piątek, 22 września 2017

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

Kiedy się obudziłam, nadal czułam przy sobie ciepło Reamona. Przyjemnie. Czy mogę tak zostać? Zaraz jednak poczułam nieprzyjemny ból w płucach, który nakazał mi siedzieć cicho, zanim zdążę zedrzeć sobie gardło. Nie mogąc się powstrzymać, kaszlnęłam, czym jednocześnie zdradziłam to, że nie śpię.
— O, obudziłaś się już. — stwierdził Reamon, dokładnie mi się przyglądając.
— Tak. — Lekko zakasłałam, żeby pozbyć się tej paskudnej chrypy. — Jak się spało?
— Myślisz, że spałem? — Lis zmarszczył brwi, ale zaraz potem delikatnie się uśmiechnął. — Nie jestem aż taki głupi. Musiałem cię pilnować.
Wzruszyłam ramionami i przewróciłam się na bok, upajając się czystą pościelą i ciepłem lisa. Czy mogło być lepiej? Cóż, tutaj na pewno nie. Ale ogółem to mogłabym być w domu z rodzicami, prawda? No i z braćmi. Ale w sumie, to Reamon też nie był taki zły. Przecież Morpheus mówił, że został tylko skrzywdzony i można go naprawić.. a jak się już go naprawi, to będzie bardzo wartościowym i dobrym lisem. A przynajmniej tak mówił Morpheus. A Morpheusowi ufam.
Reamon wstał z łóżka, przez co pozbawił mnie swojego ciepła i z uciech została mi już tylko czysta pościel. Lepsze to, niż nic. No i przynajmniej teraz nie miałam ataku kaszlu, co daje mojej obecne sytuacji jakieś dziesięć punktów na plus. Popatrzyłam na niego. Stał przy dziwnym urządzeniu, a właściwie zdejmował z niego niewielki garnek. Był w nim jakiś jasnozielony wywar.
— Tak, to dla ciebie. — oznajmił, najwyraźniej czując na sobie moje spojrzenie.
— To jakaś trucizna, która sprawi, że umrę w męczarniach? — Zmarszczyłam nosek i przyjrzałam się bliżej cieczy.
— Może? — Uśmiechnął się tym swoim typowym dla siebie uśmiechem. — Wypij.
Mówiąc to, zdjął garnek z tego dziwnego urządzenia i podał mi go, a konkretnie postawił przede mną. Popatrzyłam na jego zawartość. Cóż, nie wyglądała zachęcająco.. Umoczyłam pysk w wywarze i wzięłam kilka łyków. Nie smakowało źle, smakowało zielskiem. Do przeżycia generalnie. Lis nadal się na mnie patrzył, więc wypiłam całą zawartość naczynia.
— I co teraz? — zapytałam, wlepiając w niego spojrzenie.
— A co byś chciała? — Reamon odstawił garnek na stolik.
— Buzi? — uśmiechnęłam się.

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
Po dłuższej chwili wyczułem miarowy oddech lisicy. Zasnęła. Cholera, co teraz. Jest chora. Trzeba znaleźć leki. Tylko gdzie.. Gdyby tylko jego siostra się tu teraz pojawiła.. Przecież ona się na tym wszystkim zna. Przyniosła by co trzeba i po problemie. A jednak nic nie zwiastowało na jej przybycie. Cholera, cholera, cholera. Zaufać, że ruda nic nie zrobi i iść po lekarstwa? Awykonalne. Lis nie bał się o to, czy ruda ucieknie, ale raczej o to, czy podczas jego nieobecności nie nadciągnie kolejna spazma kaszlu i lisica się udusi. Na to nie mógł pozwolić. Nie chciał trupa pod swoim dachem.
Jeśli zaryzykuje, może stać się najgorsze, ale jest też szansa, że uda mu się wrócić z lekami na czas. Jeśli nie zaryzykuje, ruda albo umrze, albo istnieje szansa, że wyjdzie z tego cało. Pierwsza opcja jest ryzykowna. Druga może sprowadzić najgorsze, śmierć bez leczenia. Tak naprawdę, to tylko odwleka jej ewentualną śmierć i w grę wchodzi czas. Jest jeszcze trzecia opcja. Odprowadzić Elizabeth do domu, puścić ją wolno. Nie. Tego nie zrobi. To będzie dla niego koniec. Wściekły Ace podpali mu dom. Z resztą on nie wypuszcza wolno ofiar. Ale czy Lizzie to ofiara? UH, przeklęte Bóstwo w jego głowie zmienia mu tok myślenia! Musi jednak być coś, co może zrobić.. Czarno-rudy wstał nie budząc przy tym słodko śpiącej lisicy i podszedł do regału z książkami. "Typy psów myśliwskich", "Choroby zwierząt leśnych", "Poradnik dla myśliwych", "Atlas grzybów", "Jak przeżyć w lesie"... 
Ostatni tytuł mocno go zaintrygował. Sięgnął więc po cienką lekturę i otworzył na stronie z chorobami. Zioła leśne.. Igły sosny, wrzosy, pokrzywa.. Pokrzywa. Zbierz liście pokrzywy, wsadź do manierki bądź innego naczynia jakie posiadasz ze sobą, wlej do środka wodę i zagotuj na ogniu. Pij ciepłą, a na pewno nie stracisz sił i energii. Przydatna również podczas przeziębienia i chorób gardła ze względu na witaminy w niej zawarte. Rozgrzewa i podtrzymuje temperaturę ciała. 
Genialne. Trzeba jeszcze tylko pomyśleć, gdzie rosną najlepsze pokrzywy.. Niedaleko. Na polanie obok domu. No tak. 
Nie czekając dłużej, Rej wybiegł z domu do pobliskich krzaków i zaczął zrywać liście parzącej rośliny. Ból nie był mu obcy więc dzielnie go zniósł, wrócił do chatki i z trudem rozpalił ogień w kominku. Specjalnie skonstruowane urządzenie pozwalało na zamieszczenie nad ogniem jedzenia, na przykład kurczaka. Lis chciał to kiedyś wypróbować na którejś ze swoich ofiar, ale nie chciał zabrudzić salonu krwią czy innymi nieprzyjemnymi wydzielinami. Gdy herbatka grzała się na ogniu, lis wrócił na łóżko i ułożył się obok rudej. Zanim się obudzi, trunek będzie gotowy. Sam jednak nie zmrużył oka.

