czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Aqua CD Nelly

Brak komentarzy:

Podniosłam jedną brew jak to miałam w zwyczaju gdy miałam mieszane podejście do sprawy. 
- Także mieszkam, jeszcze nie mam swojej nory - odpowiedziałam, lisica przytaknęła. 
- Jesteś nowa, tak? - spytała.
- Owszem. - powiedziałam już spokojniejszym głosem.
- My się nie znamy, jestem Nelly - powiedziała nowo spotkana lisica podając mi łapę
- Aqua. - mruknęłam krótko.
Tego dnia nie miałam ochoty na kontakty towarzyskie, chciałam tylko pozwiedzać tereny swojego nowego stada. A tu co? Można powiedzieć że małe lisiątko.
- Jaką rolę pełnisz w stadzie? - nagle zadała pytanie.
- Jestem nauczycielką wychowania - powiedziałam łagodnie, ponieważ rozmawiam z lisięciem które jest niewinne i czyste jak łza. Młoda przytaknęła, i otworzyła pyszczek aby coś powiedzieć.
- Ja jestem zastępczynią bet. - oznajmiła, otworzyłam szerzej oczy, trochę przytłaczało mnie spotkanie z przyszłą betą, ale tylko trochę.
- Zgubiłaś się? - z mojego pyska wyleciało pytanie, żałowałam że to powiedziałam, mogłam trzymać język za zębami.
- Nie, wiem gdzie jestem. - powiedziała z uśmieszkiem lisiczka

Nelly?

środa, 30 sierpnia 2017

Od Nelly CD Aqua

Brak komentarzy:
Szybkim krokiem wkroczyłam do biura bet, czyli dosyć dużego pomieszczenia w norze. Rzadko tam wchodziłam, ponieważ rodzice trwali w przekonaniu, że zaraz coś popsuję. Cóż, teraz kiedy ich wieczorny spacer przedłuża się się do południa następnego dnia, to ktoś musi zająć się papierami. Ech, wbrew pozorom nie martwiłam się o nich, w końcu już nieraz tak się działo, tyle że tym razem na terenie stada nie znajdowały się alfy... Czekaj... Czy to znaczy, że aktualnie to ja rządzę? Łał, ale zaszczyt! Usiadłam na eleganckim fotelu i wyjęłam z jednej szufladki biurka grafik.
- Dobrze, trzeba narysować nową mapę norowiska i zapisać kto gdzie mieszka... - nie czekając zabrałam rulon papieru i kilka przyborów do pisania, po czym wyszłam z nory.
- Arachi, Yackie, Zazi, Znachor i Frau... - powoli nanosiłam wszystko na mapę. W pewnym momencie jednak zatrzymałam się, ponieważ zauważyłam, że jedna nora, która zwykle była pusta, teraz jest wypełniona czyimiś rzeczami. Przekręciłam zaciekawiona głowę, ale jak grzeczność wskazywała, nie zaczęłam buszować w czyjejś własności. Zaznaczyłam papier trzema kropkami i udałam się dalej, mając nadzieję poznać nowego lokatora.
~*~
Kiedy się ściemniło, załatwiłam już wszystkie sprawy związane z obowiązkami bet oraz jak to wyszło - alf, po czym uznałam, że dobrze by było coś przekąsić. Zaczęłam buszować po szafkach, ale zauważając, że nie ma w nich godnego uznania, postanowiłam na coś zapolować. Prawdopodobnie gdyby w okolicy znajdowaliby się rodzice, to zaraz dostałabym uwagę o treści "Jest za ciemno, jesteś przecież szczenięciem!". Prychnęłam, po czym udałam się w stronę okolicznej łąki, gdzie spodziewałam się znaleźć jakiegoś nieudolnego szaraka. Tak więc przemykałam po wilgotnym mchu z nosem przy ziemi. Coś było w okolicy... Blisko, bliżej... Bang! Moja głowa zderzyła się z czyimś ciałem. Na nieszczęście lisim.
- Co ty robisz? - spytała postać gniewnie, a ja ze zmieszaniem stwierdziłam, że nie znam tego lisa.
- Mieszkam, poluję, w skrócie to znaczy, że zderzam się z innymi, a ty?

Aqua?

Od Dantego

Brak komentarzy:
Pochyliłem się nad jednym ze zwojów papieru, całego zapisanego ludzkim pismem. Cóż, nie byłem ekspertem od ludzkich rzeczy, ale swoje wiem. Między innymi potrafiłem to odczytać, chociaż strasznie bolała mnie po tym głowa. Ehh.. czego się nie robi dla dobra sztuki. Potarłem zmęczone oko łapą. Która już była godzina..? Jakaś pierwsza w nocy. Normalne lisy już śpią, a przynajmniej wracają z hucznych imprez. Ale niee, ja musiałem ślęczeć nad ukradzionymi, ludzkimi pismami. O Sun, mam nadzieję, że ukradłem coś wartościowego. Jeśli nie, to nie ręczę za siebie. Skupiłem się, znów wbijając wzrok w niebieski atrament. Powoli, bardzo powoli zacząłem odczytywać pierwsze litery pierwszego akapitu.
Once upon a midnight dreary, while I pondered, weak and weary
Haha, aż się uśmiechnąłem. No jakby autor wiersza zgadł. Po prostu idealnie w miejsce i czas. Ale chwila, właściwie kim jest autor? Przeniosłem wzrok na miejsce, gdzie powinien być podpis. Był zatarty i ledwo co widoczny, ale był. Sun, co to za litera.. ah, to chyba "e". Edgar Allan Poe. Już cię lubię, gościu. Ciekawe, czy jeszcze żyjesz.
Over many a quaint and curious volume of forgotten lore
Tak, już cię lubię. Idealnie w punkt. Ciekawe, czy wiedział, że kiedyś jakiś lis imieniem Dante ukradnie jego wiersz ze straganu i będzie starał się go odczytać.. jeśli tak, był jakimś jasnowidzem. Nawet, jeśli nie wiedział tego, to był to naprawdę ciekawy zbieg okoliczności. Baardzo ciekawy. Ciekawy jestem, co jeszcze przewidzi w tym wierszu. Mam nadzieję, że to jakiś przyjemny, lekki wiersz, a nie druga Apokalipsa świętego Jana. To by się działo.
While I nodded, nearly napping, suddenly there came a tapping
Po odczytaniu tego wersu, aż nadstawiłem uszu, spodziewając się pukania do.. właśnie. Czy do nory da się zapukać? Chyba nie, więc po prostu będę dalej czytał..
As of some one gently rapping, rapping at my chamber door. 
“’Tis some visitor,” I muttered, “tapping at my chamber door
 Only this and nothing more.”
Pukanie.

