czwartek, 31 maja 2018

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
- Nie zabrzmiało to dobrze.. - mruknąłem z niepokojem się jej przyglądając.
- W jakim sensie? - zmarszczyła brwi.
Niemożliwe, że po takim czasie coś z lekcji Morpheusa poskutkowało. Zacząłem chyba martwić się o innych. To chyba znaczyłoby tyle, że ta lepsza strona bierze nade mną górę. Halo. Przecież zaledwie miesiąc temu z moich rąk zginął ostatni lis. Ekspresowa ta nauka.
- Bo coś jednak komuś się stanie. Gdyby tak nie było, powiedziałabyś, że wszyscy będą bezpieczni. Nie tylko ty i ja..  - zamilkłem. - Lizzie, coś ty narobiła...? - przymknąłem na chwilę oczy.
- Mogę powiedzieć tylko jednej osobie.. Nie jesteś nią ty. Nikt nią nie jest.- Spojrzała na mnie z żalem po czym odwróciła się tyłem.
Położyłem po sobie uszy i podszedłem do niej od tyłu kładąc pysk na jej łopatce.
- Hej.. Nic się nie stało, prawda? Widzę, że pewnie chciałabyś mi powiedzieć. Też chciałbym wiedzieć., ale jeśli Bóg zabronił, to znaczy tylko jedno: Powiedz coś, a umrzesz w męczarniach. - zdobyłem się na cichy śmiech. - Może kiedyś będę tą osobą, której będziesz mogła powiedzieć. - Ledwo skończyłem mówić, gdy do pokoju wbiegło młodsze rodzeństwo rudej. Dwa puchate lisy biegały wokół nas chyba, żeby wyładować nadmiar energii po czym stanęły naprzeciw nas i postawiły uszy.
- Pobawicie się z nami? - zapytały przekrzywiając te swoje małe główki. Wyłączyłem się na chwilę. Mają tak kruche kości.. Wystarczyłoby tylko lekko przekręcić szyję, żeby padły martwe na ziemię. Wspominałem już jak bardzo nie lubię szczeniąt?

Lizzie?

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:
 — Nie mogę ci powiedzieć, Rey. — odpowiedziałam mu, lekko się odsuwając. Starałam się zachować możliwie jak najłagodniejszy ton głosu. — Po prostu nie mogę. Balor mi zakazał.
    Taka była umowa, nikomu nie mówić, co musiałam dać za jego życie. Otóż, życie za życie. Nie swoje, lecz swojego dziecka. Oh, nie, chwila. Mogłam to powiedzieć jedynie ojcu tego szczeniaka. Ale.. jednego? Lisy rzadko kiedy rodzą się pojedynczo, może po prostu chodzi o pierwszego syna — najsilniejszego, tego, który ma zostać alfą. Przełknęłam ślinę, żeby pozbyć się tego dławiącego uczucia w gardle. Ciekawe, co się z nim stanie. Czy zasili szeregi umarłych w krainie boga śmierci, czy stanie się z nim coś jeszcze gorszego? Czy po prostu targany myślą odejdzie i nie wróci? Nie chciałam teraz o tym myśleć, ale to wszystko kołotało mi się w głowie, tak nieznośnie do wytrzymania.
 — Mi możesz powiedzieć. Przecież wiesz, że nikomu nic nie powiem. — poprosił jeszcze raz, niespokojnie mi się przyglądając, jakbym była niebezpieczna dla siebie i otoczenia. — Naprawdę. To musiała być wysoka stawka, żeby o tym mówił. 
 — Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że ani mi, ani tobie nic poważnego się nie stanie. — wykrztusiłam z siebie po jego namowie.

Rey?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
- Ona jest córką Maazika. - Odpowiedziałem krótko. - On zawsze mówił, że jedno z nas nie jest jego. Tak powiedziała mu matka, ale  nigdy nie pomyślałbym, że to ja. To Mizuri była tą dobrą... Wręcz lepszą. Jest mniej zepsuta. To ja zabiłem syna Maazika, gdy Mizuri poddała się jak nasza matka...
- To wyjaśnia dlaczego na moim znamieniu w drugim rzędzie są tylko dwie korony...  - westchnęła. - Wyjaśnia też dlaczego jeszcze nie zginąłeś. Oni cię ochraniali. - Uważnie mi się przyjrzała.
Ma takie piękne oczy.. Jak rzeczywista potomkini Bogów, a ja? Nawet futro mam dwukolorowe jak jakaś krowa. Mam wrażenie, że to jest jakiś żart i zaraz obudzę się w moim domku ze świeżo zabitym zwierzęciem w piwnicy. Nie. Zapomniałem, że całe moje życie to jebany żart i to na pewno dzieje się na serio.
- Kto mnie ochraniał? - zmarszczyłem brwi.
- Bogowie. Twój prawdziwy ojciec. Chociaż też nie rozumiem, dlaczego cię stamtąd nie wyciągnął, a pozwolił, żeby Mazik wyprał ci mózg. - ucięła z wyraźnymi pretensjami w głosie.
- Jeśli kiedyś go spotkam, to zapytam. - wypuściłem z płuc powietrze.
Musiałem przeżyć tyle czasu, w takich warunkach, z takimi lisami, robiąc takie rzeczy i czując się jak wyrzutek po to, żeby jako dorosły, dowiedzieć się, że jestem synem Boga. Moment. Czy bycie potomkiem Boga zmieni cokolwiek? Czas pokaże.
- Elizabeth... - przysunąłem pysk do jej pyska i spojrzałem głęboko w oczy. - Ktoś mi powiedział, że zapłaciłaś wysoką cenę, żebym przeżył... Co zrobiłaś?