Lizzie?

niedziela, 17 września 2017

Od Dantego CD Aqua

Brak komentarzy:
Zmarszczyłem nos, rozglądając się po pomieszczeniu. Niewątpliwie ludzki schron, co by innego. Skrzynie, butelki z wodą oraz puszki. Podszedłem do jednej ze skrzyń, na szczęście nie była zamknięta na klucz. Wystarczyło lekko podważyć wieko nosem, aby odkryć jej zawartość. Tam była.. broń. I naboje, a także łuski. Ludzki schron. Cholera, czy pod moją norą kiedyś byli ludzie?! Rozejrzałem się po schronie. Był niezbyt duży - dwie prycze, trochę skrzyń, jedna półka na książki.. od razu do niej podleciałem, upajając się widokiem tego ukrytego bogactwa. Tyle skarbów.. Byłem tak bardzo ciekawy, co kryją te wszystkie książki. Już miałem po jedną sięgać, jednak z zamyślenia wyrwał mnie odgłos otwieranej skrzyni.
- Nie dotykaj niczego. - warknąłem podirytowany do Aqua.
Lisica rzuciła mi krótkie, również zirytowane spojrzenie, że w ogóle śmiem ją uciszać. Jakby nie było, mój dom. Jeszcze. A mój dom to moje zasady. Mam prawo żądać, żeby niczego nie dotykała, no nie? Podszedłem do kolejnej skrzynki, i do kolejnej. Ubrania, nic ciekawego. W końcu podszedłem do tej najbardziej topornej - schody...


Aqua?

czwartek, 14 września 2017

Od Aqua CD Dantego

Brak komentarzy:
Po chwili lis przyniósł mi martwego bażanta, jednak od razu wrócił do spiżarni, widać było tylko jego ogon. Zjadłam do syta i wstałam z miejsca w którym siedziałam. Ruszyłam do spiżarni aby zobaczyć nad czym Dante myślał. Lis stał nad jakąś klapą z metalowym uchwytem który pozwalał na otworzenie jej. Staliśmy chwilę w ciszy, w końcu podeszłam do miejsca w którym była klapa i zaczęłam za nią ciągnąć. Chyba jednak byłam za słaba i za mała na takie rzeczy, ponieważ klapa ani drgnęła.
-Będziesz stał jak słup soli czy mi pomożesz?- spytałam chłodno a Dante bez słowa podszedł do miejsca w podłodze gdzie była klapa. Jednym ruchem ją otworzył, w końcu był samcem na dodatek większym ode mnie. Zajrzałam do środka. Dante zrobił to samo.
-To chyba schron- powiedział przyglądając się rzeczom znajdującym się w środku.
-Wchodzimy?- spytałam a lis kiwnął głową, wskoczyłam do dziury, było ciemno a jedynym źródłem światła był otwór na górze przez który zaraz wskoczył Dante. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, było tu dużo butelek z wodą i puszek.

Dante?

Od Dantego CD Auqa

Brak komentarzy:
Poczułem metaliczny zapach krwi. Eh, tylko nie to.. Krew ciężko się spiera i zostają po niej niezbyt estetyczne plamy. Nie miałem jednak serca wygonić Aqua na dwór, zwłaszcza, że chyba jeszcze padało. Bogowie, i co ja mam teraz zrobić? Z jednej strony nie chciałem mieć wszędzie tych plamek krwi, no i nie oszukujmy się.. nie jest to zbyt estetyczne, w dodatku wydziela bardzo mocny zapach, który nie był zbyt przyjemny. Ale z drugiej, nie mogłem tak po prostu poprosić ją o wyjście, zwłaszcza patrząc na tę cudowną pogodę...
- Jesteś głodna? - zapytałem, mrużąc zdrowe oko. Cóż, ja nie byłem. Gdybym był, nawet bym o to nie pytał, tylko poszedł do spiżarni.
- Trochę. - mruknęła w odpowiedzi.
Nie odpowiedziałem, zamiast tego udałem się w głąb nory i odchyliłem stary kawałek kory, będący swoistymi drzwiami do jedzenia. Zawsze miałem trochę zapasów, sam nie wiem, czemu je właściwie gromadziłem.. Chwyciłem w pysk jakieś truchło bażanta, jednak moją uwagę przykuło co innego. Pomiędzy mięsem i orzechami, a także innym pożywieniem coś błysnęło...


Aqua?

wtorek, 12 września 2017

Od Aqua CD Dantego

Brak komentarzy:
Obudziło mnie stukanie deszczu który nie padał tak mocno jak wcześniej, ale padał. Podniosłam się lekko obolała, w końcu tak to jest gdy śpi się na ziemi. Dante spał na swoim posłaniu. Siedziałam w miejscu na którym spałam, w końcu wstałam aby wyjrzeć przez wejście do nory. Wychyliłam głowę przez dziurę, deszcz padał tak jak się spodziewałam. Z niezadowoleniem wróciłam się do domu lisa. Na miejscu w którym spałam można było zobaczyć niewielką plamę krwi.
-Uh, cieczka- mruknęłam z niezadowoleniem. Z niezadowoleniem przysiadłam na plamie tak aby Dante nie mógł jej zobaczyć chociaż pewnie i tak wyczuje zapach krwi, w końcu ma lepszy węch niż inne lisy, a wszystko przez to, że ma tylko jedno oko i widzi gorzej. Lis zaczął się kręcić na posłaniu. Stało się tak jak myślałam, Dante już po chwili siedział i pocierał oko łapą.
-Dzień dobry- przywitał się a ja kiwnęłam głową aby mu opowiedzieć. Nerwowo ruszałam ogonem, ponieważ lis zaczął węszyć.

Dante? Sorry, że takie krótkie, ale pisałam na telefonie.

Od Dantego CD Aqua

Brak komentarzy:
Popatrzyłem na lisicę, która zasnęła. Ehh, ha też bym chciał.. Odszedłem od mojego miejsca pracy, a następnie powlokłem się - bo inaczej nie dało się tego nazwać, taki miałem krok po całym dniu - do mojego legowiska, które to znajdowało się w izbie sypialnej.. Za dużo by opowiadać. Powinienem przenieść to legowisko bliżej biurka, żeby w razie czego nie bawić się w wędrownie po całej norze tylko po to, żeby położyć się spać. Kiedy w końcu dopadłem do dobrego miejsca, od razu zwaliłem się na miękkie podszycie i nacieszyłem nos zapachem świeżego, wysuszonego siana. Właściwie to moje legowisko składało się z podszewki ukradzionej ludziom i siana, które sam wymieniałem co miesiąc, żeby mieć zawsze w miarę świeże i pachnące. Uwielbiałem ten zapach.. Nic tylko przenieść się myślami na jakąś łąkę. Gdzieś daleko, z dala od problemów i obowiązków.. Tam, gdzie mnie nikt nie znajdzie. Nie, żebym narzekał na swoje życie, ale czasem mam ochotę rzucić to wszystko i po prostu sobie gdzieś iść, posiedzieć w samotności. Najlepiej na jakąś piękną, pustą łąkę. Tylko ja i natura. Zamknąłem oko, a pieczenie powoli zaczęło ustępować wraz z upływem czasu. Nie wiem, ile minęło, zanim zasnąłem. Pięć minut? Dziesięć? Piętnaście..?
Aqua?

