Popatrzyłam na kręcącego się przy naszych nogach Horizona, kątem oka nadzorując jednak Reamona. Grymasowi na jego pysku było daleko do przyjaznego. Wolałam nie narażać swojego rodzeństwa na jakikolwiek dłuższy kontakt z nim, więc po prostu wypaliłam:
— Później do was przyjdę, dobrze? Idźcie zapytajcie rodziców albo pobawcie się na dworze.
Przez chwilę na ich pyszczkach wykwitł grymas smutku, ale zaraz potem radośnie odkrzyknęły "okej!" i wybiegły z izby, zapewne męczyć rodziców o to samo. Urocze dzieciaki. Poczułam, jak coś nieznośnie kłuje mnie w sercu, odganiając spokój. Ah, tak, już wiem co. Stracę przyszłą alfę, zanim.. zanim właśnie, co? Bóg nie powiedział, kiedy dokładnie go zabierze. Czy zdążę się do niego przywiązać, czy nie. Mam cichą nadzieję, że jednak zabierze go albo tuż po porodzie, albo kiedy będę już dogorywająca. Ale tak się może nie stać, przecież jeśli tylko chce, może go zabrać w sile wieku. Bogowie są okrutni i to niestety jest najprawdopodobniejsza opcja. Liz, w co ty się wkopałaś.. Tego już się nie da odwrócić w żaden sposób, a nie sądzę, żeby Balor zgodził się na coś innego. W końcu transakcja już się dokonała, Rey żyje i chyba ma się dobrze.
— Boję się, Reamon. — odpowiedziałam po chwili, patrząc na pusty już korytarz. — Boję się swojej decyzji. Tak bardzo się boję.
Nagle za nami rozbłysło światło i cały pokój wypełniła ciemność.
Rey? :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii. :)