Lizzie?

poniedziałek, 28 maja 2018

Od Milvy CD Riley

Brak komentarzy:

Wrzosowiska, jedne z najpiękniejszych terenów stada! Znaczy... trudno w ogóle znaleźć w okolicy jakieś brzydkie miejsce, ponieważ uważam, że mieszkam w jednym z najwspanialszych miejsc na Ziemi. Acze miał do tego nosa! 
Biegłam w stronę tego bajecznego terenu i starałam się nie dać ponieść emocjom, ponieważ te były gotowe nagle wybuchnąć i obrzucić całą okolicę moimi wesołymi piskami, lecz jednak wciąż pamiętałam o tym, że istnieje coś takiego jak ustalone zasady, których przyrzekłam sobie przestrzegać. W pewnym momencie w moich nozdrzach zawirował lekki zapach wrzosów, które flegmatycznie szykowały się do tego, aby zaraz po lecie uderzyć silną, charakterystyczną wonią od której można dostać zawrotu głowy. Na nieszczęście - lub szczęście, ważne dla kogo - była dopiero późna wiosna, więc nos mógł odetchnąć z ulgą, że nie musi się zbytnio pobudzać. Podniosłam lekko kąciki pyszczka na to porównanie, a następnie zatrzymałam się, aby poczekać kilka sekund na Riley, która była jeszcze nieobeznana w terenie i musiała się bardziej skupiać na tym, gdzie stawiać łapy niż ja, co lekko ją opóźniło. Po chwili jednak już stała przy moim boku i zaczęła niuchać ciekawie dookoła. Wskazałam jej łapą najbliższe krzaki, ostatnie, które dzieliły nas od wrzosowisk i były czymś w rodzaju muru, który odgradza je od reszty terenów. Zaciekawiona rozchyliła je i wydała z siebie ciche "łał", aby przez dłuższą chwilę przyglądać się, jak wiatr faluje równomiernie czubkami roślin.
- Piękne, prawda? - było to raczej pytanie retoryczne, ale one mają to do siebie, że wszyscy i tak zawsze na nie odpowiadają. 
- Wręcz przepiękne... - powiedziała. - Mogłabym tutaj pobiegać? To miejsce tak korci! - uśmiechnęła się, a ja kiwnęłam radośnie głową i dałam długiego susa w roślinność. Też miałam na to ogromną ochotę. 
Przez dłuższą chwilę pozwoliłam się nieść tam, gdzie mnie łapy poniosą, ale w pewnym momencie nagle usłyszałam nawoływanie świeżo poznanej samicy. Zaraz się tam skierowałam, aby móc zobaczyć jak ta jeży sierść i wpatruje się w jakiś punkt. Niepewnie podeszłam do niej i przez chwilę spoglądałam w tamto miejsce, starając się odgadnąć, co stało się powodem jej niepokoju. Ostatecznie jednak dopasowałam do siebie puzzle tej zagadki, aby zdać sobie sprawę, że widzę czyjąś sylwetkę.
- To Aro, nasz psi przyjaciel! - oznajmiłam wesoło, widząc jak przez pyszczek Riley przebiega wyraz niedowierzania.
- A ten za nim? - zapytała się ta głucho, a ja znowu wpatrzyłam się w sylwetkę, aby dojrzeć kolejną i poczuć jak krew mi zastyga w żyłach.
- T-to Ballada. - szepnęłam ze strachem, kiedy dotarło do mnie, że widzę scenę walki pomiędzy dwoma czworonogami. 

Riley?

Od Michaela CD Riley

Brak komentarzy:

Zaczaiłem się za jednym ze starych mebli, i chociaż bardzo dobrze nie widzę w ciemności widziałem Riley, którą chyba zaniepokoiło moje nagłe zniknięcie. Uśmiechnąłem się chytrze, i bardzo ostrożnie podszedłem ją od tyłu. Skoczyłem na lisicę, a ona zareagowała głośnym wrzaskiem.
- Riley! To ja, spokojnie! - wybuchłem śmiechem. Rozbawiła mnie jej reakcja.
- Przestraszyłeś mnie! - warknęła niezadowolona, zasadzając mi porządnego kopniaka w kark. Prędko wstałem z ziemi żeby nieotrzymać kolejnego.
- Ała! Weź, to boli..
- Trzeba było nie wycinać głupich numerów! - odwróciła się do mnie tyłem i poszła dalej obrażona. Chyba ją wkurzyłem.
- No weź, to był tylko kawał. Poczekaj.. - postanowiłem pobiec za nią zwłaszcza że lisica szła szybko naprzód, i chyba ani myślała zwolnić.
Im dalej szliśmy tym robiło się ciemniej i mroczniej. Riley chyba lubiła takie klimaty bo, ani przez chwilę nie widziałem żeby się odwracała, albo przystawała. Po prostu szła pewnie przed siebie. Żeby znowu nie wyjść na totalnego tchórza też poszedłem z wysoko uniesioną głową.

(Riley?)

niedziela, 27 maja 2018

Od Riley CD Milvy

Brak komentarzy:
Beta. Przyznaję, to słowo mnie zaskoczyło. Milva wcale nie wyglądała na zastępcę alf, znaczy się... Spodziewałam się kogoś bardziej... Hm, pewnego siebie? Tak, to dobre określenie. Miło poznać kogoś, kto mimo swej wysokiej pozycji w sforze nie zadziera nosa, tak jak było przykładowo w stadzie, do którego wcześniej należałam (co prawda spędziłam tam zaledwie niecałe dwa tygodnie, ale to w zupełności wystarczyło, by skutecznie zniechęcić mnie do władz lisiej społeczności). Ku jakże wielkiemu zaskoczeniu, Chalize i Ace także okazali się naprawdę sympatyczni. Nie minęło nawet dziesięć minut, a już udało mi się załatwić wszystkie formalności. Opuściwszy norę alf, popatrzyłam z wdzięcznością na stojącą nieopodal wejścia Milvę. Na jej pyszczku malował się delikatny, promienny uśmiech.
- Chodź, mamy jeszcze sporo do zobaczenia - rzekła, przyspieszając nieco kroku - Co byś chciała zobaczyć na początku? Rzekę? Wrzosowisko? A może kurhan?
Szczerze powiedziawszy, nie miałam zielonego pojęcia, które miejsce na początek mogłybyśmy zwiedzić, więc wybrałam tę pierwszą opcję.
- Wow! - otworzyłam szerzej oczy, cytryniąc się jak mały dzieciak do zabawki; na widok połyskującej w świetle słońca, falującej tafli wody - Jak tu pięknie...
- Prawda? - Kania przycupnęła na przybrzeżnym kamieniu. Usiadłam obok niej, wciąż nie odrywając wzroku od iście bajkowego błękitu nieba, odbijającego się w lustrzanym połysku rzeki. Po dłuższej chwili milczenia w końcu postanowiłam się odezwać.
- Milva?
- Tak?
- Wiesz, em... Chciałam ci podziękować. To dzięki tobie tutaj trafiłam... - uśmiechnęłam się, jednocześnie przejeżdżając łapą po gładkiej tafli wody, która aż prosiła się żeby jej dotknąć.
- Nie musisz dziękować. Cieszę się, że ci się tutaj podoba. Myślę, że gdy już oprowadzę cię po terenach sfory, warto byłoby poszukać ci jakiejś przytulnej nory, dobrze?
Pokiwałam głową po czym zeskoczyłam z głazu, następnie wdrapując się na zwalony pień drzewa.
- A ty dokąd? - lisiczka zastrzygła uszami, spoglądając na mnie podejrzliwie.
- Na wrzosowisko, mówiłaś że jest niedaleko stąd - wyszczerzyłam się i zgrabnym susem zeskoczyłam na trawę.
- Okey, okey! Już idziemy! - zachichotała ruda i wyprzedziwszy mnie pomknęła w leśne gęstwiny.