Ktoś?

Powitajmy nowego lisa - Dantego!

Brak komentarzy:
Powitajmy nowego lisa w sforze - Dantego!

Od Rity CD Lori

Brak komentarzy:
Niespodziewanie Lori odwróciła głowę.
- Coś nie tak? - wyhyliłam pysk zza szafki, pokrytej kłębami kurzu.
- Chyba ktoś do ciebie... - mruknęła przyjaciółka, niepewnie kładąc rude uszy po sobie. W wejściu ktoś stał. Zapach wydawał mi się taki podejżany...
- Kitka? - znajomy głos wprawił mnie w odrętwienie.
Stałam jak wryta, wpatrując się w lisicę, stojącą przede mną.
- Czy to naprawdę ty?... - z niedowierzaniem otworzyłam szeroko oczy, by mieć pewność, że to nie sen.
- Kto to jest? - przyjaciółka zerknęła na mnie pytającym spojrzeniem.
- Nie przedstawisz mnie? - samica podeszła bliżej, machnąwszy ogonem tuż przed moim pyskiem - Jestem Mea, siostra Rity.
- To twoja siostra?! - Lori zdawała się być wyjątkowo zaskoczona moją reakcją na przybycie kogoś z rodziny.
Zapewne spodziewała się przyjemnego, wzruszającego powitania, jednak ja ani trochę nie odczówałam takowej potrzeby.
- Czego tu szukasz?.. .- syknęłam do Mei.
- Ciebie, moja droga. - odparła lisica - Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
- A jak myślisz?... - posłałam siostrze ostre spojrzenie.
- Przestańcie! - Lori stanęła między nami - Uspokójcie się obydwie. Rita, pozwól ze mną.
Wyszłam powolnym krokiem za przyjaciółką.
***
- Dobrze. Więc powiedz o co chodzi. Chyba zasługuję na jakieś wyjaśnienie, nieprawdaż?
- Oj, Lori... To nie takie proste... - położyłam przednie łapy na głowie z zakłopotaniem.
- Postaram się zrozumieć. - westchnęła ruda.
- Zanim dołączyłam do sfory, wiele miesięcy spędziłam z siostrą. Pokłociłyśmy się o coś. Padło kilka słów, których do dziś żałuję... Chciałabym żeby było jak dawniej ale...
-Ale?
- Chcę zostawić przeszłość za sobą i już do niej nie wracać... - wytłumaczyłam, jednak Lori nie była do końca przekonana, co do moich poglądów.
- To co? Wyrzucisz ją teraz?
- No właśnie nie wiem co mam zrobić... Może ty masz jakiś pomysł?
- Cóż, moim zdaniem powinnyście dać sobie trochę czasu na oswojenie się z tą całą sytuacją. Przemyśl to jeszcze. Może najwyższa pora się z nią pogodzić? - poradziła przyjaciółka.

Lori?

Powitajmy następczynię bet - Nelly!

Brak komentarzy:
Powitajmy następczynie bet sfory - Nelly!


wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Brooke'a CD Lori

Brak komentarzy:
Z przerażeniem przyglądaliśmy się postaci, która wyłoniła się z kłębów gryzącego dymu. Była bardzo podobna do rosłego osobnika gatunku ludzkiego. Wiele szczegółów odbiegało jednak od prototypu zwykłego człowieka, dlatego nie byłem pewien, czy aby rzeczywiście nim jest. Zamiast owłosienia, które dwunożni mają w zwyczaju nosić na głowie, posiadała podłużną, metalową płachtę. Twarz wyglądała normalnie, lecz reszta ciała była pokryta opalizującą zbroją, która jednak wyglądała na niezwykle cienką i lekką. Postać była ubrana też w czarną pelerynę z kapturem, w owej chwili niezałożonym. Moją uwagę najbardziej przyciągnął czarny pas z przypiętymi różnymi przedmiotami. Całość wyglądała na tyle groźnie, iż odruchowo zacząłem się cofać.
- Nie bójcie się. Chodźcie za mną - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Spojrzałem ze strachem na Lori, a później na z powrotem na dwunożnego. Na pewno miał w posiadaniu jakąś broń, nieposłuszeństwo mogłoby źle skutkować. Niepewnie postawiłem pierwszy krok, zaraz potem drugi.
- Żwawiej, już!
W kilka sekund dobiegłem do mężczyzny, bo chyba takiej był płci. Moja partnerka zrobiła to samo. Chwilę potem, po przejściu całego stalowego korytarza, dwunożny zatrzymał się przy pustej ścianie. Jakież było moje zdziwienie, gdy rozsunęła się! Po wyraźnym znaku weszliśmy do pomieszczenia. Na środku niego znajdował się coś, co przypominało mi nasze biurko. Siedział za nim przyodziany na zupełnie czarną barwę człowiek. A przynajmniej coś człekopodobnego. Po przejściu za nami nie było już śladu, żadnej drogi ucieczki.
- To one. Udało mi się je znaleźć - zaczął Stalowy.
- Czy oby na pewno to oryginały? Z Ziemi? - Czarny miał pewne wątpliwości.
- Myślę, że tak. Miałem niezwykłe szczęście, ponieważ złapałem dwa na raz. W kosmosie są niezwykle rzadkie, jak zresztą wiesz, Ego.
- Rozumiem. Ale czy to te, które umieją mówić w języku, o który nam chodziło? - postaci rozmawiały tak, jakby nas nie było. Ostrożnie usiadłem z podkulonym ogonem, próbując zrozumieć całą rozmowę, co oczywiście mi się nie udało.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- W takim razie, chciałbym sam spróbować przeprowadzić konwersację - stwierdził Czarny. Drugi mężczyzna w mgnieniu oka ulotnił się przez tajemne przejście. Zostaliśmy sami z tym przerażającym, inteligentnym stworzeniem.
- Dobrze. Teraz moje pytanie do was - czy potraficie mówić jednym z języków praloreatańskich?
Mało brakowałoby, a moje oczy zgodnie wyskoczyłyby z orbit. Zupełnie nie wiem, skąd wzięła się moja pewność:
- Gdzie my jesteśmy?! Chcemy wrócić do lasu!
- Spokojnie. Bardzo cieszę się, że możemy się porozumieć. W końcu czeka nas długa współpraca, staniecie się agentami!
- Mamy tam dziecko, chcemy wrócić - ciągnąłem zrozpaczony, po czym dodałem po chwili - Proszę...
Nie miałem zamiaru pracować na stanowisku agenta, szczególnie tutaj, z dala od ukochanej puszczy. Popatrzyłem z nadzieją na Lori, ona jednak dalej nie mogła otrząsnąć się ze strachu.
- Nie ma mowy. Waszemu dziecku natomiast nic się nie stanie, obiecuję. Nie wyjawię wam wszystkiego, powiem natomiast, że znajdujecie się właśnie na pokładzie statku kosmicznego LCT-192 i od dzisiaj staniecie się tajnymi agentami, walczącymi ze Marticurią, wszystkimi członkami tej organizacji. Od lat szukaliśmy takich, jak wy - opowiadał, ale szybko zakończył - Resztę dowiecie się w trakcie szkolenia.

Lori? Jestem zadowolona z długości i z fabuły, styl i reszta... No cóż. W każdym razie jest!

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Od Lori CD Brooke'a

Brak komentarzy:
Ałć! Moja głowa... Rany, co się stało? Otworzyłam ślepia, czując jak skroń pulsuje bólem. No ale przynajmniej wiem, że żyję.
- Brooke? - moje oczy dostrzegły leżącą obok sylwetkę mojego partnera. Och Sun! Czy on żyje? Aaa!... Tak, przygląda mi się, żywy, na szczęście.
- Nic ci nie jest? - samiec podniósł się i rozejrzał się po... tym dziwnym pomieszczeniu?
- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam się niepewnie wstając. - Błagam, to nie powtórka ze Ścieżki Śmierci? - zatrzęsłam się przypominając sobie wszystkie zadania.
- Nie... Chyba, przynajmniej jestem pewien, że to nie robota goblinów... To miejsce jest... takie bardziej nowoczesne?
W tym samym momencie nad naszymi głowami rozległa się szybka seria krótkich bipnięć i jakby jakiś dziwny niezrozumiały głos o wyjątkowo rozchwianej tonacji. Rzuciłam nerwowe spojrzenie na pobliskie drzwi i już miałam zamiar zaproponować małżonkowi, próbę ucieczki, kiedy nagle poczułam jak siła odśrodkowa przyciska mnie do podłogi. Lampka zamigotała nerwowo, a na ścianach zaczęły pojawiać się i znikać jakieś błękitne punkty. Nasze uszy wypełnił jakiś dźwięk przypominający odpalanie silnika w ludzkim samochodzie, a no dodatek wszystko wokół zaczęło wibrować. Wystraszona rozpłaszczyłam się na podłodze i spojrzałam na Brooke'a.
- Ratuj! - pisnęłam nienaturalnie, a siła trzymająca mnie na posadce zwiększyła się przynajmniej dziesięciokrotnie. Zamknęłam oczy mając nadzieję, że jest to jedynie sen, po którym wstanę i przygotuję nam pyszne śniadanie, pochwalę Nelly za to, że posprzątała... Nelly! Ona biedna musi się zamartwiać... Gdzie jej rodzice? Czy oni żyją? Mam nadzieję, że tak i wrócą za sekundę...
W pewnej sekundzie wibracje zmniejszyły się, a ja poczułam, że już nic większego nie wtula mnie w podłogę. Korzystając z tego faktu, zerwałam się na równe łapy, i bez namysłu pobiegłam do tych dziwnych drzwi, Brooke pojawił się u mojego boku już po chwili.
- Co robimy? - zapytałam się, a przez powietrze kolejny raz przedarła się fala bipnięć, drzwi zamrugały kilka razy i co gorsza, rozwarły się, ale nie tak jak te normalne - lewa połowa odjechała w górę, a prawa w dół, przy przerażającym efekcie pary, która wydobyła się z sąsiedniego pomieszczenia. Ktoś tam stał.

Brooke? Cóż to za dziwaczna sytuacja? Przy okazji... kupisz Lori frytki?

