czwartek, 26 kwietnia 2018

Od Milvy CD Mayee

~Właściwie to nie wiem co wtedy mnie podkusiło, aby nagle postanowić zadziałać tak pochopnie i z takim brakiem choćby najmniejszych wątpliwości co do rezolutności mojego pomysłu. Postąpiłam niczym pierwszy lepszy szczyl marzący o sławie i sądzący, że w im większe tarapaty się wpakuje, tym wyższy będzie podziw starszych, którzy w rzeczywistości jedynie na to jedynie skiną z zażenowaniem. Oczywiście w moim przypadku musiało to wejść na wyższy poziom i tak oto powstało całe to bagno. Wszystko zaczęło się od mojego nocnego spaceru oraz tego z jaką przyjemnością wtykam nos w nieswoje sprawy...~

Kręciłam się własnie po wrzosowisku, dosłownie. Po całym dniu starania się bycia poważną, nagle cała energia chowana głęboko w sobie eksplodowała z niezwykłą siłą, że ustanie w miejscu byłoby niemożliwe, a ja z największą przyjemnością wykorzystywałam to goniąc za swoim ogonem. Znaczy dokładniej mówiąc - udając, że nie mogę go złapać, ponieważ w rzeczywistości bez większego problemu mogłam położyć sobie końcówkę ogona na pyszczku. Psy mają pod tym względem lepiej - przynajmniej czerpią z tego więcej radości, ale jednak nie miałam ochoty narzekać, więc po prostu zataczałam szersze kręgi. W pewnym momencie jednak moje uszy zarejestrowały pewien dźwięk, który natychmiast zatrzymał mnie w miejscu i spowodował, że przez chwilę nie miałam odwagi nawet oddychać. Czyjeś głosy. Nie mogłam rozpoznać słów, a na dodatek wręcz czułam, że są nietutejsi.
Otrząsnęłam się z letargu, po czym szybkim susem przylgnęłam do ziemi i powoli zaczęłam skradać się w tamtą stronę. Już po kilku minutach udało mi się rozpoznać idące szybkim krokiem trzy sylwetki zażarcie dyskutujące między sobą. Moje podejrzenia okazały się słuszne - lisy gadały w jakimś własnym języku, który nie był w najmniejszym wypadku podobny do tutejszego lub chociażby jednego z dialektów naszych sąsiadów. Stąd wywnioskować można było, że nie są oni z tych okolic, nawet dalszych. Zawahałam się lekko czy może nie poszukać kogoś do pomocy, ale uznałam, że to jeszcze nie czas i przydałoby się lepiej rozeznać w sytuacji. Nastroszyłam lekko sierść, aby w razie czego sprawić wrażenie groźniejszej niż jestem w rzeczywistości, a następnie zaczęłam podchodzić ukradkiem w stronę gości, którzy zwolnili i przyciszyli nieco głos. Wyraźnie można było poczuć, że niezbyt się lubią. Udało mi się podejść do nich na odległość dwóch długich skoków, po czym zamarłam, rzuciłam na nich okiem i omal nie prychnęłam śmiechem, kiedy udało mi się uchwycić ich śmiertelne poważne pyski. Lisy tybetańskie.
Schowałam się za jakimś większym kamieniem i rozpoczęłam próby rozkminienia ich mowy, ale nie przypominała mi ona żadnego znanego mi języka. Zastrzygłam uszami, a następnie już chciałam się wycofać, kiedy nagle usłyszałam czyjeś kroki i dosłownie metr ode mnie przeszedł jeszcze jakiś inny gostek, a za nim następny... i następny. Ledwo nie padłam ze strachu, że mnie zauważą, ale na szczęście byli raczej skupieni na przywitaniu się z tymi pierwszymi. Kiedy wszyscy już się gdzieś usadowili i niezbyt mieli ochotę na spacerowanie koło mojej kryjówki, to wycofałam się starając się nie zwrócić niczyjej uwagi jakimś nieostrożnym dźwiękiem lub trzaskiem gałązki. 

~I wtedy dotarła do mnie pewna myśl, która zapoczątkowała już tak właściwie cały proces niefortunnych wydarzeń.~

Jako beta moim zadaniem jest sprawdzić czy ta gromada ma dobre zamiary. Oczywiście gdyby okazało się, że są to pacyfiści, to trochę głupio byłoby, aby alfy musiały się fatygować... Poradzę sobie sama, ewentualnie jeszcze wezmę kogoś, aby to wszystko wyglądało bardziej profesjonalnie. Tak, to brzmi jak niezły pomysł, brawo Kania. 
- ...jestem Milva, a ty pewnie Chamayee? Mam do ciebie pewną sprawę. Jest ona, hmm... dosyć nietypowa.
- Mogłabyś mi powiedzieć o co chodzi? - lisica przekręciła głowę, a ja postanowiłam opowiedzieć jej w skrócie o zamiarze odwiedzenia grupy mającej nieznane zamiary i będącej zdecydowanie liczniejszej niż dwie lisice, które się do nich zakradną. Chyba trochę ją zamurowało, ewentualnie chciała mi milczeniem przekazać, że niezbyt chce się jej się ruszać z norki albo jeszcze istnieje możliwość, że sygnalizowała coś kompletnie innego, a ja nie umiałam tego poznać. - To jak, idziesz ze mną? 

Mayee?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii. :)

Szkielet Smoka Panda Graphics