poniedziałek, 11 września 2017

Od Aqua CD Dantego

Brak komentarzy:

Lis wyglądał na zmęczonego, ale cały czas odczytywał dokument który leżał na jego biurku. Jego nora z perspektywy małej lisicy wydawała się być idealnego rozmiaru a na dodatek siedziało się w niej przytulnie. Przy prawej stronie leżało posłanie na którym Dante najprawdopodobniej sypiał w czasie nocy. Podeszłam do wyjścia z nory, wychyliłam głowę, tak jak się spodziewałam deszcz padał jeszcze mocniej niż przed moim wejściem do domu jednookiego lisa. Z niechęcią wycofałam się do nory, godzina była już późna, ale nie chciało mi się spać. Może dlatego, że jestem w jednej norze z lisem któremu głowa właśnie opadła na biurko z powodu zmęczenia. Westchnęłam cicho, można powiedzieć, że zostałam skazana na towarzystwo. Podeszłam do biurka przy którym lis spał. Przesunęłam go starając się nie przerwać mu snu. Wzięłam dokument nad którym pracował Dante, przez zapach lisa przebijał się zapach ludzi, znikomy, ale był. Odłożyłam kartkę na miejsce tak aby wydawało się, że nikt jej nie ruszał. Oczy mi się zamykały, położyłam się na ziemi i zwinęłam się w kulkę. Po chwili zapadłam w sen.

Dante?

Od Dantego CD Aqua

Brak komentarzy:

Wziąłem głęboki oddech i szybko pomodliłem się do wszelkich bóstw. Bogowie, dlaczego akurat w takim momencie.. I kto mógłby mnie odwiedzić? Wychyliłem się zza pergaminu, a mojemu oku ukazała się niewielka, ruda lisica. Była mokra.
- Mogę wejść? - Jej ton głosu był nieco zimnawy.
- A z jakiej to okazji? - zapytałem, przekrzywiając głowę. Co jak co, ale swoją prywatność to cenię. Bardzo.
- Pada na dworze. - odparła. Oh.. mogłem się domyślić.
- No dobra. Wejdź. - Machnąłem łapą gdzieś w głąb mojej nory. Nie była przygotowana na dłuższy pobyt więcej niż jednego lisa - jedno legowisko, jedno miejsce do jedzenia i tym podobne. - Swoją drogą, jestem Dante. Znany także jako Raven King. Do usług. A ty to..?
- Aqua. - Lisica rozglądała się z zaciekawieniem po norze.
- Zostań tu do rana. - mruknąłem bardziej sam do siebie niż do niej. - Znaczy się, aż przestanie padać.
Skinęła mi głową na podziękowanie. Niezbyt interesowałem się tym, co będzie robiła. Bardziej interesował mnie tekst przede mną, który przecież trzeba było odszyfrować. Ehh, ale od tego bolała głowa i oko.. Przetarłem je łapą, żeby pozbyć się tego denerwującego uczucia zwanego również "zmęczeniem oczu", a raczej oka, cokolwiek by to znaczyło. Bolała mnie też głowa, bo jakżeby inaczej. Najchętniej to po prostu położyłbym się spać, ale przecież nie zrobię tego w obecności obcej lisicy. Zamknąłem oko, nie chcąc narażać się na jeszcze większe zmęczenie. Edgar Alan Poe może sobie poczekać do jutra. Właściwie, to która była godzina..? Pewnie jakoś późno, uh.

Aqua?

Od Aqua CD Dantego

Brak komentarzy:
Przechodziłam się po terenach stada, było chłodno a wszystko przez nadchodzącą jesień. Mniej więcej znałam już wszystkie tereny które należały do stada w do którego należę. Przechadzałam się przy rzece, dziś nurt nie był zbyt silny więc przepłynęłam przez nią bez większych problemów. Truchtem pobiegłam w stronę jednego z moich ulubionych miejsc czyli wrzosowisk. Po krótkim czasie truchtu ujrzałam duże pole wypełnione kwitnącymi wrzosami. Miałam nadzieję, że nie spotkam żadnej pary która przyszła tutaj na spacer. Stanęłam na środku wrzosowiska i zaczęłam skakać jak lisię które znajdowało się w takim miejscu po raz pierwszy. Moja zabawa nie trwała długo, ponieważ zobaczyłam, że tuż obok stał jakiś lis, pewnie członek stada i patrzy się na mnie.
- Co się gapisz? - warknęłam odwracając się w stronę rzeki, ruszyłam w tamtą stronę szybkim krokiem, gdy byłam mniej więcej w połowie drogi do wody na mój nos spadła pierwsza kropla deszczu.
- Jeszcze tego brakowało - mruknęłam do siebie i ruszyłam w dalszą drogę. Z minuty na minutę kropli robiło się więcej przez co wyglądałam jak wypłosz. Jak najszybciej się dało przepłynęłam na drugą stronę rzeki, gdy stanęłam na twardej ziemi ruszyłam w poszukiwaniu schronienia, pierwszą ujrzałam norę w której paliło się światło. Podbiegłam do niej i zapukałam, nie dostałam żadnej odpowiedzi tylko ciszę, zamyśliłam się na chwilę aż w końcu wsunęłam swoją mokrą głowę do nory. Ujrzałam lisa który nie miał jednego oka i siedział przy jakimś dokumencie lub czymś takim.
- Mogę wejść? - spytałam lekko zimnym tonem.

Dante?

sobota, 9 września 2017

Event!

Brak komentarzy:
Zapraszamy do udziału w nowym evencie! Kliknij w napis poniżej, aby dowiedzieć się więcej!