Od Lori CD Rity

Brak komentarzy:
- Ja też się cieszę, myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę! - już miałam zamiar przytulić się do przyjaciółki, kiedy nagle tuż przed moim pyskiem pająk zjechał na swojej nici, powodując moje nagłe odskoczenie i zderzenie się ze ścianą nory.
- Te porządki to zacznijmy w tym momencie! - powiedziałam rozmasowując grzbiet i patrząc się krzywo na stworzenie, które uciekło pod szafkę. Rita spojrzała pod nią po czym odsunęła się błyskawicznie i wykrztusiła coś o setkach małych kotłujących się pajączków, po czym spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Dzięki, że chcesz mi pomóc, ale... chyba poradzę sobie sama...
- Nie, pomogę ci naturalnie, może nawet kogoś zwołamy do pomocy? Wiesz, zawsze w końcu jest Willow, Arachi, ten pies Aro, Colin... Zazi szczerze nie polecam, jestem pewna, że już wymyśliła jakieś plotki o twoim niesamowitym powrocie ze świata ludzi którzy chodzą na głowie... Być może kotka Astra zebrałaby kurze swoim futrem, lecz trzeba by było jej powiedzieć, że myszy tu są... - jakby na zawołanie z jakiegoś kąta dobiegł nas cichy stukot i zauważyłyśmy jakiś ciekawski nosek oraz wąsiki gryzonia który ma wyczucie chwili.
- Dobrze, a więc kogoś później poprosimy, ale na razie może zajmiemy się ekwipunkiem... - powiedziała Rita rozglądając się.
- W tym kurzu odróżnienie szczotki od podłogi nie będzie łatwym zadaniem... Mam pomysł, ja przyniosę ze swojej nory jakieś środki, podczas gdy ty ustalisz plan, dobrze? - zapytałam się, a lisica kiwnęła twierdząco głową. Spokojnie wyszłam z jamki i pewnym krokiem skierowałam się do siebie, przypominając sobie po jakich kątach rozłożyłam swój ekwipunek sprzątaczki. Od pewnego czasu go jakoś nie używałam i starczało tylko ogólne pozamiatanie ogonem czy przetarcie kurzów szmatką, przez co sam sprzęt powoli pylił się w kącie.
- Ech, mam nadzieję, że nie okaże się nagle, że jednak mam alergię... - mruknęłam pod nosem, podczas wchodzenia do norki.

Rita?

Od Aqua

Brak komentarzy:
Dołączyłam do stada, teraz najważniejszym punktem było znalezienie norki w której można się zaszyć. Szło mi trochę trudno, czułam narastający głód. Chyba nie mam wyboru i muszę zapolować. Zaczęłam węszyć, do moich nozdrzy doszedł zapach zająca. Zaczęłam powoli iść w tamtą stronę, wolała od razu się skradać żeby nie zawalić polowania. Moim oczom ukazał się zając, przynajmniej nie pomyliłam zapachów z innym zwierzęciem. Przygotowałam się do skoku, wybiłam się i wylądowałam na zwierzaku. Szybko skończyłam jego żywot przegryzając jego krtań moimi ostrymi kiełkami. Zabrałam się za posiłek, zostawiłam same kostki i ruszyłam dalej w poszukiwaniu domu. Cały czas nie mogłam nic znaleźć, postanowiłam odłożyć to na jutro. Zdecydowałam pozwiedzać trochę tereny tego stada, miałam nadzieję znaleźć jakąś wodę, ponieważ gardło miałam gardło suche jak pieprz. Po jakimś czasie kierowania się przed siebie natrafiłam na rzekę, podeszłam do niej i ugasiłam pragnienie. Ruszyłam dalej, robiło się ciemno, moje pole widzenia zmniejszyło się. Szłam w ciemności, zrobiłam sobie krótki przystanek. Spojrzałam w górę, niebo rozświetlały gwiazdy, wszystko było ślicznie dopóki ktoś na mnie nie wpadł. Upadłam na trawę, podniosłam się gwałtownie i zimnym wzrokiem zmierzyłam lisa który teraz stał a na jego pysku malowało się zmieszanie.
- Co ty robisz? - spytałam gniewnym tonem

Ktoś?

Powitajmy nową lisicę - Aquę!

Brak komentarzy:
Powitajmy nową lisicę w sforze - Aquę!


sobota, 26 sierpnia 2017

Od Brooke'a do Lori

Brak komentarzy:
- A może wybralibyśmy się na spacer, księżniczko? - zapytałem się zalotnie mojej pięknej lisicy. Był to jeden z letnich wieczorów, które zwykle spędzaliśmy, wykonując rutynowe czynności. Od dawna nie próbowaliśmy się wyrwać z tej prozaiczności ze względu na jedną, małą kulkę, która potrzebowała opieki. Kochaliśmy ją całym sercem, ale od jakiegoś czasu nie dostrzegaliśmy, że to już całkiem pokaźna pannica.
- Ech... A dziecko? - odpowiedź była taka jak zwykle.
- Mamusiu, przecież jestem już prawie dorosła! Poradzę sobie przez kilka chwil, jestem pewna, że nawet przez więcej.
Zadowolony z potwierdzenia moich przemyśleń dodałem:
- Widzisz? Nelly potrafi już sobie poradzić. Chwila odpoczynku dobrze nam zrobi.
- No dobrze, w takim razie idziemy! - w zapracowanej mamie znów ujrzałem przebłyski młodej, radosnej Lori, jaką była przed zostaniem rodzicem. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyskoczyłem z norki. Zdecydowałem się zaprowadzić lisicę tam, gdzie wyznałem jej po raz pierwszy, co do niej czuję - nad skarpę.
Już na miejscu, klapnęliśmy na trawie i wsłuchując się w ciszę, przerywaną co jakiś czas przez cykanie świerszcza, podziwialiśmy niezwykły krajobraz. Czerwień, wchodząca w gradient z granatowym, na końcu przyozdobionym pierwszymi gwiazdami, malutkie płatki kwiatów porywane przez lekkie podmuchy letniego wiatru i tańczące razem z nim... Wszystko to komponowało się w piękną mozaikę, niezwykły charakter tego wieczoru. Niestety, chwila szybko ulotniła się za sprawą szelestu dochodzącego z pobliskiego krzewu. Z niepokojem odwróciłem głowę w stronę dochodzenia dźwięku, ale nic nie wskazywało na zagrożenie. W końcu to zawsze mogła być jakaś mysz polna albo inne małe stworzonko, czyż nie? Wróciłem więc do poprzedniej czynności.... Nie był to jednak dobry pomysł, bo chwilę potem zapadła ciemność.
***
Zimna, twarda posadzka, nieskazitelnie wypolerowana. Opalizujący na cyjanowo guzik, chroniący od mroku znajdujące się koło niego drzwi nowoczesnej technologii. I leżąca obok mnie Lori. Czy z takich wniosków można cokolwiek wyciągnąć?