Milva? ^^

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:
   A więc to dlatego jeszcze żyje. Reamon był synem jednego z dwóch najpotężniejszych bogów. Bogowie.. bogowie muszą być niezłymi skurwysynami, wiedząc w jakich warunkach wychowywał się ich synek. To była skrajna głupota, pozwolić zostać mu u takiego ojca, w takiej rodzinie.. w końcu im potężniejszy bóg, tym potężniejsze jest jego dziecko. Moon bez wątpienia jest potężnym bogiem. Gdyby Morpheus nie przejął w porę Reya, mogłoby się to skończyć naprawdę źle. Kto wie, do czego mógłby się posunąć, wiedząc o swojej sile. Całe szczęście, że nic się nie stało, całe szczęście.. Chociaż, kto wie, ile lisów ma już na sumieniu. Grunt, że nie posunie się do kolejnych morderstw. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Reszta bogów powinna mu to skutecznie uniemożliwić, chociaż wcześniej pokazali, gdzie mają potomka swojego dowódcy. A może nie wiedzieli.. nie, Balor wiedział, musiał wiedzieć. Morpheus także. Co z nimi, do cholery? Czemu nie zareagowali? Przecież mogli, na pewno musiała być jakaś okazja. Mazikeen musiał często zostawiać swoje dzieci, przecież któryś z nich mógł w tym czasie zakraść się do nory i wyciągnąć szczeniaki. Nawet pewnie nie musiał tam schodzić, pewnie mógł użyć jakiś swoich boskich mocy, ale żaden z nich tego nie zrobił, jakby nie zdawali sobie sprawy z zaskoczenia. Czemu sam dumny ojciec też się nie zainteresował losem swoich potomków, tylko zostawił je na pastwę losu? Nie ma co, medal ojca roku dla tego pana. Chwila, chwila. Jest jeszcze jedna sprawa. Co z rodzeństwem Reya? Musiał jakieś mieć. Lisy rzadko kiedy rodzą się pojedynczo. Właśnie, przecież miał siostrę. Mizuri, chyba tak miała na imię. Skoro byli rodzeństwem, to logiczne, że mieli tego samego ojca, Moona. Tyle, że ona jeszcze o niczym nie wie. Niby jak ma wiedzieć?
 — Rey. — szepnęłam, mój głos był ledwo słyszalny. — Co z Mizuri? Przecież ona o niczym nie wie..

Rey?

Od Riley CD Michaela

Brak komentarzy:

Nie ukrywam, iż zaintrygowały mnie odgłosy dobiegające z wnętrza budynku. Zapewne, mamy do czynienia tylko z psotnymi myszami, które postanowiły się tutaj osiedlić. Cóż, nawet gdyby owe dźwięki okazały się być jedynie bieganiną niepozornych gryzoni, mnie i tak zżerała ciekawość, bo zwyczajnie lubię zwiedzać tego typu miejsca. Nic nie poradzę, takie już ze mnie wścibskie stworzenie.
- Tylko na chwilę, proszę... - popatrzyłam błagalnie na rudego, lekko poruszając końcówką puchatej kity.
- No dobra, dobra... - samiec przewrócił wymownie oczyma, rzucając mi pełne politowania spojrzenie, któremu towarzyszył bardzo delikatny, najwyraźniej rozbawiony zaistniałą sytuacją uśmieszek.
Bez dłuższego zastanowienia, pomknęłam w ciemność. Ku memu zaskoczeniu, a zarazem też uldze; wcale nie było tam tak strasznie, jak można by przypuszczać. Powiedziałabym wręcz, że pomieszczenie (przynajmniej w moim odczuciu) wydawało się całkiem przytulne. Mój nos przywarł do ziemi, pochłaniając rozmaite zapachy, w tym bardzo niewyraźną, aczkolwiek wciąż obecną woń byłych mieszkańców. Węszyłam tak dobre parę minut, nim natknęłam się na jakiś zakurzony, bodajże gliniany garnek, który skutecznie zniechęcił niuch do dalszych poszukiwań. Nieoczekiwanie poczułam coś dziwnego. Chłodny powiew wiatru nieproszenie wdarł się do środka, muskając mą sierść, czemu towarzyszył nieprzyjemny dreszcz.
- Słyszałeś to? - odwróciłam pysk w stronę towarzysza który... O dziwo wcale nie stał tam gdzie wcześniej. Dziwne. Wraz ze zniknięciem Michaela zapanowała martwa, nieco irytująca cisza. Położyłam uszy po sobie, biegając spanikowanym wzrokiem po mrokach budynku. Gdzie on się podział? Przecież jeszcze przed chwilą tutaj był!
- Mike, gdzie jesteś...? - szepnęłam, podkulając ogon.

Mike?