czwartek, 7 września 2017

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

Z lubością wtuliłam się w ciepłe ciało Reamona, chowając pysk w jego futrze na piersi. Czułam, że lis nie czuje się najlepiej, ale po chwili w miarę się uspokoił. Ja też się uspokoiłam. Tu było światło.. i ciepło. I nie było wilgoci. I nie kasłałam tak często. Ciekawa jestem, na ile lis pozwoli mi tu zostać... nie na długo pewnie. Jak przestanę pluć krwią, pewnie znów zamknie mnie w piwnicy. Nie myśl o tym, Lizzie. Starałam się pomyśleć o tym, że teraz jest mi dobrze i ciepło i skupić się jedynie na tym, nie wybiegać myślami w przyszłość, która i tak nie prezentowała się zbyt kolorowo.
- Tylko pamiętaj, że jedna sztuczka i wracasz do piwnicy, gdzie się tobą zajmę. - mruknął. Jego mięśnie były rozluźnione, przez co był przyjemnie miękki. - Także powtórzę: żadnych sztuczek, bo to nie skończy się dla ciebie dobrze.
W tej chwili to ani myślałam uciekać.. Przecież było tak dobrze, idealnie wręcz. Miło, ciepło i.. bezpiecznie? Jak w ogóle mogłoby mi być przy nim bezpiecznie? Może pomyliłam te uczucia? Ale nie, czułam przyjemny spokój i brak tego bólu żołądka, który towarzyszył stresowi.
- Oczywiście. - wymruczałam w jego futro. - Żadnych sztuczek. Będę grzeczna.
- No ja myślę. - odparł, a jego łapa znalazła się między moimi łopatkami.
Oh, tak mi rób! Zamruczałam, kiedy zaczął powoli kręcić kółka. Musiał to usłyszeć, bo usłyszałam jak parska cichym śmiechem. Zamknęłam oczy, coraz bardziej czując senność. Spałam teraz o wiele dłużej, szybciej się też męczyłam. A w dodatku nie męczył mnie kaszel i było ciepło i przyjemnie. Żyć nie umierać. Idealnie do spania.
- Dobranoc, Reamon. - Ziewnęłam. - Słodkich snów.
- Ta, wzajemnie. - Ułożył mnie na boku, po czym sam położył się obok. - Ale pamiętaj...
- Żadnych sztuczek. - dokończyłam, lekko się uśmiechając.
Wcisnęłam się bardziej w Reamona, rozkoszując się tym cudownym uczuciem. W końcu czysto, ciepło.. Sen przyszedł wyjątkowo szybko.

Oh, to znów ten sam sen. Leżałam na łące, a u mojego boku leżało coś jeszcze. A raczej ktoś. Taki malutki ktoś, może kilkudniowy. Ale tym razem ktoś leżał obok mnie, a konkretnie u mojego drugiego boku. Znowu nie mogłam go rozpoznać.. Przechyliłam lekko głowę, kiedy lis zaczął delikatnie lizać mnie po szyi. Przyjemnie. Szczenię, a byłam pewna, że to on, wtuliło się we mnie uroczo popiskując. Delikatnie przygarnęłam go do siebie, na co mały wtulił się i zamerdał tym swoim malutkim ogonkiem. Ehh, szkoda, że to tylko sen..

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
Odpowiedziała mi cisza, więc zapytałem jeszcze raz bardziej nerwowo, niż zamierzałem.
- Co ci jest? - zmarszczyłem brwi, na co skuliła się jeszcze bardziej. Walczyła z kaszlem, co wyglądało, jakby miała odruchy wymiotne. Generalnie, nie wyglądało to dobrze.
- Elizabeth.. - westchnąłem podchodząc do niej i zamykając w ciepłym uścisku. Tylko tyle mogłem zrobić. - Co ci się stało? Powiesz mi? Inaczej ci nie pomogę.. - mruknąłem do jej ucha przymykając oczy i łapą kręcąc kółka między jej łopatkami. Zawsze pomaga. Uspokaja.
- To przez tą wilgoć.. - wykrztusiła z trudem. - To nie jest.. - przełknęła -  dobre miejsce do mieszkania.. - rozejrzała się po pomieszczeniu po czym zaczęła kaszleć.
- No. Już dobrze. - powiedziałem spokojnie przytulając ją do siebie mocniej. - Pójdziemy na górę, dobrze? - przymknąłem powieki. Nie odpowiedziała, co uznałem za taktowne "tak". - Chodźmy. - rozkazałem wstając. Przeciągnąłem się szybko i podszedłem do drzwi otwierając je.
- Żadnych sztuczek. - popatrzyłem na nią jeszcze raz, po czym przepuściłem. Weszliśmy po drewnianych schodach prosto do mojego małego salonu. Całość była dość ładnie urządzona. Moim ulubionym elementem wystroju oprócz kominka i bujanego fotela, było lisie futro zawieszone na ścianie zaraz obok czaszki jelenia i stara broń ozdabiająca murowany kominek. Kilka książek, głównie o tematyce myśliwskiej i figurki gończych psów. Nie chciało się wierzyć, że domek jest opuszczony, o czym jednak świadczyły zabite niedokładnie okna. Ktoś tu był, był.. i nagle zniknął i uporczywie go nie ma.. 
- Nie wyglądasz najlepiej. - oznajmiłem dokładnie jej się przyglądając.
- Dzięki. - parsknęła patrząc mi w oczy.
Nie wiem dlaczego, ale Bóg odwiedzający mnie w snach, zmienił mój tok myślenia. Z kompletnie nieczułego zabójcy, zmieniłem się w coś.. Dziwnego. Pomiędzy seriami
braku panowania nad sobą, pojawiały się momenty dobre, w których byłem.. kimś znacznie innym. W których potrafiłem współczuć, być miły, zatroszczyć się o kogoś, a nawet normalnie się uśmiechnąć. Tak po prostu. To chore.
Ułożyliśmy się na łóżku. Było lepsze niż to stare, w piwnicy, czystsze, nawet pachniało jak trzeba. Z satysfakcją obserwowałem jak ruda układa się na czystej pościeli. Widać było, że za tym tęskniła. Leżeliśmy blisko siebie. Położyłem się na brzuchu kładąc łeb na przednich łapach. Zapowiadało się, że lisicę nawiedzą kolejne spazmy wypluwania płuc, ale udało jej się to zniwelować.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałem marszcząc brwi.
- Przytulenia. - uśmiechnęła się delikatnie. Nie polemizowałem. I choć poczułem się przez moment nieswojo, objąłem ją i delikatnie przycisnąłem do siebie.

Lizzie?

środa, 6 września 2017

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

- Rozumiem. - mruknęłam. - Ale ty także powinieneś coś zrozumieć.
Reamon przekrzywił głowę, po czym uśmiechnął się do mnie. Ten uśmiech był taki.. inny. Patrzył na mnie z zażenowaniem, że jeszcze w ogóle próbuję.
- Jestem młoda. - wypaliłam, nie czekając na jego reakcję. - Praktycznie dopiero co dorosłam. To chyba normalne, że chcę kochać. Chcę tego doświadczyć. Chcę wiedzieć, jakie to uczucie, czy warto.
- Nie warto. - przerwał mi, ale zaraz potem umilkł.
- Nie tobie to oceniać. - kontynuowałam swój wywód. - Jesteś jedynym lisem w moim wieku i płci przeciwnej, jakiego poznałam. A ja, mimo zamknięcia, chcę korzystać z życia. Jesteś jedyną osobą, do której mogę za przeproszeniem, mordę otworzyć. Łatwiej mi tu wytrzymać mając cię za kogoś więcej, niż porywacza. To chyba logiczne. A poza tym.. Chce mi się pić. Mam sucho w gardle.
- To przełknij ślinę. - burknął Reamon.
Cóż.. zrobiłam to, ale ani trochę mi nie pomogło. Ciekawa jestem, po ilu dniach padną mi nerki, jak lis nie będzie dawał mi możliwości napicia się. A podobno umieranie na nerki to bardzo bolesna śmierć. Nie chciałabym takiej doświadczyć. Eh, i tak sobie długo nie pożyję. Moją jedyną szansą są rodzice. A jeśli oni nie zdołają mnie odnaleźć, padnę tutaj. W samotności.