O-o-o, jak mrocznie... Lori, żono moja, czy uczynisz mi ten zaszczyt i odpiszesz?

Powitajmy nowe szczenię - Melindę!

Brak komentarzy:
Powitajmy nowe szczenię Rity - Melindę!


Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

Popatrzyłam na lisa z niepokojem. Co on zamierzał zrobić..? Nasze nosy były tuż przy sobie, dotykały do siebie. I wtedy zrobił coś, czego nigdy bym nie powiedziała, że zrobi. Reamon delikatnie polizał mnie po pysku, co ku mojemu zdziwieniu odwzajemniłam. Całkiem mimowolnie. Czemu ja to zrobiłam?! Teraz to już było nieważne, bo znów nie mogłam się pozbyć tego uczucia. I czegoś dziwnego w żołądku, ale to chyba nie był głód. Kiedy ostatni raz tak miałam..? Nie pamiętam, czy w ogóle. Chociaż, na tej wizji czułam coś podobnego. Nie będę się nad tym teraz zastanawiać.
Zaraz po tym pocałunku lis się odsunął, patrząc na mnie z tym swoim sarkastycznyn uśmieszkiem, który w tej chwili wyglądał całkiem uroczo.. O czym ty myślisz, Lizzie?!
- No, żegnaj, małolato. - powiedział, nadal się uśmiechając.
- Nie jestem małolatą! - burknęłam, nadal obrażona za to słowo. - Moja mama też późno dostała cieczki, a to jest dziedziczne..
- Tak tak, dobrze, małolato. - parsknął. - Wpadnę później.. Może.
- A co, jak dostanę niedługo..? - mruknęłam, bardziej sama do siebie niż do Reamona.
Lis drgnął.
- Oh, nic się nie stanie. - odparł cicho. - Nie wyjdziesz stąd, więc nikt obcy się do ciebie nie dobierze. Ale zapewne ci trochę odwali. To zupełnie normalne. Nie przejmuj się tym, jeśli z takiej grzecznej, uroczej małolaty zrobisz się puszczalska. To mija.
- Nie jestem uroczą małolatą! - zaprotestowałam po raz kolejny.
- Nawet nie wiesz jak uroczą małolatą. - Uśmiechnął się z politowaniem. - Niech ci będzie, zostanę z tobą jeszcze trochę. Ale to tylko dlatego, że tak śmiesznie się denerwujesz. Małolato.
Usiadłam na przeciwko niego, wbijając wzrok w jego pysk. Lis zrobił to samo, znów sarkastycznie się uśmiechając, co znów wydało mi się urocze. Dlaczego..? Huh. I do tego to dziwne uczucie gdzieś w żołądku. Nie byłam głodna, to czuć inaczej. Przekrzywiłam głowę, nadal mu się przyglądając. Miał całkiem ładny pysk. Trzeba mu było przyznać, że miał to coś, cokolwiek to jest.

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
Oj, Reamon. Co ty właśnie zrobiłeś. Cholera. Złamałeś swoją własną zasadę. A może zasady są po to, by je łamać? Leżałem z głową wtuloną w łopatkę mojej ofiary, która cicho mruczała. To już było absurdalne. Przynajmniej nie trzęsła się, ani nie denerwowała mnie w żaden sposób.
- Poznałam twoją siostrę. - odezwała się po chwili.
- Wiem. - mruknąłem z lekkim uśmiechem na pysku. Nie sarkastycznym. Moja siostra była jedyną bliską mi w jakiś sposób osobą. Martwiłem się o nią i byłem w stanie zabić za nią. Nawet własnego brata.
- Jest bardzo.. Sympatyczna.. - westchnęła kontynuując naszą jakże uroczą konwersację.
- Ona.. Ma swój świat. Jest inna. Taka jak ty. - utkwiłem wzrok gdzieś w ścianie przede mną.
- A co jeśli, to nie my jesteśmy inne, tylko ty? - zapytała, a ja wstrzymałem oddech, jednak po chwili go wypuściłem wracając do rzeczywistości.
- Odważna jesteś. - oznajmiłem z uśmiechem i wstałem.
- Już idziesz? - jęknęła na co uniosłem jedną brew.
- Kochanie, mam zasadę, która mówi, że nie śpię w jednym łóżku z porwanymi. Dla ciebie zrobiłem ten wyjątek, że położyłem się obok ciebie, bo się trzęsłaś. To wszystko. - rozłożyłem łapy. - Już się ogrzałaś, więc na mnie czas. - niemalże warknąłem z przyzwyczajenia, chociaż nie chciałem tego robić. Taki mam ton głosu, tak? Proszę nie oceniać.
Była zawiedziona. Cóż poradzę. Wychodząc przypomniała mi się jeszcze jedna sprawa.
- Miałaś już cieczkę? - zmarszczyłem brwi patrząc na jej zdziwiony wyraz pyska.
- Nie.. - odpowiedziała niepewnie.
- Małolata. - parsknąłem
- Tylko bez takich! - oburzyła się. - Nie jestem małolatą! - podeszła do mnie lekko warcząc. Czy to miało być groźne?
- Eh. Urocza jesteś. - uśmiechnąłem się przeczesując jej sierść na głowie na co jeszcze bardziej się zbulwersowała.
Nie czekając na jakąkolwiek jej reakcję, łapą podniosłem jej pysk. Niziutka była. Przyłożyłem swój nos do jej nosa i pocałowałem delikatnie.