Od Michaela CD Riley

Brak komentarzy:

Milczałem przez chwilę. Nigdy jakos nie myślałem dlaczego to robię, no i nikt jeszcze mnie o to nie pytał. W tej chwili to ja się poczułem jak pacjent gabinetu psychologa, a Riley jakby zajęła moje miejsce. Zaimponowała mi takim podejściem do tego tematu. Niby takie proste pytanie, a ja prawie wcale odpowiedzi na nie nieznałem.
─ Chyba i to i to, po części.. ─ powiedziałem wierząc gdzieś tam w środku, że ta odpowiedź zadowoli lisicę, ale myliłem się.
─ Więc robisz to bo rozmawianie o problemach z innymi lisami jest dla ciebie przyjemne? ─ Dopytywała się lisica.
─ Problemy, i ich rozwiązywanie - to moja specjalność! ─ zaśmiałem się, i spojrzałem na nią - A ty nigdy nie myślałaś o zostaniu psychologiem? Nadawałabyś się.
─ Tak uważasz?
─ Pewnie! Umiesz rozmawiać, słuchać, doradzać, i wyciągac dobre wnioski..
─ Niewiem.. to chyba nie dla mnie.. ─ trochę się zawstydziła.
Nagle usłyszeliśmy jakieś stukanie, które wydobywało się z głębi budynku. Spojrzeliśmy w tamtym kierunku.
─ Wchodzimy tam? ─ Spytała wyraźnie podekscytowana Rilly.
Zdziwiła mnie jej reakcja.
- Pewna jesteś że chcesz tam wchodzić?

Riley?

sobota, 26 maja 2018

Od Riley CD Michaela

Brak komentarzy:
Nie wiem czemu Mike tak bardzo bał się przyznać do swego lęku. Przecież to żaden wstyd. Jednych przerażają psy, innych ciasne pomieszczenia, a jeszcze innych burza; ale w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tacy sami.
- Mike, nie musisz przede mną udawać, każdy się czegoś boi... - zapewniłam, siadając obok lisa.
- Nie boję się! - zaprzeczył naprędce, nieświadomie podnosząc głos - Znaczy się, tylko trochę...
Uśmiechnęłam się pod nosem, odwracając wzrok dla niepoznaki, po czym wysunęłam głowę zza skalnej ściany. Zmrużyłam z rozkoszą oczy, czując na swym pysku delikatny strumyczek chłodnej wody, spływającej z dachu budynku. Kocham deszcz. Jest w nim coś, czego nie jestem w stanie opisać.
Przez pewien czas siedzieliśmy w zupełnej ciszy, której towarzyszył jedynie odgłos opadających na ziemię kropli deszczu. Uchyliwszy powieki zauważyłam, iż lis również zdecydował się wystawić czubek nosa. Nie upłynęło nawet dziesięć sekund, a ten już się zorientował, że mu się przyglądam.
Rudy zastrzygł nerwowo uszami - Coś nie tak?
- Nie, nie, nic takiego... - posłałam mu lekki uśmiech, po czym szybko zmieniłam temat - Zawsze interesowałeś się psychologią, czy wybrałeś ten zawód, bo lubisz pomagać innym? - zagadnęłam, spoglądając na podłużne pioruny rozbłyskujące wśród gęstych chmur, wciąż kurczowo utrzymujących się na niebie.

Mike? ^^

Od Michaela CD Riley

Brak komentarzy:
Rilly pokręciła głową i spojrzała na grube mury zdobione jakimiś przedziwnymi wzorami, pewnie namalowanymi przez ludzi, którzy kiedyś tu mieszkali. Spojrzelismy jednocześnie w głąb "domu". Było tam tak ciemno i przenikliwie.. Niezbyt przyjemne miejsce..
─ To.. to ja już chyba wolałem b.. być na zewnątrz.. ─ stwierdziłem, i zacząłem powolutku się wycofywać, ale kiedy znowu usłyszeliśmy z zewnątrz grzmot, wbiegłem z powrotem. ─ he, he.. nie no, wcale nie jest tutaj aż tak bardzo źle..
Riley chyba zdziwiły moje zmienne decyzje, ale nic nie mówiła, za co nie ukrywam, byłem jej wdzięczny. Niektórzy wyśmiewali mój lęk przed burzą. Niewiem dlaczego od zawsze tak bardzo się jej bałem, miałem wtedy wrażenie, że za chwile piorun uderzy we mnie lub w coś obok mnie. Okropne uczucie.
─ Nie denerwuj się tak.. ─ Usłyszalem za swoimi plecami jej spokojny ton głosu.
Odwróciłem się do lisicy, i skulilem uszy zmieszany. Naprawdę nie chciałem żeby widziała, że się boję. Jestem psychologiem, i to ja powinienem umieć zachować w takich momentach zimną krew, a nie na odwrót.
─ Prosze nie traktuj mnie jak tchórza.. ─ Odezwałem się ─ Powiedzmy że nie przepadam zbytnio za burzą.

(Riley?)

Od Riley CD Michaela

Brak komentarzy:
- Wszystko dobrze? - spojrzałam na rudego, który z niewiadomych przyczyn położył uszy po sobie, a jego wzrok wędrował niepewnie po zachmurzonym niebie. Nie trudno było zgadnąć w czym problem.
- N... nic... - wyjąkał, wysilając się na lekki uśmiech, który mimo wielkich starań właściciela zdawał się być do bólu nieszczery.
- Chodź, lepiej się gdzieś schowajmy, zanim zacznie padać - poradziłam, powoli podnosząc się z trawy.
Z racji tego, że od norowiska dzielił nas spory kawałek drogi, uznaliśmy iż najrozsądniej byłoby poszukać czegoś bliżej. Rozejrzałam się, starając się zlokalizować wzrokiem potencjalne schronienie. Ku mej radości, w oddali dostrzegłam spore, kamienne bloki, które wydawały się wręcz idealną kryjówką przed deszczem. Nim jednak udało nam się tam dobiec, rozpadało się na dobre i w efekcie na miejsce dotarliśmy praktycznie cali przemoczeni.
- Znowu mokrzy... - wysapał wchodząc do środka samiec, na co mimowolnie parsknęłam śmiechem.
Zerknąwszy na mnie, rudy skrzywił się, jednak po chwili humor również mu się udzielił.
- Gdzie my właściwie jesteśmy? - Mike rozejrzał się dookoła, lustrując wzrokiem sufit skalnego budynku. Dobre pytanie.
- Hm, nie mam pojęcia. Nigdy tutaj nie byłam... - pokręciłam głową - Ale wydaje mi się, że nie powinniśmy tu być...