Minęło kilka dni, cieczka mi się w końcu skończyła. Skończyła mi się kilka godzin temu, więc Reamon jeszcze o tym nie wie. I dobrze. Moje zdrowie trochę się pogorszyło, bo strasznie bolało mnie gardło. Dzisiaj było wyjątkowo źle, bo śniło mi się, że się duszę. Kiedy się już obudziłam, chciałam zaczerpnąć powietrza, ale graniczyło to z cudem.
No i było bardzo, bardzo zimno. Skuliłam się bardziej na łóżku i wzięłam oddech, po czym poczułam nieprzyjemne drapanie w gardle. Odkaszlnęłam, chcąc się pozbyć tego uczucia. A potem jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze. Łzy naciekły mi do oczu, a ja próbowałam bezskutecznie złapać oddech. Czułam ten metaliczny posmak w pysku, który świadczył o tym, że właśnie zdarłam sobie gardło. Bardzo bolała mnie klatka piersiowa, więc po prostu skuliłam się w kącie łóżka i starałam wstrzymać kolejne kaszlnięcia. Usłyszałam kroki na schodach, ale nawet się nie ruszyłam. Jakoś udało mi się nie kasłać, nie zamierzałam się więc ruszać. Tak bezpieczniej.
- Reamon. - wydusiłam z siebie z trudem, po czym odkaszlnęłam. - Już nie mam cieczki. Cieszysz się?
- O ile przestaniesz mówić, że mnie kochasz, to tak. - mruknął od niechcenia.
Chciałam coś odpowiedzieć, jednak to było już zbyt wiele dla mnie i dla mojego gardła. Zaniosłam się kaszlem, a po długiej salwie mój pysk wypełnił się krwią. Wyplułam ją na podłogę, po czym znowu wróciłam do kulenia się w kącie łóżka.
- A tobie co? - Uniósł brew zaskoczony.

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
Zacisnąłem mocno powieki, gdy ruda naruszyła moją świeżą ranę. Piecze. Cholernie. Mogła tego nie ruszać. Najwyżej bym zdechł. W końcu byłaby wolna. Dałaby radę stąd uciec. Wiem to. Jest sprytna, a jednocześnie ma zbyt dobre serce, żeby się ratować... Na jej miejscu, podejmowałbym próby ucieczki na każdym kroku i od razu. Powoli przyzwyczajałem się do bólu. W porównaniu do momentu, gdy spotkałem Mazika, jego stopień był niemalże identyczny, ale dzielnie go znosiłem. Położyłem po sobie uszy zamykając oczy. Siedziałem bez ruchu jak dziecko z zadrapanym kolanem, któremu mama przykleja plaster. Gdy ruda skończyła, nie odsunęła się. Wzięła głęboki oddech łapiąc w nozdrza zapach mojej sierści. Znaliśmy się raptem kilka dni, a ona chwilę temu wyznała mi miłość. Mam nadzieję, że to tylko dlatego, że ma cieczkę. Inaczej byłoby krucho, bo ja nie czułem do niej nic. Właśnie, w przypływie gniewu, chciałem ją zabić, jednak ktoś tam na górze skutecznie ją ochraniał. Zapewne dziadek i Shan. A mnie kto uratuje? Zostałem porzucony na pastwę losu już dawno temu. Inaczej; nigdy nikt się mną nie opiekował, więc ciężko mówić o porzuceniu. Od zawsze byłem sam. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, co? Też tak myślę. 
- Dlaczego muszę tu siedzieć? - zapytała cicho przerywając ciszę.
- Dlatego, że jesteś uwięziona. Więźniowie, porwani, ofiary siedzą w piwnicach. - uniosłem jedną brew, a na moim pysku pojawił się grymas. 
- Zabierz mnie stąd, proszę.. Chcę zobaczyć światło.. Tu jest tak ciemno.. - zamknęła oczy wtulając się w moją pierś. A ja? Stałem tam niewzruszony. Jak maszyna, robot, pozbawiony jakichkolwiek uczuć, niewzruszony. 
- Nie mogę. - rzuciłem na szybko.
- Dlaczego? Przecież działasz sam, tak? Masz rozkazy od jakichś ważnych osobistości z góry, czy działasz sam? Kto kazał ci mnie porwać? Co się ze mną stanie? - przez moment w jej oczach pojawiły się łzy.
- Masz za dużo pytań. - mruknąłem wymijająco. 
- Ale też dużo czasu. - lisica nie dawała za wygraną. 
- Elizabeth.. Jesteś bardzo uparta. Chcesz koniecznie wiedzieć wszystko, ale to tak nie działa. Wielu rzeczy zapewne się nie dowiesz, a z moim charakterem, nie możesz być nawet pewna, czy dożyjesz kolejnego dnia. Nie panuję nad tym. Krzywdzę, bo tak zostałem zaprogramowany. Właśnie dlatego nie powinnaś mnie kochać. 

Lizzie?