Lizzie?

piątek, 25 sierpnia 2017

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

- No podejdź tu, do cholery! - rozkazał, na co miałam ochotę się skulić, jednak tego nie zrobiłam. Czułam, że to by jeszcze bardziej go zirytowało.
Kiedy zbliżyłam się do lisa, ten chwycił mnie za ucho i zmusił do położenia się tyłem do niego. To dosyć.. Niebezpieczna pozycja. Zawsze mógł od tak złapać mnie za kark i go przetrącić, jak zwykłemu szczurowi. Zamiast tego, poczułam jak Reamon kładzie swój pysk na mojej łopatce, a następnie przykrywa mnie ogonem. Jakkolwiek chciałabym zaprzeczyć, nie mogłam. To było po prostu przyjemne. Nawet bardzo. Nie dość, że było tak przyjemnie ciepło, to i towarzyszyło mi jakieś inne uczucie, którego nie potrafiłam nazwać. Nawet nie drgnęłam, żeby nie prowokować lisa do zmiany planów.
- Tylko mi się nie trzęś. - wymruczał w moją łopatkę.
Zamknęłam oczy, dając się ponieść temu błogiemu, kojącemu ciepłu. Może Morpheus miał rację..? Może on naprawdę nie jest zły, tylko zagubiony? Gdyby był zły, już dawno by mnie skrzywdził. Albo zrobił coś znacznie gorszego.. prawda? A nic takiego się nie stało, nawet mnie karmił. Właśnie. Czyli nie mógł być do cna przesiąknięty złem. Zwłaszcza, że w tej chwili mógł mnie zabić nawet się nie wysilając. Może to znak, że warto mu.. zaufać? Oczywiście nie w pełni, ale na przykład przestać się cofać, kiedy on podchodzi bliżej. Poza tym, jego obecność była o wiele, wiele lepsza od tej przytłaczającej samotności.. Zwłaszcza w tej chwili, jego obecność była lepsza od obecności kogokolwiek. Od jakiekolwiek znajomego mi lisa. No dobra, wyłączając mamę, tatę i rodzeństwo. Ale oni i tak są poza skalą.
Podjęłam próbę rozluźnienia się, dzięki czemu udało mi się odkleić ogon od brzucha, zamiast tego swobodnie położyć go wzdłuż tylnych łap. Reamon musiał to wyczuć, bo poczułam, jak jego pysk wykrzywia się w tym samym, sarkastycznym uśmieszku. Lepsze to, niż nic. Rozluźniłam resztę mięśni, przez co już w ogóle nie byłam spięta. Tak, Morpheus miał rację. Nie jest zły. Być może jest nieco.. zagubiony, ale nie zły. Leżałam tak, ciesząc się jego obecnością. Po kilku minutach lis na chwilę się podniósł, ale zaraz potem położył się znowu, tym razem jeszcze bliżej mnie. Nie zadrżałam ani nie zatrzęsłam się. Generalnie nie robiłam nic, co mogłoby takiego Reamona zdenerwować. Nie chciałam przerywać tego momentu, tego ciepła i tego przyjemnego uczucia. Było mi tak dobrze, jak tylko mogło być w jakiejś zapuszczonej celi w piwnicy. Ostrożnie wtuliłam się w niego. Nie odsunął się.

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
- Cześć. - mruknąłem cicho próbując naprawić zamek.
- Co robisz? - zapytała. Kątem oka zobaczyłem jak się spina.
- Nie próbuj uciekać. Nie uda ci się. - przekręciłem łeb mocując się z tym przeklętym ustrojstwem. Po chwili puściło, a ja uśmiechnąłem się z satysfakcją. - No. Naprawione. - posłałem rudej lekki uśmiech i skierowałem się do wyjścia.
- Już wychodzisz? - rzuciła, jednak szybko zamilkła.
- Niedługo nie będziesz mnie chciała widzieć na oczy. - odpowiedziałem poważnym tonem.
- Ale teraz chcę.. - szepnęła. Odwróciłem się do niej. Zagryzała wargę. Uroczo to wyglądało niestety. Chyba jej nie rozumiem. - Nie chcę zostać tu sama. Znowu.. Tu jest tak ciemno... - w jej wielkich oczach malował się smutek, coś, co mnie kręciło. - Proszę.. - szepnęła a po jej poliku spłynęła pojedyncza łza. Kurwa.
Cofnąłem się w tył i wskoczyłem na łóżko. Jej pierwsza reakcja była bardzo przewidywalna. Cofnęła się nieznacznie. Położyłem po sobie uszy układając na brzuchu. Chciałem powiedzieć coś w stylu "Nie masz się czego bać", ale wtedy bym ją okłamał. Wiedziałem, że zrobię jej krzywdę prędzej czy później. A faktem było to, że lisica była bardzo pociągająca. Zaciągnąłem się zapachem strachu. Mój ulubiony. To jak Chanel numer pięć. Przymknąłem oczy czując ruchy na materacu. Położyła się w pewnej odległości ode mnie. Zatrzęsła się. Słusznie. Tu na dole, było chłodniej niż na górze, gdzie docierało światło. Nastała ta piękna, długo wyczekiwana cisza raz po raz przerywana trzęsącym się ciałem Elizabeth. Tak, było to słychać i to coraz częściej.
- Irytujesz mnie. - warknąłem gdy ruda trzęsła się już niemalże cały czas.
- Przepraszam. - pisnęła, jednak nadal powtórka z rozrywki. Ugh.
- Eh. Podejdź na chwilę. - mruknąłem podnosząc łeb.
- Um? - wydała z siebie cichy odgłos zdziwienia, w którym czuć było strach.
- No podejdź, do cholery! - rozkazałem nieco głośniej mając na pysku ten sam, krzywy uśmieszek.
Kiedy ruda wreszcie niepewnie podeszła i nachyliła się tak, jak kazałem, pociągnąłem ją za ucho tak, że upadła obok, tyłem do mnie. Ogon miała mocno wciśnięty pod brzuch. Nic dziwnego. Położyłem łeb na jej łopatce i przykryłem jej smukłe ciało ogonem.
- Tylko mi się nie trzęś. - mruknąłem czując jej ciepło.

