szum wiatru był moim jedynym, ale za to ulubionym towarzyszem. A poza tym, lubiłam upajać się tym uczuciem.. Wolności. Niezależności. Tak, to chyba odpowiednie słowa. No i mogłam robić różne głupie rzeczy, a nikt mi nie zwracał uwagi, kiedy byłam sama. I to był chyba największy plus. A teraz - proszę, prawie miesiąc sama, bez nikogo na głowie! Oczywiście, kochałam moją rodzinę, ale od nich też trzeba czasami odpocząć. A zwłaszcza od tych małych diabłów zwanych rodzeństwem.. Kochałam wszystkich. A najbardziej Maroona. Zwłaszcza, jak polował na mój ogon.
Niewiele myśląc, uwaliłam się na trawę. Tak, uwaliłam się to dobre określenie, bo położeniem się nie można było tego nazwać. Po prostu, uwaliłam się na bok. Nawet nie kładąc łap przed tym. Dodatkowo, skuszona cudownym, kwiatowym zapachem zaczęłam przewracać się z boku na bok, tarzając się. Wiedziałam, że po takiej krótkiej sesji zapach przylegnie do mnie. Lubiłam ten zapach, lubiłam także nim pachnieć. A kiedy nikt mi nie przeszkadzał się tarzać, mogłam robić to bez jakichkolwiek ograniczeń w postaci karcących spojrzeń, że "córce alf nie wypada". Wcisnęłam swój pysk w ziemię, a właściwie w trawę. Pachniała tak dobrze.. Znów przyszła mi ochota na wytarzanie się, ale dostrzegam zmierzającą w moją stronę czyjąś sylwetkę. Lis. Poderwałam się na równe łapy, na wypadek, gdyby mnie jednak kojarzył, a ja jego. Cóż.. Moje futro było całe w trawie. I w różnokolorowych kwiatkach. Cudowna prezentacja, dziesięć na dziesięć. Lis, miał dosyć smukłą sylwetkę i długie łapy, a jego futro było rudoczarne. Albo czarnorude, jak kto woli. W każdym razie, wyglądał na urokliwego mieszkańca. Hmm.. Nie kojarzyłam go. To oznaczało, że on mnie pewnie też, i że nie musiałam przerywać swojej chwili relaksu.. Cholerka. No nic. Zawsze można zrobić dobre wrażenie na kimś nieznajomym. Samiec zatrzymał się w niedalekiej odległości ode mnie.
- Cześć. - przywitałam się, przybierając swój normalny uśmiech. - Jestem Lizzie. A ty?
Okej, nie byłam zbyt dobra w nawiązywaniu dialogów. Ale jakoś trzeba było się przywitać, prawda..? Może kiedyś się nauczę. Ale to może. Nic na siłę.
- Reamon. - odparł beznamiętnie.
- Mogę ci w czymś pomóc? - zapytałam, chcąc zadbać o wizerunek sfory.
Reamon?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii. :)

Szkielet Smoka Panda Graphics