sobota, 9 czerwca 2018
Na wszystkich przychodzi czas.
piątek, 1 czerwca 2018
Od Lizzie CD Reamona
czwartek, 31 maja 2018
Od Reamona CD Lizzie
- W jakim sensie? - zmarszczyła brwi.
Niemożliwe, że po takim czasie coś z lekcji Morpheusa poskutkowało. Zacząłem chyba martwić się o innych. To chyba znaczyłoby tyle, że ta lepsza strona bierze nade mną górę. Halo. Przecież zaledwie miesiąc temu z moich rąk zginął ostatni lis. Ekspresowa ta nauka.
- Bo coś jednak komuś się stanie. Gdyby tak nie było, powiedziałabyś, że wszyscy będą bezpieczni. Nie tylko ty i ja.. - zamilkłem. - Lizzie, coś ty narobiła...? - przymknąłem na chwilę oczy.
- Mogę powiedzieć tylko jednej osobie.. Nie jesteś nią ty. Nikt nią nie jest.- Spojrzała na mnie z żalem po czym odwróciła się tyłem.
Położyłem po sobie uszy i podszedłem do niej od tyłu kładąc pysk na jej łopatce.
- Hej.. Nic się nie stało, prawda? Widzę, że pewnie chciałabyś mi powiedzieć. Też chciałbym wiedzieć., ale jeśli Bóg zabronił, to znaczy tylko jedno: Powiedz coś, a umrzesz w męczarniach. - zdobyłem się na cichy śmiech. - Może kiedyś będę tą osobą, której będziesz mogła powiedzieć. - Ledwo skończyłem mówić, gdy do pokoju wbiegło młodsze rodzeństwo rudej. Dwa puchate lisy biegały wokół nas chyba, żeby wyładować nadmiar energii po czym stanęły naprzeciw nas i postawiły uszy.
- Pobawicie się z nami? - zapytały przekrzywiając te swoje małe główki. Wyłączyłem się na chwilę. Mają tak kruche kości.. Wystarczyłoby tylko lekko przekręcić szyję, żeby padły martwe na ziemię. Wspominałem już jak bardzo nie lubię szczeniąt?
Lizzie?
Od Lizzie CD Reamona
Od Reamona CD Lizzie
- To wyjaśnia dlaczego na moim znamieniu w drugim rzędzie są tylko dwie korony... - westchnęła. - Wyjaśnia też dlaczego jeszcze nie zginąłeś. Oni cię ochraniali. - Uważnie mi się przyjrzała.
Ma takie piękne oczy.. Jak rzeczywista potomkini Bogów, a ja? Nawet futro mam dwukolorowe jak jakaś krowa. Mam wrażenie, że to jest jakiś żart i zaraz obudzę się w moim domku ze świeżo zabitym zwierzęciem w piwnicy. Nie. Zapomniałem, że całe moje życie to jebany żart i to na pewno dzieje się na serio.
- Kto mnie ochraniał? - zmarszczyłem brwi.
- Bogowie. Twój prawdziwy ojciec. Chociaż też nie rozumiem, dlaczego cię stamtąd nie wyciągnął, a pozwolił, żeby Mazik wyprał ci mózg. - ucięła z wyraźnymi pretensjami w głosie.
- Jeśli kiedyś go spotkam, to zapytam. - wypuściłem z płuc powietrze.
Musiałem przeżyć tyle czasu, w takich warunkach, z takimi lisami, robiąc takie rzeczy i czując się jak wyrzutek po to, żeby jako dorosły, dowiedzieć się, że jestem synem Boga. Moment. Czy bycie potomkiem Boga zmieni cokolwiek? Czas pokaże.
- Elizabeth... - przysunąłem pysk do jej pyska i spojrzałem głęboko w oczy. - Ktoś mi powiedział, że zapłaciłaś wysoką cenę, żebym przeżył... Co zrobiłaś?
Lizzie?
poniedziałek, 28 maja 2018
Od Milvy CD Riley
Wrzosowiska, jedne z najpiękniejszych terenów stada! Znaczy... trudno w ogóle znaleźć w okolicy jakieś brzydkie miejsce, ponieważ uważam, że mieszkam w jednym z najwspanialszych miejsc na Ziemi. Acze miał do tego nosa!
