- Zapewne nie, niemniej jednak, czy ta przysługa jest dla ciebie, aż tak... - Tego było już za wiele. Przekręciłem oczyma i skoczyłem w najbliższe krzaki.
Daj spokój, rudzielcu. Nie mam czasu na pogaduszki.
Nie zdążyłem wykonać nawet kilku kroków, gdy natręt pojawił się obok mnie.
- Powiedz mi tylko jedno. Czy są tu jakieś lisy? - popatrzył na mnie z uporem. Westchnąłem cicho mając ochotę go zjeść.
- Idziesz na północ jakieś pięć minut, odbijasz koło lasu sosnowego na prawo, przy mrowisku w lewo, bo inaczej nie przejdziesz, potem przechodzisz przez rzekę, obok sadu, wchodzisz do miasta.. i wypie.dalasz stąd w podskokach, bo nie wiem czego tu szukasz! - podniosłem ton głosu uśmiechając się na zakończenie. - Miło było poznać. - zmrużyłem powieki kładąc po sobie uszy. Obszedłem zszokowanego lisa i udałem się w stronę polany. Widząc już ją na horyzoncie i wypatrując jakichś potencjalnych małych zwierzątek do zabicia usłyszałem głos obok siebie. O Shan. Oko mi skoko jak go słyszę.
- Ale wiesz.. Do miłych lisów się nie zaliczasz. - mruknął siadając obok mnie.
- No co ty. - parsknąłem. Szczerze? Zaimponował mi swoim natręctwem.
- Chodź. Zaprowadzę cię do bet. Pokażę ci gdzie mieszkają i się ulotnię. - przedstawiłem mu mój plan nie czekając na zgodę. - W tamtą stronę.
Rudy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii. :)