wtorek, 5 września 2017

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

Odwzajemniłam pocałunek, po czym delikatnie przechyliłam głowę w lewo, patrząc na Reamona. Dlaczego miałabym się nie w nim nie zakochiwać? Był jedyną osobą, do której mogłam się odezwać. I patrząc po jego nastawieniu, nie zmieni się to przez długi czas.. Aż rodzice wrócą i zobaczą, że mnie nie ma. Wtedy rozpoczną poszukiwania i być może mnie znajdą. Ale to tylko być może.. Co, jak im się nie uda mnie odnaleźć? Zapewne tak się stanie, chociaż.. tata zapewne od razu dorwie się do Mazikeena, a on pewnie coś wie. Jeśli nie, pewnie zginie.
- Skoro to najgłupsza rzecz, jaką mogę zrobić, to dlaczego mnie do tego prowokujesz? - zapytałam, na wszelki wypadek lekko kuląc. Był nieprzewidywalny. Teraz równie dobrze mógł mnie zagryźć lub powtórzyć pocałunek.
Reamon wypuścił powietrze ze świstem, a po krótkiej chwili delikatnie, bardzo delikatnie się uśmiechnął.
- Odważna jesteś. - skomentował to, nadal lekko się uśmiechając. - Nie rób tego, bo to głupie. I koniec.
Jakby na zaprzeczenie swoich słów, Reamon wsunął pysk w moje futro na szyi, po czym delikatnie zaczął kręcić nim kółka. Czasem przechodził mnie dreszcz. Jego kły były tak blisko mojej szyi.. Za każdym razem, kiedy moje ciało drżało, lis przystawiał kły bliżej, jakby sprawiało mu to radochę. Nie patrzyłam na jego pysk, skupiałam się bardziej na szyi. Nagle dostrzegłam coś, co mnie zaniepokoiło. To była.. krew? Zaschnięta.
- Co tu masz? - zapytałam, obserwując ranę.
- Nic, co mogłoby cię obchodzić. - burknął. Na szczęście mnie nie zaatakował.
Reamon odsunął się i usiadł na przeciwko mnie, a ja wykorzystałam okazję i również się podniosłam siadając obok niego. Ostrożnie zbliżyłam pysk do jego szyi, a gdy ten nie odskoczył, zaczęłam delikatnie i ostrożnie oczyszczać ranę. Nie dość, że mi nie przerywał, to jeszcze odchylił głowę, ułatwiając mi dostęp.

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
- Reamon.. - jęknęła lisica próbując złapać oddech, ale skutecznie je to uniemożliwiłem. - Rey.. - syknęła po raz kolejny przyprawiając moje ciało o lekkie mrowienie. Kocham to. Moją pasją jest wyrządzanie krzywdy. Po chwili poczułem, jak ruda opada na ziemię. Zemdlała, czy nie żyje? Kto wie?
Obróciłem jej ciało tak, aby leżała na brzuchu i ułożyłem się na niej. Jedną łapą, pewnym ruchem odsunąłem na bo jej ogon torując sobie drogę. Wgryzłem się w jej kark czując pomiędzy zębami delikatne kręgi. Poruszyłem kilka razy szczęką upajając się ich gruchotem. Moje wielkie plany poszły się chędożyć, gdy do mojego nosa dotarł zapach cieczki. Cholera. Zapomniałem. Ryzyko zajścia w ciążę, jeśli ta jeszcze żyła, było zbyt duże. Zawiedziony nagłą zmianą planów, zacisnąłem kły jeszcze mocniej.
- Reamon.. - jęknęła alfa. A więc żyła. - Dlaczego mi to robisz? Przecież cię kocham.. - zacisnęła oczy, a ja zastygłem w bezruchu.
Kurwa, co? Nie przesłyszałem się? Raczej nie. Dostałem lekkiego Deja vu. Moja matk.. mama kochała tak tatę. Robił jej krzywdę, ale ona nie potrafiła inaczej. Nienawidziłem jej za to. Gdy dorosłem, szukałem samic podobnych do niej i znęcałem się nad nimi, karząc w ten sposób ją. Przykra prawda? Niezupełnie. Nie zamierzam tego zmieniać. Jednak teraz, słowa Elizabeth zrobiły na mnie wrażenie. Gwałtownie obróciłem ją na plecy tak, że stałem nad nią. Syknęła z bólu, ale szybko otworzyła oczy.
- Nie rób tego. - mruknąłem patrząc w jej oczy.
- Czego? - szepnęła czujnie mnie obserwując.
- Pokochanie mnie, to najgorsze, co możesz zrobić. - odparłem beznamiętnie. Nasze oddechy po raz kolejny się zmieszały. Nie czekając dłużej, złożyłem na jej pysku mocny pocałunek.

Lizzie?

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:
- Reamon.. - jęknęłam. Bogowie, ten ból był nie do zniesienia.. Bolały mnie płuca, bolało mnie wszystko. Mózg domagał się tlenu. - Rej..
Nie odpowiedział, dalej przyciskał swoje łapy do mojej szyi. Jego oczy były zamglone, widać było w nich nienawiść i złość. Chciałam, żeby mnie puścił. Nieznośnie bolały mnie płuca i gardło, a także głowa. Zakaszlałam, ostatni raz podejmując próbę wydostania się. To na nic, lis cały czas mocno mnie trzymał. Pociemniało mi przed oczami. Ostatnim, co zobaczyłam było to, jak Reamon odwraca głowę i wbija wzrok gdzieś w materac.

Ciepło. Czyjeś bicie serca. Miarowe, uspokajające. Miękko. Nie mogłam nic zobaczyć, ale poczułam na sobie czyjś ciepły język. Czy to mama...? Tak, to mama! Troskliwie czyściła moje futro, przy okazji mnie ogrzewając. Kiedy udało mi się otworzyć oczy, znalazłam się w trochę innym miejscu. Był to mój stary pokój... Teraz wygląda inaczej. Uśmiechnęłam się do tych wszystkich, dziecięcych mebelków.
Pierwsza wykopana własnołapnie nora.
Pierwszy upolowany królik.
Znów zamknęłam oczy.
Tym razem było nieco inaczej - patrzyłam na siebie z boku. Siedziałam u Znachora, w jego norze. Lis coś mówił, tłumaczył, a ja z mądrą miną kiwałam głową i udawałam, że wszystko rozumiem.
Mrugnięcie.
Tata przynoszący do domu dwie, małe puchate kulki, które okazały się być moim rodzeństwem - Horizon i Maroon. Zaraz potem przynosi mamę, która śpi, wyczerpana porodem. Obserwowałam, jak pochylam się nad nią i troskliwie czyszczę jej futro - tak, jak ona kiedyś czyściła moje.
Cięcie.
Mama się obudziła.
Ciemność.
Rodzice wychodzą z nory, idą na wakacje, nad rzekę. Żegnają się ze mną. Tata mówi mi, żebym się nie zabiła.
Mój pierwszy pocałunek.
A potem.. chwila, czy to ja? Tak, to ja. Byłam starsza, ale nie mogłam się nie rozpoznać. Leżałam na trawie, przytulając coś do siebie. Bogowie, to szczeniaczek! Taki mały i kochany. Przyjrzałam mu się bliżej. Był śliczny.. miał rudoczarne futerko. Chwila. Rudoczarne? Nie powinien być może... rudy? Westchnęłam i obserwowałam jak starsza wersja mnie go przytula. Zaraz potem odwróciła głowę, a mój wzrok powędrował za nią. Tam ktoś szedł. Kiedy tylko chciałam się skupić na obrazie, ten rozmywał się, przez co nie mogłam poznać jego tożsamości.
Tę chwilę przerwał rozbłysk światła. Było tak jasne, że miałam ochotę zamknąć oczy, ale nie mogłam tego zrobić. Światłość była także w mojej głowie. Gdzieś toczyła się kłótnia, słyszałam krzyki, jednak były one dla mnie niezrozumiałym bełkotem. Musiałam bardzo się skupić, aby cokolwiek wyłapać.
- Ona nie może teraz umrzeć. - mruknął czyjś głos.
- Nie należy jeszcze do świata martwych.. - dodał kolejny. - Ale do żywych też nie.
- Nie możemy tak po prostu wskrzeszać lisów na łożu śmierci! - warknął inny, o wiele potężniejszy. - Co jest jej motywacją, żeby żyć? Bez tego nie podejmę żadnych kroków.
- Ona go kocha. - wtrącił kobiecy głos. - A poza tym.. może nam się przydać. Ma cieczkę. Lisic w cieczce się nie zabija! To jedyny okres, w którym może dojść do narodzenia się nowego życia..
- I tak nic nie zrobią, Shan. - przerwał męski głos. - To nie jest żadne love story. Ty i Tesuri musiałybyście ingerować, żeby coś się z tego narodziło. Albo kto inny, wszyscy wiemy kto.
- Nadal sądzę, że to głupota. - westchnął ten potężny. - Ale fakt, przydadzą się. Dobre geny potrafią zdziałać cuda.. - Poczułam, jakby głos był w mojej głowie. - Obudź się, Elizabeth.