Mike? Przepraszam że takie krótkie

Od Michaela CD Riley

Brak komentarzy:
─ Pytałem czy chciałabyś pójść na spacer ─ sprostowałem.
Słysząc to co powiedziałem, lisica uśmiechnęła się szeroko. Chyba ją ucieszyła ta propozycja.
─ Na spacer? O tak, pewnie!
Wyszliśmy z nory i pobiegliśmy w nieznamym mi kierunku, bo pozwoliłem Riley pobiec przodem. Pewnie dobrze zna tę puszczę, więc niech lepiej ona prowadzi, nie?
Minęliśmy niedużą łączkę, a potem znaleźliśmy się przy rzece.
─ Ładnie tutaj. ─ skomentowałem
─ Też tak uważam. ─ Lisica pokiwała głową ─ Lubię tutaj przychodzić, jest tu tak cicho i spokojnie..
Proszę, kolejna zwolenniczka spokoju, jestem miło zaskoczony. Naprawdę większość lisów, które spotykałem była bardziej rozrywkowa, i lubiła towarzystwo - ale nie ja. Ja tam wolę siedzieć w swoim, zaufanym gronie. Usiadłem na piasku przy brzegu, a Rilly po chwili zrobiła to samo.
─ Ile jest lisów w tym stadzie? ─ spytałem się
─ Razem z nami wychodzi piękna jedenastka ─ uśmiechnęła się sympatycznie ─ A dlaczego o to pytasz?
─ Oo, to dużo.. muszę wszystkich poznać, narazie rozmawiałem tylko z Alfami i z tobą..
─ Przedstawić ci kilkoro z nich?
─ Gdybyś mogła to oczywiście.
Naszą rozmowę przerwał grzmot z nieba. Tak, tak, był to piorun - to czego nie lubię najbardziej. Nie chciałem żeby Riley się o tym dowiedziała, głupio byłoby teraz wyjść na strachajło.

Riley? :)

Od Riley CD Michaela

Brak komentarzy:

Zerknęłam kątem oka na nieznajomego, który zdawał się być strasznie zagubiony w owej sytuacji, podobnie jak zresztą ja. Westchnęłam cicho, robiąc krok do przodu, potem drugi, trzeci, czwarty... Aż stanęłam na tyle blisko, by móc normalnie z nim porozmawiać.
- Dobrze, nic takiego się nie stało - posłałam mu delikatny, nieco wysilony uśmiech, starając się, by sympatyczny wyraz zbyt szybko nie wymknął się z mego pyska. Widziałam, że wraz z tymi słowami, rudemu trochę ulżyło, bo w końcu odważył się znów podnieść na mnie wzrok.
- A tak w ogóle to jestem Riley - dodałam.
- Michael, ale możesz mi mówić Mike - rzekł lis, spoglądając na spory głaz za mymi plecami - ... i wybacz mi to... no wiesz... - wciąż naciskał z przeprosinami.
- Spokojnie, nie gniewam się, chociaż szczerze powiedziawszy nie mam zielonego pojęcia, co tam właściwie robiłeś - zachichotałam, taktownie zasłaniając łapą pysk, by niepozorny, cichy śmiech nie przeistoczył się nagle w diabelski rechot, który niestety ostatnimi czasy wyjątkowo często towarzyszy pozytywnym emocjom.
W zaistniałej sytuacji, uznałam iż zbędnym byłoby drążenie tematu tego niefortunnego wypadku, więc zwyczajnie zaprosiłam nowego znajomego do siebie na herbatę.
Rozsiadłszy się wygodnie na jednym z drewnianych pieńków, pełniących w domu rolę krzeseł, bądź jak kto woli foteli; postawiłam na stoliku dwie filiżanki z gorącym napojem.
- Jesteś nowy w sforze? - zapytałam, w celu przerwania długotrwałej ciszy, która od pewnego czasu bezczelnie panoszyła się w pomieszczeniu.
W odpowiedzi samiec tylko pokiwał niepewnie głową, opatulając się wcześniej przyniesionym przeze mnie, miękkim ręcznikiem. Na jego pysku malował się teraz lekki, aczkolwiek wciąż zmieszany uśmieszek.
- A ty... Od dawna tu jesteś? - zagaił przechylając głowę w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Cóż, w sumie tylko parę tygodni... - tym razem to w mojej wypowiedzi można było wysłyszeć nutkę zakłopotania, bo nawet się nie zastanawiałam od kiedy właściwie tutaj jestem. Czas leci tak szybko...
Z rozmyślań wyrwał mnie dopiero spokojny głos Mike'a, który zdążył już opróżnić swój kubek, podczas gdy mój wciąż stał nietknięty, a znajdująca się w nim ziołowa herbata dawno wystygła.
- Wybacz, zamyśliłam się... - mruknęłam zmieszana, ponownie zaczepiając wzrok na pysku rozmówcy - Mógłbyś powtórzyć?

