czwartek, 7 września 2017

Od Reamona CD Lizzie

Odpowiedziała mi cisza, więc zapytałem jeszcze raz bardziej nerwowo, niż zamierzałem.
- Co ci jest? - zmarszczyłem brwi, na co skuliła się jeszcze bardziej. Walczyła z kaszlem, co wyglądało, jakby miała odruchy wymiotne. Generalnie, nie wyglądało to dobrze.
- Elizabeth.. - westchnąłem podchodząc do niej i zamykając w ciepłym uścisku. Tylko tyle mogłem zrobić. - Co ci się stało? Powiesz mi? Inaczej ci nie pomogę.. - mruknąłem do jej ucha przymykając oczy i łapą kręcąc kółka między jej łopatkami. Zawsze pomaga. Uspokaja.
- To przez tą wilgoć.. - wykrztusiła z trudem. - To nie jest.. - przełknęła -  dobre miejsce do mieszkania.. - rozejrzała się po pomieszczeniu po czym zaczęła kaszleć.
- No. Już dobrze. - powiedziałem spokojnie przytulając ją do siebie mocniej. - Pójdziemy na górę, dobrze? - przymknąłem powieki. Nie odpowiedziała, co uznałem za taktowne "tak". - Chodźmy. - rozkazałem wstając. Przeciągnąłem się szybko i podszedłem do drzwi otwierając je.
- Żadnych sztuczek. - popatrzyłem na nią jeszcze raz, po czym przepuściłem. Weszliśmy po drewnianych schodach prosto do mojego małego salonu. Całość była dość ładnie urządzona. Moim ulubionym elementem wystroju oprócz kominka i bujanego fotela, było lisie futro zawieszone na ścianie zaraz obok czaszki jelenia i stara broń ozdabiająca murowany kominek. Kilka książek, głównie o tematyce myśliwskiej i figurki gończych psów. Nie chciało się wierzyć, że domek jest opuszczony, o czym jednak świadczyły zabite niedokładnie okna. Ktoś tu był, był.. i nagle zniknął i uporczywie go nie ma.. 
- Nie wyglądasz najlepiej. - oznajmiłem dokładnie jej się przyglądając.
- Dzięki. - parsknęła patrząc mi w oczy.
Nie wiem dlaczego, ale Bóg odwiedzający mnie w snach, zmienił mój tok myślenia. Z kompletnie nieczułego zabójcy, zmieniłem się w coś.. Dziwnego. Pomiędzy seriami
braku panowania nad sobą, pojawiały się momenty dobre, w których byłem.. kimś znacznie innym. W których potrafiłem współczuć, być miły, zatroszczyć się o kogoś, a nawet normalnie się uśmiechnąć. Tak po prostu. To chore.
Ułożyliśmy się na łóżku. Było lepsze niż to stare, w piwnicy, czystsze, nawet pachniało jak trzeba. Z satysfakcją obserwowałem jak ruda układa się na czystej pościeli. Widać było, że za tym tęskniła. Leżeliśmy blisko siebie. Położyłem się na brzuchu kładąc łeb na przednich łapach. Zapowiadało się, że lisicę nawiedzą kolejne spazmy wypluwania płuc, ale udało jej się to zniwelować.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałem marszcząc brwi.
- Przytulenia. - uśmiechnęła się delikatnie. Nie polemizowałem. I choć poczułem się przez moment nieswojo, objąłem ją i delikatnie przycisnąłem do siebie.

Lizzie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii. :)

Szkielet Smoka Panda Graphics