Odkaszlnęłam i otworzyłam oczy, nabierając powietrza w płuca. Czułam ból gdzieś z tyłu. Nadal leżałam na łóżku, nadal byłam w piwnicy.. Ale żyję. Dzięki bogom. Czy właśnie przeżyłam to słynne przebieganie życia przed oczami? Zacisnęłam kły, czując jak ktoś wyłamuje mi bark. Zapiszczałam z bólu, zaczęłam kojarzyć fakty. Reamon stał nade mną, kłami rozrywając moją skórę na karku i jednocześnie bawiąc się w wyłamywanie stawów. Z każdą salwą bólu coraz bardziej żałowałam tego, że już się obudziłam. Ale nie zamierzałam marnować powierzonej mi szansy. Chociaż spróbuję.
- Reamon.. - jęknęłam, starając się nie warknąć z bólu. - Dlaczego mi to robisz..? Przecież cię kocham..

Reamon? :U

poniedziałek, 4 września 2017

Od Reamonna CD Lizzie

Brak komentarzy:
- Spójrz. Co widzisz? - przemówił łagodny, ale stanowczy głos. 
- Emm.. - zawahałem się mrużąc oczy. - Moją matkę. - odpowiedziałem niemalże z odrazą obserwując niewyraźny kształt. 
- Przypatrz się uważnie, Reamonie. Zaobserwuj. Opowiedz o odcieniu sierści, mimice, otoczeniu, odgłosach.. - wymieniał powoli uspokajając mnie tonem głosu. Nakazał się wyciszyć, a ja posłusznie wykonałem rozkaz. 
- To jakieś głupie. - skrzywiłem się jak małe dziecko. 
- Nie jest to aż tak bezsensowne, jak ci się wydaje. Po prostu odpowiedz.. - mruczał przybierając rolę taty wyjaśniającego maluchowi sens istnienia. 
- Widzę.. Matkę, która.. - zaciąłem się. 
- Mamę. Matkę brzmi brzydko. Masz mamę.. - poprawił. 
- A co z ojcem? - zmarszczyłem brwi. 
- Nie masz ojca. Ja jestem twoim ojcem. Zapomnij o tamtym. On nigdy nie istniał. To był tylko zły sen.. Nie przestawaj. - zachęcał. 
- Mama.. Ma piękne futro. Jest uśmiechnięta. Leży i.. Są tam dwa szczeniaki.. Małe kulki. Piją mleko.. - pysk mi złagodniał. Poczułem przy sobie czyjeś ciepło. Ciepło kogoś znacznie większego ode mnie. Ciepło mojej mamy. 
- Te dwie małe kulki to ty i twoja siostra.. - uśmiechnął się ciepły głos.
- Naokoło.. Jest zielono. Leżymy gdzieś w trawie.. Ciepły, letni dzień. Bardzo miękko. - uśmiechnąłem się mimowolnie. 
- Tak to wyglądało. Byliście bardzo szczęśliwi. Nadal możecie. - poczułem czyjąś łapę na ramieniu. Nie spiąłem się jednak, jak to miałem w zwyczaju. Zbyt wielkie wrażenie zrobił na mnie ukazany obraz. Ptaszki, kwiatki, motylki, zielona trawka, etc. Lekki wiatr gdzieś za mną upewnił mnie że narrator snu zniknął zostawiając mnie samego. Nigdy nie miałem tak dobrego snu. Zero koszmarów po nocy. 

***

Dzienne światło upewniło mnie w tym że muszę wybrać się na polowanie. Ranek, słonko wstało, piękna pogoda, idealna pora na morderstwo. Szybko wyskoczyłem z chatki i pobiegłem na pole, gdzie dorwałem pięknego bażanta. Już miałem wracać, gdy napotkałem na najgorszą, możliwą osobę. 
- Mazikeen. - warknąłem widząc czarnego lisa. 
- No cześć, synku. - uśmiechnął się brzydko pokazując żółte, tępe już kły. - Zamierzasz zjeść całego bażanta sam? - położył po sobie uszy jeżąc sierść. 
- Nie licz na to. - uniosłem fafle ukazując rząd imponujących zębów w stronę ojca. 
- A co zrobi mi taki gówniarz, jak ty?! - krzyknął rzucając się na mnie. Jednym ruchem docisnął mnie do podłoża trzymając kły na moim gardle. 
- Jestem twoim synem. - syknąłem nie mogąc się ruszyć. 
- No widzisz. Powinieneś więc oddawać mi wszystko co twoje. Twój ojciec już nie domaga. Nie bądź egoistą. - zaśmiał się odrażająco. Zacisnął szczęki naruszając mój wysoki próg bólu. Byłem pewien, że mnie zranił. Poczułem jak po mojej szyi spływa krew. Cóż. Dobrze, że mnie trzymał, bo od razu bym go zabił. 
- Będziesz miał jeszcze jakieś uwagi?!
- Pierdol się. - warknąłem zamykając oczy. Kurwa mać. 
Lis po chwili mnie puścił. Dyszałem ciężko nie mogąc się podnieść i próbując jakoś dojść do siebie. Chwycił bażanta, wyrwał z niego ogon i uciekł. Takie chwile jak ta, uświadamiały mi jak bardzo go nienawidzę. Wściekły podniosłem się, chwyciłem zdobycz i szybkim krokiem udałem się do domu. Tak się kończy, gdy próbujesz być miły i chcesz nakarmić swoją ofiarę. To wszystko przez nią. Gdyby nie ona, nie doszło by do tego. Po raz kolejny dostałem wjeb od własnego 'ojca'. 
Schowałem zwierze do 'spiżarni' i w przypływie gniewu zszedłem na dół. Zabiję ją. Jak dopadnę, to rozniosę. Nerwowo otworzyłem bramkę i zamknąłem za sobą kierując się w stronę łóżka. 
- Reamon? - do moich uszu dobiegł zaspany głos. Zignorowałem go i podszedłem do lisicy rzucając się na nią i przykładając obie łapy do jej gardła. Obnażyłem kły patrząc na jej pysk. Nienawidziłem jej w tej chwili. 
- Rej.. - jęknęła patrząc w moje nasunięte mgłą oczy. Nie odpowiedziałem. Ten troskliwy głos z tyłu głowy nakazywał mi przestać, ale nie zamierzałem go słuchać. Chciałem ją zabić. Odreagować na niej to wszystko. Po chwili jednak, do moich nozdrzy doleciał inny zapach.. Krew. Cieczka.