Michael? ^^

Od Michaela

Brak komentarzy:
Usiadłem na skale i przez dośc długi czas obserwowałem ruchy trawy poruszanej przez wiatr. Tak wiem, niezbyt ciekawe zajęcie sobie wybrałem, ale nie wiem dlaczego zawsze to lubiłem. I tak ostatnio w moim życiu działo się za dużo, tak, naprawdę za dużo, chwila relaksu na nicnierobieniu to chyba nic złego, nie? Gdy już całkowicie utonąłem w świecie wspomnień zauważyłem rudy ogon, który postawiony wysoko do góry przemieszczał się w trawie z dość głośnym szelestem. Wstałem na równe nogi żeby lepiej mu się przyjrzeć, i chwilę później w trawie ujawnił się takze pyszczek posiadacza puszystej, na oko bardzo zadbanej kitki. Lisica rozglądała się to na prawo to na lewo. Ciekawe czego tutaj szuka. Chyba nieprzyszła na polowanie? A może? Nie, chyba nie, gdyby tak było to zachowywałaby się bardziej ostrożnie. Wyciągnąłem głowę do przodu jak tylko to było możliwe żeby jeszcze chwilę na nią popatrzyć, zanim zniknie na skałą na której w tej chwili siedziałem. Pode mną znajdowało się niewielkie bajorko z, którego najwyraźniej postanowiła się napić. Poczułem że łapy mi się ześlizgują i zanim cokolwiek udało mi sie zrobić już spadłem na.. niestety nie, nie na ziemię, bo spadłem na nią. Woda chlusnęła mi w pysk, poślizgnąłem się na błocie i przewalając się na bok przez przypadek przewróciłem ją na plecy. Chyba się tego nie spodziewała, bo przestraszona zrzuciła mnie z siebie, i ociekająca błotem i wodą odbiegła kawałek dalej. Po upadku zakręciło mi się w głowie. Dopiero gdy się ogarnąłem zrozumiałem, że lisica przez cały czas na mnie patrzy. Wyszedłem z wody i podszedłem do lisicy żeby spytać czy nic jej się nie stało.
─ Przepraszam, naprawdę nie chciałem, nic ci nie jest?.. - powiedziałem skruszony. Widziałem złość, oburzenie i troche strachu w jej oczach, ale tego ostatniego chyba nie chciała po sobie pokazywać.
─ Głupie pytanie ─ burknęła dość oschle i otrzepała się z pozostałości po "kąpieli".
─ Wiem, przepraszam ─ spuściłem głowę jeszcze niżej żeby nie musieć patrzeć jej w oczy.

(Riley? sorra za jakość i długość tego czegoś xd)

Powitajmy nowego lisa - Mike'a!

Brak komentarzy:
Powitajmy nowego lisa w sforze - Mike'a!

czwartek, 17 maja 2018

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
Symbol, tatuaż, znamię... Nie wiem czym to jest, ale miałem to od zawsze. Przedstawiał dwa księżyce. Po lewej stronie mniejszy, ciemny, po prawej zaś większy i jasny. Łączyła je jedna wstęga, która nie miała ani początku, ani końca. Przed księżycami splatała się w nierozerwalny węzeł, który jakby dla podkreślenia swojej wagi, był jaśniejszy od reszty. Jeszcze jeden szczegół. Chyba ważny, jednak dość mały. Nad księżycami widniały trzy mikroskopijne korony. Były równej wielkości i nie szło ich rozpoznać i zidentyfikować, bądź przypasować komukolwiek, co znaczyło zapewne to, że wszystkie były tak samo ważne.
- Żartujesz sobie? Czemu nigdy mi tego nie pokazałeś? - Lizzie zmarszczyła brwi. Była mocno zaniepokojona.
- Przecież to tylko ślad, który wypalił mi ojciec. Nic wielkiego... Prawda? - popatrzyłem w jej oczy unosząc jedną brew.
- Tak, Rey. Masz po części rację. To nie zostało wypalone, ale jest to sprawka twojego ojca. Biologicznego ojca, nie Maazika. - Westchnęła ciężko.
-Czekaj... Czy to mi powie, kto jest moim ojcem? - Próbowałem poskładać myśli w głowie.
- Nawet więcej. Ten znak cię ochrania. - szepnęła po raz kolejny odsłaniając sierść na mojej szyi, a potem nastawiła swoją. - Masz, sprawdź.
Zawahałem się przez chwilę. Co ona chce mi pokazać? Przełknąłem ślinę i znalazłem na jej ciele podobny znak. Te same trzy korony, ale pod nimi, znajdowały się jeszcze dwie mniejsze. Każda pochodziła z innej korony. Trochę jak.. Drzewo genealogiczne? Wstęga była ta sama, tylko dwa znaki inne. Tak jak na moim znamieniu, ten po prawej był jaśniejszy i większy. Przedstawiał klepsydrę, w której przesypuje się biały piasek. Ten drugi, po lewej był klepsydrą z czarnym piaskiem.
- Ale jak... - Kiwnąłem głową. - Twój.. i mój.. Mają dużo wspólnego..
- To, że jeden znak jest większy, symbolizuje jaki jesteś. Która strona w życiu ma nad tobą przewagę. Dobra.. Lub Zła. Wstęga oznacza, że są one wplecione we wspólne jarzmo i nie da się ich rozdzielić. Mój ojciec jest synem Morpheusa. Jednego z trójki największych bogów, którym zabronione jest posiadanie dzieci. Znamy tylko dwójkę... Sun, to dziewica. Jej dzieci.. Rodzą się w nieco inny sposób. Tworzy je, ale nie rodzi. Na ziemi nie ma już żadnego jej lisiego potomka. Ace..  On ma takie samo znamię jak moje, tylko bez tych mniejszych koron. Trzy korony na górze, to trzej Bogowie. Dwie mniejsze, to dwójka ich dzieci. Ten od Morpheusa, to mój ojciec, a ten od Moona...
- To ja.


