Cichy szept, który zawsze swym opanowanym, troskiliwym tonem utulał mnie do snu. Ciepło pochodzące prosto z serca i bezwarunkowa miłość, silniejsza od każdego innego uczucia na tym świecie. Pamiętam je, jakby to było wczoraj. Pierwsze, a zarazem najsilniejsze wspomnienie, jakie przychodzi mi na myśl, gdy wspominam dzieciństwo. Mama - jedyna i niezastąpiona, ta która mnie urodziła i wychowała. Często o niej myślę. Choć osoba ta zniknęła z mego życia dawno temu, wiem że kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym znów się spotkamy. Najgoszym uczuciem w obecnej chwili, jest żal po jej stracie. Nigdy nie pogodzę się z tym, iż już jej przy mnie nie ma. Niestety życie bywa okrutne. Najwyraźniej los chciał, bym dorosła szybciej i nauczyła się jak przetrwać. A może był to kaprys Bogów? Nikt tego nie wie, ale cóż począć? Na niektóre rzeczy po prostu nie mamy wpływu, czy tego chcemy, czy też nie. Być może mama była tu, tylko po to, by przekazać mi jak ważne jest dbanie, o bliskich? Czy to swego rodzaju misja, którą musimy wykonać, żeby w spokoju odejść? Żałuję, że nigdy dobrze nie zdążyłam, poznać swego ojca. Wiem, iż był to lis mądry i szlachetny, jednakże są to tylko opowieści mamy. Tata zawsze wracał bardzo późno do domu z polowań i nawet nie pamiętam dokładnie wyrazu jego pyska. Prócz rodziców, miałam także siostrę Meę i oddanego przyjaciela imieniem Rudy, który mieszkał w pobliżu naszego domu. Miałam nawet okazję poznać jego rodziców, choć po pierwszym spotkaniu, mogłam wywnioskować iż zbytnio nie przypadłam im do gustu. Rudy, był inny niż jego rodzina. Miał w sobie więcej braterskiego ciepła i troskliwości. Niektórzy wręcz, widząc nas razem, sądzili że ja i Rudy, stanowimy parę, ale było to błędne określenie, bowiem był on dla mnie, jest i zawsze będzie, wyłącznie dobrym przyjacielem. Bardzo żałuję, że nasze drogi w pewnym momencie, od tak po prostu się rozeszły. Zapewne wciąż trzymalibyśmy się razem, gdyby nie interwencja ludzi. No właśnie, ludzi... Chyba nie ma na świecie bardziej bezwzględnych i okrutnych istot, niż oni. Po co właściwie są tutaj? Dla mnie odpowiedź jest prosta: to mordercy, którzy żyją by zabijać słabszych od siebie. Nie mają litości dla nikogo i niczego. Niszczą nawet własny gatunek. Przykre, ale prawdziwe. Zaiste nasi przodkowie, przewracają się w grobach, widząc jak nisko przyszło nam upaść. Chowamy się w norach, ukrywając przed światem swoją prawdziwą postać, a tym samym inteligencję o, której jak wiadomo, ludzie nie wiedzą. Człowiek uważa nasz gatunek za... Hmmm... Jakby to ująć? Słabszy? Z pewnością, jest to określenie wyjątkowo niesprawiedliwe, ale cóż my możemy począć, w obliczu ich siły i broni. Pozostaje jedynie żyć z dala od nich, w "odseparowanym, pozbawionym zła i cierpienia świecie", bowiem tylko tam, możemy znaleźć spokój. Tak czy siak, świata nie zmienimy, ale to wcale nie oznacza, że jesteśmy całkiem bezbronni. Przecież lisi gatunek tyle już osiągnął. Chyba powinniśmy się cieszyć tym, że możemy żyć do dnia dzisiejszego. Ale wracając do moich wspomnień, tuż po śmierci rodziców, ja i Mea byłyśmy zmuszone do natychmiastowej ucieczki. Bezszelestnie wymknęłyśmy się z nory, biegnąc w kierunku rzeki, która wtedy była dla nas jedyną nadzieją, bowiem ludzie nigdy jej nie przekroczyli. Była swego rodzaju granicą, odzielającą wieś od lasu. Biegłam co sił w krótkich łapkach. Nagle usłyszałam lisi za swoimi plecami. Odwróciwszy pysk, dotrzegłam Meę uwięzioną między dwoma kawałkami metalu. Płakała. Sidła zacisnęły się na jej dwóch tylnych kończynach, uniemożliwiając wykonywanie jakichkolwiek ruchów.