Eliza?

Od Rity - Grzechotka Paloo

Brak komentarzy:
Poczułam ciepłe promienie słońca, przedzierające się przez niewielką szczelinę w mojej norce. Przeciągnąwszy się leniwie, ziewnęłam szeroko ukazując białe zęby. Przez chwilę leżałam, kątem zmrużonego oka zerkając na niewielką pajęczynę, umiejscowioną tuż pod sufitem.
"Tak, najwyższa pora dokończyć porządki..." - pomyślałam z niechęcią. Gdy w końcu powoli wstałam z łóżka, stwierdziłam iż najwyższa pora na śniadanie.
Opuściwszy tereny norowiska, powędrowałam szybkim krokiem na polowanie. Przecież śniadanie samo się nie schwyta. Wokół krążyło wiele apetycznych zapachów, jednak moją uwagę w szczególności, przyciągnął jeden, który ani trochę nie przypominał woni zwierzyny łownej. Przypominał mi raczej...
-Mazikeen?!-aż podskoczyłam, dosyrzegłszy lisa kilka metrów dalej.
Samiec odwrócił pysk w moją stronę. Coś leżało pod jego łapami. Te jego paskudne, pomarańczowe ślepia...
-Ty tutaj?-czarny morderca spojrzał na mnie z pogardą.
Na jego pysku malował się chytry uśmiech.
-Czekałeś na mnie, czy na kogoś innego?-uniosłam głowę ku górze.
-Hm, szczerze powiedziawszy się ciebie tu nie spodziewałem... Podobno odeszłaś...-odezwał się lis, zachrypniętym głosem.
-Tak, ale już wróciłam. Tęskniłeś zapchlony kundlu?-rzuciłam, posyłając samcowi złośliwe spojrzenie.
-Co Ty sobie wyobrażasz?!-warknął Mazikeen z wściekłością w głosie.
-Czyżbyś zapomniał, że to terytorium sfory? Dla takich jak ty, nie ma tu miejsca.
-Ty mnie pouczasz? Ha, ha! Też coś! Za kogo ty się masz?!-zachichotał lis, jednak zignorowałam jego uwagę, bowiem zorientowałam się, co znajduje się obok niego.
Maleńkie szczenię, znajdywało się tuż pod jego łapami.
-Wynoś się stąd! Bo jak nie to...
-To co? Rzucisz się na mnie?-syknął samiec.
Tego było za wiele. Wyskoczyłam przeciwnikowi naprzeciw, kłapnąwszy zębami tuż przed jego pyskiem.
-Tknij to szczenię, a zapewniam cię, że nie dożyjesz następnego dnia. Gdy tylko Ace i Chalize dowiedzą się, że tu jesteś...
-Nie boję się was.-stwierdził Mazikeen, zerknąwszy na młode-A to moja zdobycz i nie mam zamiaru się nią dzielić, więc lepiej zejdź mi z drogi...
Nie pozwoliłam intruzowi dokończyć zdania. Wystarczył jeden ruch, by przejechać mu po pysku pazurami.
-Za dużo gadasz! Jak jesteś taki odważny, to stań ze mną do walki słabeuszu!
-Kuszące, ale podziękuję. Nie mam zamiaru bić się z istotą gorszą od siebie.-samiec odwrócił się, po czym znikł wśród leśnych krzewów.
Spojrzałam na szczenię zatroskanym wzrokiem.
-Spokojnie, nic ci nie grozi.-uśmiechnęłam się do maleństwa-Gdzie są twoi rodzice?
-Ja... Ja nie wiem... Mama zostawiła mnie w norze i mówiła żebym na nią czekała, ale nie wracała przez wiele dni... A potem przyszedł ten duży, czarny lis...-odparła lisiczka drżącym głosem.
-Wiesz co, chodź ze mną. Pewnie jesteś głodna, prawda?-zerknęłam na szczenię.
Maluch uśmiechnął się i powędrowałyśmy w kierunku domu.