Biegłam w stronę tego bajecznego terenu i starałam się nie dać ponieść emocjom, ponieważ te były gotowe nagle wybuchnąć i obrzucić całą okolicę moimi wesołymi piskami, lecz jednak wciąż pamiętałam o tym, że istnieje coś takiego jak ustalone zasady, których przyrzekłam sobie przestrzegać. W pewnym momencie w moich nozdrzach zawirował lekki zapach wrzosów, które flegmatycznie szykowały się do tego, aby zaraz po lecie uderzyć silną, charakterystyczną wonią od której można dostać zawrotu głowy. Na nieszczęście - lub szczęście, ważne dla kogo - była dopiero późna wiosna, więc nos mógł odetchnąć z ulgą, że nie musi się zbytnio pobudzać. Podniosłam lekko kąciki pyszczka na to porównanie, a następnie zatrzymałam się, aby poczekać kilka sekund na Riley, która była jeszcze nieobeznana w terenie i musiała się bardziej skupiać na tym, gdzie stawiać łapy niż ja, co lekko ją opóźniło. Po chwili jednak już stała przy moim boku i zaczęła niuchać ciekawie dookoła. Wskazałam jej łapą najbliższe krzaki, ostatnie, które dzieliły nas od wrzosowisk i były czymś w rodzaju muru, który odgradza je od reszty terenów. Zaciekawiona rozchyliła je i wydała z siebie ciche "łał", aby przez dłuższą chwilę przyglądać się, jak wiatr faluje równomiernie czubkami roślin.
- Piękne, prawda? - było to raczej pytanie retoryczne, ale one mają to do siebie, że wszyscy i tak zawsze na nie odpowiadają.
- Wręcz przepiękne... - powiedziała. - Mogłabym tutaj pobiegać? To miejsce tak korci! - uśmiechnęła się, a ja kiwnęłam radośnie głową i dałam długiego susa w roślinność. Też miałam na to ogromną ochotę.
Przez dłuższą chwilę pozwoliłam się nieść tam, gdzie mnie łapy poniosą, ale w pewnym momencie nagle usłyszałam nawoływanie świeżo poznanej samicy. Zaraz się tam skierowałam, aby móc zobaczyć jak ta jeży sierść i wpatruje się w jakiś punkt. Niepewnie podeszłam do niej i przez chwilę spoglądałam w tamto miejsce, starając się odgadnąć, co stało się powodem jej niepokoju. Ostatecznie jednak dopasowałam do siebie puzzle tej zagadki, aby zdać sobie sprawę, że widzę czyjąś sylwetkę.
- To Aro, nasz psi przyjaciel! - oznajmiłam wesoło, widząc jak przez pyszczek Riley przebiega wyraz niedowierzania.
- A ten za nim? - zapytała się ta głucho, a ja znowu wpatrzyłam się w sylwetkę, aby dojrzeć kolejną i poczuć jak krew mi zastyga w żyłach.
- T-to Ballada. - szepnęłam ze strachem, kiedy dotarło do mnie, że widzę scenę walki pomiędzy dwoma czworonogami.
Riley?
Od Michaela CD Riley
Zaczaiłem się za jednym ze starych mebli, i chociaż bardzo dobrze nie widzę w ciemności widziałem Riley, którą chyba zaniepokoiło moje nagłe zniknięcie. Uśmiechnąłem się chytrze, i bardzo ostrożnie podszedłem ją od tyłu. Skoczyłem na lisicę, a ona zareagowała głośnym wrzaskiem.
- Riley! To ja, spokojnie! - wybuchłem śmiechem. Rozbawiła mnie jej reakcja.
- Przestraszyłeś mnie! - warknęła niezadowolona, zasadzając mi porządnego kopniaka w kark. Prędko wstałem z ziemi żeby nieotrzymać kolejnego.
- Ała! Weź, to boli..
- Trzeba było nie wycinać głupich numerów! - odwróciła się do mnie tyłem i poszła dalej obrażona. Chyba ją wkurzyłem.
- No weź, to był tylko kawał. Poczekaj.. - postanowiłem pobiec za nią zwłaszcza że lisica szła szybko naprzód, i chyba ani myślała zwolnić.
Im dalej szliśmy tym robiło się ciemniej i mroczniej. Riley chyba lubiła takie klimaty bo, ani przez chwilę nie widziałem żeby się odwracała, albo przystawała. Po prostu szła pewnie przed siebie. Żeby znowu nie wyjść na totalnego tchórza też poszedłem z wysoko uniesioną głową.
(Riley?)