Lizzie? :o

niedziela, 13 maja 2018

Od Milvy CD Mayee

Brak komentarzy:
- Przywitajmy się z nimi. - trąciłam May i powoli zaczęłam się skradać w stronę krzaków. 
- A nie miały być to jakieś przeszpiegi? - zapytała się i postukała się łapą w czoło. - Bo nie wiem czy nie zapomniałaś, ale jestem szpiegiem i chyba dlatego mnie ze sobą wzięłaś? 
Nie odpowiedziałam, a zamiast tego pędzona przeczuciem wręcz wyskoczyłam na sam środek jakiejś polanki, ku szczeremu zdziwieniu znajdujących się tam postaci, które natychmiast zwróciły na mnie swoje oczy. Już w następnej chwili tuż obok mnie stanęła moja towarzyszka, co spowodowało pewne poruszenie. Przyjrzałam się obecnym, aby dojść do pewnego wniosku - te lisy tybetańskie wyglądają dziwnie - ich konkretne barwy futra były skupione w niewielkich kwadracikach, a sami goście wyglądali jakby byli rozmyci. Rzuciłam pytająco spojrzenie Mayee, która wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Nie miałyśmy jednak już wyboru - w powietrzu rozległ się jakiś świst, a zza okolicznych drzew wyszło jeszcze więcej gości. Ich oczy były utkwione na nas. Moja towarzyszka trąciła mnie lekko łapą.
- Czas, abyś pokazała, że jesteś elokwentną betą. - szepnęła, a ja przełknęłam głośno ślinę, przeklęłam się w myślach, a następnie zwróciłam się w stronę nadchodzących powoli lisów. Wyglądali jakby chcieli nas rozszarpać na strzępy, ale z drugiej strony gdyby się tak dobrze przyjrzeć, to nawet dało się podpiąć ich zamiary do zamiaru serdecznego, energicznego powitania, które miałoby taką siłę, że - w zależności od jego rodzaju - skończymy bez prawej przedniej łapy lub zostaniemy uduszone.
- Przybywamy w pokoju, nie chcemy was skrzywdzić. - powiedziałam, a przez myśl mi przemknęło, że dwie niewielkie samice nie są czymś, czego można się przestraszyć.
Najbliższy członek tej wędrownej sfory spojrzał się na nas pytająco, a następnie powiedział coś w tym swoim dziwnym języku. Rzuciłam szybko wzrokiem na słownik, zakładałam, że mówią po nepalsku - w końcu są to lisy tybetańskie. Nawet jeżeli są dziwnie rozmyte. Pokazałam im książkę, a mój rozmówca wskazał, że flaga zamieszczona na niej coś mu mówi. Otworzyłam ją na losową stronę i nagle spomiędzy zapisanych drobnym druczkiem stronic wypadła jakąś mała książeczka. Mayee podniosła ją i obejrzała dokładnie.
- Rozmówki obrazkowe. - wskazała na wielki rysunek żółtego samochodu z napisem Taxi.
- Przynajmniej nie będziemy musiały za dużo gadać... - uśmiechnęłam się do niej, po czym podałam jej słownik i sama złapałam za trzymaną przez nią książkę i pewnym krokiem podeszłam do najbliższego członka tutejszego stada. Ten obrzucił mnie podejrzliwym spojrzeniem, a ja na to przekartkowałam szybko trzymaną przeze mnie pozycję i wskazałam na zdjęcie gołębia, a następnie na siebie i May, która uderzyła się łapą w czoło.
Lis przekręcił głowę i kogoś zawołał, a wokół nas utworzył się krąg z tych rozmazanych. Wśród nich były nie tylko samce, ale i samice o lżejszej budowie, a pomiędzy ich nogami przemknęły sylwetki szczylków. Kilka z nich podeszło do mojego rozmówcy, z czego jeden niezbyt mi wyglądał, aby należał do gatunku tybetańskich, ale nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, ważne, że młode były widocznie zainteresowane pomocą w zgadywaniu. Rozejrzałam się dookoła, aby jeszcze zobaczyć garstkę posiwiałych lisów. Podsumowując - cała rodzinka.
- Jakie - pytajnik - macie - wskazuję na zbiegowisko - zamiary? - kolejne zapytanie z racji braku właściwego obrazka. Towarzysząca mi May podeszła do mnie i zaczęła pomagać w szukaniu odpowiednich znaków. Jeden ze szczeniaków zabrał nam książkę, a następnie wskazał na wszystkich wokół oraz zastukał pazurkiem o rysunek psa, a potem na ogień. Przez tłum przeszedł szmer. Przekręciłam głowę i rzuciłam pytające spojrzenie w stronę znajomej lisicy.
- Oni nam powiedzieli, że chcą nas poszczuć psami i spalić nasze nory czy opowiadają co stało się im? - odpowiedziała ta i zamyśliła się. Odebrałam od młodego klucz do porozumienia i po chwili namysłu ukazałam wszystkim obecnym duży rysunek herbaty i z uśmiechem zastukałam o dom i wskazałam na siebie i May.
- Co ty zrobiłaś? - mrużyła oczy.
- Zaprosiłam ich na podwieczorek. - odpowiedziałam z dumą.

May?

Od Milvy CD Riley

Brak komentarzy:
- Chciałabyś dołączyć do stada? - zapytałam się, kiedy już oprowadziłam lisicę po terenach Szlaku i wytłumaczyłam jak mniej więcej wygląda tutaj życie. Opisałam i wytłumaczyłam tutejszy rodzaj władzy, przedstawiłam jej kilka lisów, które akurat przechodziły i upewniłam, że nie zrobimy jej żadnej krzywdy za to, że się przybłąkała w te okolice. Ogólnie mówiąc - miała już całą wyprawkę potrzebną do dołączenia. Spojrzałam się pytająco w jej stronę. Lisica zagryzła wargę, a następnie odpowiedziała powoli.
- Emm... tak. - przekręciła głowę.
- To świetnie! Chodź, teraz zobaczymy się z alfami. - uśmiechnęłam się szeroko, po czym wesoło skończyłam przed siebie. - Przejdziemy przez norowisko, obejrzysz sobie jak wygląda i zaczniesz już sobie rozmyślać nad wyglądem własnej norki!
Riley podniosła lekko kąciki pyska I ruszyła za mną raźnym krokiem.
- Od dawna tu mieszkasz? - zapytała się w pewnym momencie samica.
- Od urodzenia, moi rodzice się tutaj poznali i mieszkali. - mój głos lekko zadrżał na ostatnich słowach. Riley spojrzała się na mnie pytająco, ale szybko nałożyłam na siebie maskę uśmiechu i nasiliłam się na radosny ton. - Spójrz! Już widać stąd legowisko alf. O, jest Chali. - pomachałam łapą w stronę samicy, która obserwowała nas z odległości wejścia do swojego mieszkania. Kątem oka udało mi się uchwycić sylwetkę Acza wyglądającego zza pleców swojej partnerki.
- To jest Riley, chciała dołączyć do naszego stada - przedstawiłam ją, a ta rzuciła w moją stronę zaniepokojone spojrzenie. Nowi zawsze bali się pierwszego spotkania z przywódcami.
- Widzę, że betowanie jakoś ci idzie. Chodźcie wypełnimy formularz i już będziecie mogły wrócić do swoich zajęć. - uśmiechnęła się samica alfa. A ja przypomniałam sobie, że obiecałam Ludio, że jeszcze dziś udam się z nią do pobliskiego miasteczka i razem zapolujemy na jakieś ludzkie gadżety.
- Betowanie? - zapytała się cicho Riley, a następnie po braku uzyskania ode mnie odpowiedzi została zaprowadzona do aczowego gabinetu. 