-Spokojnie, zaraz cię wyciągnę...-podbiegłam do siostry-Zaciśnij zęby, to może zaboleć...
Mea z trudem powstrzymywała krzyk. Bez wątpienia, musiało to być dla niej bardzo bolesne, ale nie znałam innego sposoby, by ją uwolnić z tej straszliwej półapki. Po chwili, stęknąwszy rozpaczliwie lisiczka resztkami sił wysfobodziła nogi. Łapy krwawiły, ale nie miałyśmy czasu na postój. Z oddali wciąż słychać było głosy myśliwych i szczekanie psów.
-Idź beze mnie, Rita...-wyjąkała szeptem Mea, jednak zignorowałam jej komentarz.
Ani mi się śniło uciekać samotnie. W obecnej chwili siostra, była jedyną osobą, która mi została.
-Idziemy, Mea.-powiedziałam stanowczym tonem.
-Ale...
-No, rusz się! Czas ucieka!
Po chwili lisiczka, mimo bólu, zerwała się na równe nogi i kuśtykając podążyła za mną. Niespodziewanie zauważyłam niedaleko znajomą sylwetkę.
-Rudy!-wykrzyknęłam, spoglądając w jego stronę, jednak przyjaciel tylko popatrzył na mnie, skinął głową, po czym pobiegł w kierunku ludzi.
-Nie, czekaj!-starałam się powstrzymać lisa, ale było już za późno.
Wiedziałam, dlaczego zdecydował się na ten ruch. Jak zawsze, chciał nas uchronić przed niebezpieczeństwem. Chwilę później, dał się słyszeć odgłos wystrzału, co dało nam do zrozumienia, że trzeba czym prędzej brać nogi za pas. Dotarłszy do rzeki z trudem dopłynęłyśmy na drugi brzeg.
-Jeszcze trochę, dasz radę...-chwyciłam siostrę za kark, wyciągając ją z lodowatej wody.
-Jesteśmy już bezpieczne?-spytała Mea, drżącym głosem.
-Chyba tak...-westchnęłam ze smutkiem, wpatrując się w taflę wody.
Wkrótce nadeszła noc, a wraz z nią sen.
***
Mijały dni, tygodnie, miesiące, lata... Życie wyglądało przez cały czas tak samo. Jeść, polować, bronić, spać... I tak na okrągło. Zarówno ja, jak i Mea straciłyśmy jakiekolwiek marzenia. Jedynym celem było przetrwanie następnego dnia. Czas umilały nam rozmowy i wspomnienia. Teraz zostałyśmy tylko my, nikt więcej. Z biegiem czasu, coraz lepiej radziłam sobie na polowaniach. Bywało lepiej i gorzej, ale razem dawałyśmy radę. W pewnym sensie, ja i moja siostra, stałyśmy się nierozłączne.
Każdej nocy, siadałam na pobliskiej polanie, zastanawiając się, czy Rudy kiedyś wróci. Rzecz jasna, nie traciłam nadzieji, że jeszcze kiedyś go zobaczę, w przeciwieństwie do Mei, która gdy tylko wspominałam jego imię, patrzyła na mnie jak na waritkę i wciąż powtarzała: "Rita, on już nie wróci. Naprawdę sądzisz, że mógłby przeżyć spotkanie z ludźmi? Doprawdy, jesteś naiwna. Wiem co czujesz, bo mi też go bardzo brakuje, ale pora w końcu spojrzeć prawdzie w oczy."... Jej wypowiedzi mnie dobijały. Instynkt podpowiadał mi jednak, że gdzieś tam, jest nasz przyjaciel i przysięgłam sobie, odnaleźć go bez względu na wszystko, ale Mea nie podzielała mojego entuzjazmu. Wkrótce, doszło między nami do kłótni, która poróżniła nas na dobre. Rodzieliłyśmy się, każda poszła w swoją stronę. Pierwsze kilka tygodni, było dla mnie wyjątkowo trudne. Głód, strach... Po jakimś czasie, przywykłam do życia w samotności. Zapewne skończyłabym marnie, gdyby nie pewna sytuacja, która na dobre odmieniła moje życie.
