piątek, 25 sierpnia 2017

Od Rity - Grzechotka Paloo

Poczułam ciepłe promienie słońca, przedzierające się przez niewielką szczelinę w mojej norce. Przeciągnąwszy się leniwie, ziewnęłam szeroko ukazując białe zęby. Przez chwilę leżałam, kątem zmrużonego oka zerkając na niewielką pajęczynę, umiejscowioną tuż pod sufitem.
"Tak, najwyższa pora dokończyć porządki..." - pomyślałam z niechęcią. Gdy w końcu powoli wstałam z łóżka, stwierdziłam iż najwyższa pora na śniadanie.
Opuściwszy tereny norowiska, powędrowałam szybkim krokiem na polowanie. Przecież śniadanie samo się nie schwyta. Wokół krążyło wiele apetycznych zapachów, jednak moją uwagę w szczególności, przyciągnął jeden, który ani trochę nie przypominał woni zwierzyny łownej. Przypominał mi raczej...
-Mazikeen?!-aż podskoczyłam, dosyrzegłszy lisa kilka metrów dalej.
Samiec odwrócił pysk w moją stronę. Coś leżało pod jego łapami. Te jego paskudne, pomarańczowe ślepia...
-Ty tutaj?-czarny morderca spojrzał na mnie z pogardą.
Na jego pysku malował się chytry uśmiech.
-Czekałeś na mnie, czy na kogoś innego?-uniosłam głowę ku górze.
-Hm, szczerze powiedziawszy się ciebie tu nie spodziewałem... Podobno odeszłaś...-odezwał się lis, zachrypniętym głosem.
-Tak, ale już wróciłam. Tęskniłeś zapchlony kundlu?-rzuciłam, posyłając samcowi złośliwe spojrzenie.
-Co Ty sobie wyobrażasz?!-warknął Mazikeen z wściekłością w głosie.
-Czyżbyś zapomniał, że to terytorium sfory? Dla takich jak ty, nie ma tu miejsca.
-Ty mnie pouczasz? Ha, ha! Też coś! Za kogo ty się masz?!-zachichotał lis, jednak zignorowałam jego uwagę, bowiem zorientowałam się, co znajduje się obok niego.
Maleńkie szczenię, znajdywało się tuż pod jego łapami.
-Wynoś się stąd! Bo jak nie to...
-To co? Rzucisz się na mnie?-syknął samiec.
Tego było za wiele. Wyskoczyłam przeciwnikowi naprzeciw, kłapnąwszy zębami tuż przed jego pyskiem.
-Tknij to szczenię, a zapewniam cię, że nie dożyjesz następnego dnia. Gdy tylko Ace i Chalize dowiedzą się, że tu jesteś...
-Nie boję się was.-stwierdził Mazikeen, zerknąwszy na młode-A to moja zdobycz i nie mam zamiaru się nią dzielić, więc lepiej zejdź mi z drogi...
Nie pozwoliłam intruzowi dokończyć zdania. Wystarczył jeden ruch, by przejechać mu po pysku pazurami.
-Za dużo gadasz! Jak jesteś taki odważny, to stań ze mną do walki słabeuszu!
-Kuszące, ale podziękuję. Nie mam zamiaru bić się z istotą gorszą od siebie.-samiec odwrócił się, po czym znikł wśród leśnych krzewów.
Spojrzałam na szczenię zatroskanym wzrokiem.
-Spokojnie, nic ci nie grozi.-uśmiechnęłam się do maleństwa-Gdzie są twoi rodzice?
-Ja... Ja nie wiem... Mama zostawiła mnie w norze i mówiła żebym na nią czekała, ale nie wracała przez wiele dni... A potem przyszedł ten duży, czarny lis...-odparła lisiczka drżącym głosem.
-Wiesz co, chodź ze mną. Pewnie jesteś głodna, prawda?-zerknęłam na szczenię.
Maluch uśmiechnął się i powędrowałyśmy w kierunku domu.

<Koniec opowiadania>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii. :)

Szkielet Smoka Panda Graphics