Riley?

sobota, 5 maja 2018

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:
    Patrzyłam na ojca, który wyglądał, jakby zobaczył ducha. Jego pysk stężał. Co mogło go skłonić do tego, żeby chociaż na chwilę przestał atakować Reamona? Blizny jak blizny, tata na pewno musiał widzieć takie rzeczy, a może nawet gorsze. To w końcu tylko kilka strupów i zadrapań, prawda? Nic wielkiego, każdy takie ma. A może to było coś jeszcze.. Coś, o czym nie wiedział nawet sam Reamon, sądząc po jego dziwnej reakcji. Kiedy Ace cofnął się, lis pozostał nadal na swoim miejscu. Co jakiś czas zerkał tylko zaniepokojony na mojego ojca. Siedzieliśmy tak w milczeniu, dopóki moja mama się nie odezwała, spoglądając to na swojego partnera, to na Reya.
  — Acze, co jest? — zapytała, podchodząc bliżej dwójki lisów.
 — Nie wiem, Chali.. — odezwał się cicho. Tak cicho, że obie musiałyśmy się wysilić, aby cokolwiek usłyszeć. W jego głosie było coś, co nie pozostawiało wątpliwości, że sprawa jest co najmniej poważna.
Popatrzyłam na Reamona, on popatrzył na mnie. Także nie rozumiał, co tu się dzieje. Mama podeszła jeszcze bliżej, tak, że mogła zajrzeć w rozchylone futro. Musiała też dostrzec tam to, co dostrzegł Ace. Powietrze gwałtownie uszło z jej płuc, wymienili spojrzenia z ojcem. Zniecierpliwiona parsknęłam, zwracając na siebie ich uwagę.
 — Idźcie już. — nakazał Ace, tonem nieznoszącym sprzeciwu.

    Kiedy tylko zniknęliśmy moim rodzicom z pola widzenia, dobrałam się do szyi Reamona. Rozgarnęłam futro w tym samym miejscu, co zrobił to Ace. Blizny, tak.. Ale pośród nich było coś, co blizną być nie mogło. Wyglądało jak starannie zaplanowany symbol.

Rey?

wtorek, 1 maja 2018

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
Nie wierzyłem we własne słowa. Powiedziałem to. Przyznałem się do winy, teraz nie ma odwrotu, Rey. Musisz brnąć w to dalej.
- Przeze mnie wasza córka zachorowała, bo więziłem ją w piwnicy. Bez obaw. Dostawała jedzenie i picie. Raz po tym, jak poszedłem zapolować i tam.. Mój ojcie.. Chwila. On nie jest moim ojcem.. - zmarszczyłem brwi.
- Co? - Acze skrzywił się patrząc na mnie jak na dziwaka, którym byłem.
- Całe życie tkwiłem w błędzie. Lis, który podawał się za mojego ojca, nie jest nim. Ja.. Jest nim jakiś Bóg. - przełknąłem szukając faktów gdzieś w odmętach pamięci. Nie wiedziałem też skąd zebrałą się we mnie taka siła, żeby opowiedzieć o wszystkim. - Mówił do mnie wiele razy, ale nigdy się nie przedstawił.. Zostawił moją brzemienną matkę na pastwę Maazika, z którego łap okrutnie zginęła. Wciąż pamiętam jak jako małe szczenię przytulałem się do jej zimnego ciała...
- To straszne.. - Chalize spojrzała na mnie ze smutkiem, lecz jej partner zachował kamienną twarz.
- Kontynuuj. - rozkazał tylko chłodnym tonem.
- Morpheus chciał to ze mnie wyprzeć. Odkąd uprowadziłem Lizzie, codziennie odwiedzał mnie w snach.. Zmienił mój tok myślenia. Zacząłem żałować wszystkiego, co w życiu zrobiłem, oprócz tego, że w obronie siostry zabiłem własnego brata. - powiedziałem na jednym wydechu patrząc gdzieś w ścianę.
- Zabiłeś własnego brata? - alfa zbadała mnie zaniepokojonym wzrokiem. Zignorowałem jej pytanie uznając jako zbędne i zacząłem mówić dalej.
- No i właśnie, wracając; Byłem na polowaniu i upolowałem dla mnie i Państwa córki bażanta, gdy nadszedł Maazik. Zaczął mnie dusić i prawie zabił. Wtedy, gdy wróciłem do domu.. Przepraszam Elizabeth. - spojrzałem jej w oczy, a następnie gdzieś w podłogę kładąc po sobie uszy.
- Reamonie.. Przecież wiesz, że nie mam ci tego za złe.. - westchnęła.
- Kłamca! - warknął Acze podbiegając do mnie i przewracając na grzbiet. Usłyszałem gruchot mojego kręgosłupa uderzonego o skałę. Jęknąłem cicho z bólu. Paliły mnie wszystkie mięśnie sprawiając, że poczułem się słaby. Nie mogłem nawet się ruszyć.
- Acze! - krzyknęła Chalize zasłaniając łapami pysk.
- Tato! Proszę.. Zostaw go.. - ruda zaskomlała bezradnie przyglądając się zaistniałej sytuacji.
- Nie proszę Pana o nic, Panie de Lorche. Proszę się zemścić za córkę. - szepnąłem patrząc zmęczonym wzrokiem prosto w jego wściekłe oczy.
- Tato...
Poczułem jak lis odsuwa sierść na mojej szyi. Co zamierza zrobić? Przecież tam jest pełno ran zadanych przez Maazika.. Alfa stanął w bezruchu obserwując rany, po czym wymówił tylko jedno słowo.  - "Cholera..".
Szkielet Smoka Panda Graphics