Elizabeth?

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

Kiedy tak patrzył mi w oczy jednocześnie się uśmiechając, ja patrzyłam na niego jak obrażone szczenię, które domaga się więcej uwagi, na co lis uśmiechnął się trochę szerzej. Mimo tego, że byłam tak blisko z lisem, którego nie znałam, nie odczuwałam żadnego niepokoju. Nic. Byłam nawet rozluźniona, ja.. cieszyłam się z jego obecności i bliskości. Chciałam go mieć przy sobie. Nawet bardzo.. Hola hola, panno Elizabeth, czy panna się aby trochę nie zagalopowała? Chciałam czuć, że to złe i że nie powinnam się tak spoufalać, ale.. no właśnie. Ale. Chciałam tego, jakkolwiek źle to nie brzmiało.
O, bogowie. Co się ze mną dzieje..?
Ogon lisa spokojnie spoczywał na mojej tylnej łapie, a jego wzrok był utkwiony.. właściwie to cholera wie gdzie. Niby patrzył na mnie, ale był pogrążony we własnych myślach. Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, ostrożnie i powoli się w niego wtuliłam. To go wyrwało z zamyślenia, ale na szczęście nie odsunął się ode mnie. Kiedy się wtuliłam, lekko się spiął. Nie na długo na szczęście - zaraz potem się rozluźnił, a ja mogłabym przysiąc, że na jego pysku pojawił się ten znany, cwaniacki uśmiech. Już chciałam wtulić pysk w jego pierś, jednak Reamon odsunął się i popatrzył na mnie.
- No, mała, muszę iść. - mruknął. - Jest dosyć późno, a ja mam ważne sprawy do załatwienia.
Spojrzałam na niego z miną zbitego psa.
- Nie patrz tak na mnie. - burknął samiec. - Może potem do ciebie wpadnę. Może.
Po swoich słowach wyszedł z celi, nawet nie oglądając się w moją stronę. Zamknął drzwi na klucz, a następnie udał się po schodach na górę.
Postanowiłam się zdrzemnąć, bo i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Ułożyłam się wygodnie na tym ludzkim łóżku, a następnie zamknęłam oczy. Przytuliłam się mocno do materaca, a zad wtuliłam w ścianę. Idealnie. Gdyby jeszcze tylko ściana była ciepła..

Nie pamiętam, co mi się śniło, kiedy się obudziłam, ale raczej nie był to żaden koszmar. Ot, jakiś neutralny sen. Podniosłam się na równe łapy i przeciągnęłam się. Coś jednak zwróciło moją uwagę. Tam, gdzie spałam była mała plamka krwi..
- Ah! - krzyknęłam zaskoczona.
Na reakcję nie musiałam długo czekać. Chwilę potem usłyszałam kroki Reamona na schodach.

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
Przyjrzałem się dokładnie rudej. Muszę powiedzieć, że jednak geny Morpheusa zrobiły swoje. Była.. urocza na swój sposób. Czy wszyscy trójbogowie są tacy? Zależy kogo masz we krwi. Najładniejszymi dziećmi są potomkowie Morpheusa, Tesuri i pewnie największych bliźniaków.. Podobno Shan jest też dosyć niezła.. Ale ma duży zad. W końcu bogini płodności, no nie? A tutaj stała przede mną mieszanka boga uchodzącego za najprzystojniejszego lisa jakiego kiedykolwiek świat widział.. A raczej nie widział. Cóż.. Rodzice też niczego sobie, a więc dzieci przeurocze. Nie mogę tego powiedzieć o moim starym, czarnym i pokracznym ojcu. Z kogo się to zrodziło? Nie wiem. Gdyby obowiązywała nas mitologia grecka, pewnie byłby połączeniem Hadesa z Hefajstosem.Teraz wiem, że nigdy się tego nie dowiem. Bogowie nie dbają o swoich ziemskich potomków. Może jeszcze niektórzy.. Te złe charaktery mają nas w dupie. I tak jesteśmy wyrzutkami społeczeństwa.
Przyglądałem się lisicy przez dłuższy czas, nie mając zamiaru odzywać się jako pierwszy. Ta cisza była uspokajająca, wręcz błoga.
- Ile masz lat? - przerwała tą przyjemną chwilę zbędnym pytaniem.
- Nie jestem stary. Możesz się domyślić. - mruknąłem od niechcenia.
- Nie wiem. Wyglądasz na rok, albo na cztery lata. - przechyliła łebek.
- Aż taki rozmach? - zaśmiałem się cicho. Szczerze.
- Zależy od punktu widzenia. - przytaknęła, a na jej pysku zjawił się podobny uśmiech. Miło.
- Jestem tylko trochę starszy od ciebie. O jakieś pół roku. - westchnąłem kładąc po sobie swobodnie uszy wiedząc, że usatysfakcjonowałem ją tą odpowiedzią. Widać było to w jej oczach. Znów utkwiłem w niej swój wzrok. Była tak pociągająca.. Raz kozie śmierć.
Wstałem i szybkim krokiem podszedłem do jej drżącego ciała przypierając bezbronną lisicę tyłem do ściany celi. Czułem jak jej ogon wciska się między łapy, ale szybko odpuszcza. Nasze pyski były bardzo blisko siebie. Oddychała ciężko i nierówno. Dało się słyszeć jej szybkie bicie serca. Powietrze między nami jakby się zmieszało. I wtedy, gdy już miałem zrobić krok dalej, ruda sama wyciągnęła niepewnie pysk i mnie pocałowała. Popatrzyłem w jej oczy przez moment zmieszany, jednak szybko się uśmiechnąłem. Cwaniacko.

Lizzie?
Szkielet Smoka Panda Graphics