***
Wczesnym rankiem, obudził mnie donośny, melodyjny, głośny świergot ptaków, koncertujących wśród koron drzew. Krajobraz puszczy był spowity gęstą mgłą. Leniwie przekręciłam się na drugi bok, spoglądając na krople rosy spływające po źdźble trawy. Przeciągnąwszy się postanowiłam wybrać się na krótki spacer. Nagle poczułam dziwny zapach. Coś jakby... Inny lis? Zaiste, ta myśl podniosła mnie na duchu. Czyżby te tereny zamieszkiwał jakiś inny psowaty? Jeśli tak, to z pewnością chciałabym go poznać. Bez chwili wahania, zaczęłam odruchowo węszyć, starając się zlokalizować źródło, odkrytego zapachu. Woń była silna, toteż mogłam być pewna, iż już niebawem odnajdę krewniaka. Podążyłam lisim tropem. Byłam niemal na 100% pewna, że jestem już bardzo blisko. W między czasie, minęłam stadko pasących się jeleni. Na myśl o jedzeniu, znów poczułam uporczywe burczenie w brzuchu.
Po chwili zauważyłam zajęczą norę, umiejscowioną w cieniu dwóch, rozrośniętych dębów.
Me nadzieje na znalezienie szaraka zostały bardzo szybko rozwiane, bowiem zwierzę prawdopodobnie wcześniej usłyszało moje kroki i zdążyło uciec. Zapach był bardzo intensywny. Włożywszy łeb do jamki, przez moment stałam nieruchomo, gdyż zdawało mi się, że coś usłyszałam. Odwróciwszy głowę, zauważyłam tylko sójkę, wygrzebującą spod suchych liści żołędzie. Niemniej jednak, bardzo dokładnie obwąchałam zajęcze legowisko, po czym doszłam do wniosku, że nie ma tu niczego ciekawego.
"Co za pech! Że też nigdzie w pobliżu nie ma zwierzyny łownej..." pomyślałam z goryczą. Cóż, tego dnia los najwyraźniej mi nie sprzyjał. Trudno polować na terenach, których w ogóle się nie zna.
***
Z każdym krokiem lisia woń, stawała się coraz bardziej intensywna. Późnym popołudniem, po kilkugodzinnym marszu, obolałe łapy dały mi do zrozumienia, że najwyższa pora na odpoczynek. Miejsce w którym się zatrzymałam, zdawało się być wręcz idealne. Zatrzymałam się na pięknej, kwiecistej polanie pełnej wrzosów, których zapach przyprawiał mnie wręcz, o zawrót głowy. Moje zamyślenie, przerwał odgłos czyiśch kroków. Niespodziewanie zza jednego z drzew, wyłonił się rudy pysk. Bursztynowe ślepia przez moment bacznie mnie obserwowały. Po chwili krewniak podszedł nieco bliżej, by nieco lepiej mi się przyjżeć.
-Witaj...-lekko się uśmiechnęłam-Czy to twoje terytorium? Jeśli tak, to przepraszam że wkroczyłam na twe tereny, ale wędruję już od wielu dni i...
-Spokojnie, nie mam złych zamiarów...-lisica odwzajemniła mój uśmiech-Jak ci na imię?
-Ri... Rita...-wyjąkałam nieco zawstydzona.
-Jestem Chalize, tutejsza Alfa. Jeżeli szukasz schronienia, to myślę że możesz iść ze mną.-zaproponowała samica, posyłając mi pogodne spojrzenie.
-Naprawdę?!-zaskoczona odruchowo zamerdałam ogonem-A są jakieś inne lisy, oprócz nas?...
-Tak, zresztą. Sama niebawem się, o tym przekonasz.-odparła Chalize.
-A myślisz że mnie polubią?
-No jasne, nic się nie martw. Będzie dobrze.
Szybkim krokiem podążyłam za Alfą.
Do dziś dziękuję Bogom, iż pozwolili mi znów odnaleźć spokój. Prawdę mówiąc, nigdy nie przypuszczałam, że dołączę do lisiego stada. To prawda, z początku było mi trochę trudno, odnaleźć się w lisiej społeczności. Wkrótce polubiłam nawet grupowe polowania. Życie bywa nieprzewidywalne i nigdy nie wiadomo, kiedy los się do nas uśmiechnie. Chalize przygarnęła mnie do swej lisiej sfory w której pozostałam do dnia dzisiejszego. Po raz drugi w życiu, odnalazłam swoje miejsce na świecie. Odnalazłam dom.
<Koniec opowiadania>
Szkielet Smoka Panda Graphics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii. :)