<Koniec opowiadania>

Od Rity - Karty Historii

Brak komentarzy:
Cichy szept, który zawsze swym opanowanym, troskiliwym tonem utulał mnie do snu. Ciepło pochodzące prosto z serca i bezwarunkowa miłość, silniejsza od każdego innego uczucia na tym świecie. Pamiętam je, jakby to było wczoraj. Pierwsze, a zarazem najsilniejsze wspomnienie, jakie przychodzi mi na myśl, gdy wspominam dzieciństwo. Mama - jedyna i niezastąpiona, ta która mnie urodziła i wychowała. Często o niej myślę. Choć osoba ta zniknęła z mego życia dawno temu, wiem że kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym znów się spotkamy. Najgoszym uczuciem w obecnej chwili, jest żal po jej stracie. Nigdy nie pogodzę się z tym, iż już jej przy mnie nie ma. Niestety życie bywa okrutne. Najwyraźniej los chciał, bym dorosła szybciej i nauczyła się jak przetrwać. A może był to kaprys Bogów? Nikt tego nie wie, ale cóż począć? Na niektóre rzeczy po prostu nie mamy wpływu, czy tego chcemy, czy też nie. Być może mama była tu, tylko po to, by przekazać mi jak ważne jest dbanie, o bliskich? Czy to swego rodzaju misja, którą musimy wykonać, żeby w spokoju odejść? Żałuję, że nigdy dobrze nie zdążyłam, poznać swego ojca. Wiem, iż był to lis mądry i szlachetny, jednakże są to tylko opowieści mamy. Tata zawsze wracał bardzo późno do domu z polowań i nawet nie pamiętam dokładnie wyrazu jego pyska. Prócz rodziców, miałam także siostrę Meę i oddanego przyjaciela imieniem Rudy, który mieszkał w pobliżu naszego domu. Miałam nawet okazję poznać jego rodziców, choć po pierwszym spotkaniu, mogłam wywnioskować iż zbytnio nie przypadłam im do gustu. Rudy, był inny niż jego rodzina. Miał w sobie więcej braterskiego ciepła i troskliwości. Niektórzy wręcz, widząc nas razem, sądzili że ja i Rudy, stanowimy parę, ale było to błędne określenie, bowiem był on dla mnie, jest i zawsze będzie, wyłącznie dobrym przyjacielem. Bardzo żałuję, że nasze drogi w pewnym momencie, od tak po prostu się rozeszły. Zapewne wciąż trzymalibyśmy się razem, gdyby nie interwencja ludzi. No właśnie, ludzi... Chyba nie ma na świecie bardziej bezwzględnych i okrutnych istot, niż oni. Po co właściwie są tutaj? Dla mnie odpowiedź jest prosta: to mordercy, którzy żyją by zabijać słabszych od siebie. Nie mają litości dla nikogo i niczego. Niszczą nawet własny gatunek. Przykre, ale prawdziwe. Zaiste nasi przodkowie, przewracają się w grobach, widząc jak nisko przyszło nam upaść. Chowamy się w norach, ukrywając przed światem swoją prawdziwą postać, a tym samym inteligencję o, której jak wiadomo, ludzie nie wiedzą. Człowiek uważa nasz gatunek za... Hmmm... Jakby to ująć? Słabszy? Z pewnością, jest to określenie wyjątkowo niesprawiedliwe, ale cóż my możemy począć, w obliczu ich siły i broni. Pozostaje jedynie żyć z dala od nich, w "odseparowanym, pozbawionym zła i cierpienia świecie", bowiem tylko tam, możemy znaleźć spokój. Tak czy siak, świata nie zmienimy, ale to wcale nie oznacza, że jesteśmy całkiem bezbronni. Przecież lisi gatunek tyle już osiągnął. Chyba powinniśmy się cieszyć tym, że możemy żyć do dnia dzisiejszego. Ale wracając do moich wspomnień, tuż po śmierci rodziców, ja i Mea byłyśmy zmuszone do natychmiastowej ucieczki. Bezszelestnie wymknęłyśmy się z nory, biegnąc w kierunku rzeki, która wtedy była dla nas jedyną nadzieją, bowiem ludzie nigdy jej nie przekroczyli. Była swego rodzaju granicą, odzielającą wieś od lasu. Biegłam co sił w krótkich łapkach. Nagle usłyszałam lisi za swoimi plecami. Odwróciwszy pysk, dotrzegłam Meę uwięzioną między dwoma kawałkami metalu. Płakała. Sidła zacisnęły się na jej dwóch tylnych kończynach, uniemożliwiając wykonywanie jakichkolwiek ruchów.
-Spokojnie, zaraz cię wyciągnę...-podbiegłam do siostry-Zaciśnij zęby, to może zaboleć...
Mea z trudem powstrzymywała krzyk. Bez wątpienia, musiało to być dla niej bardzo bolesne, ale nie znałam innego sposoby, by ją uwolnić z tej straszliwej półapki. Po chwili, stęknąwszy rozpaczliwie lisiczka resztkami sił wysfobodziła nogi. Łapy krwawiły, ale nie miałyśmy czasu na postój. Z oddali wciąż słychać było głosy myśliwych i szczekanie psów.
-Idź beze mnie, Rita...-wyjąkała szeptem Mea, jednak zignorowałam jej komentarz.
Ani mi się śniło uciekać samotnie. W obecnej chwili siostra, była jedyną osobą, która mi została.
-Idziemy, Mea.-powiedziałam stanowczym tonem.
-Ale...
-No, rusz się! Czas ucieka!
Po chwili lisiczka, mimo bólu, zerwała się na równe nogi i kuśtykając podążyła za mną. Niespodziewanie zauważyłam niedaleko znajomą sylwetkę.
-Rudy!-wykrzyknęłam, spoglądając w jego stronę, jednak przyjaciel tylko popatrzył na mnie, skinął głową, po czym pobiegł w kierunku ludzi.
-Nie, czekaj!-starałam się powstrzymać lisa, ale było już za późno.
Wiedziałam, dlaczego zdecydował się na ten ruch. Jak zawsze, chciał nas uchronić przed niebezpieczeństwem. Chwilę później, dał się słyszeć odgłos wystrzału, co dało nam do zrozumienia, że trzeba czym prędzej brać nogi za pas. Dotarłszy do rzeki z trudem dopłynęłyśmy na drugi brzeg.
-Jeszcze trochę, dasz radę...-chwyciłam siostrę za kark, wyciągając ją z lodowatej wody.
-Jesteśmy już bezpieczne?-spytała Mea, drżącym głosem.
-Chyba tak...-westchnęłam ze smutkiem, wpatrując się w taflę wody.
Wkrótce nadeszła noc, a wraz z nią sen.
***
Mijały dni, tygodnie, miesiące, lata... Życie wyglądało przez cały czas tak samo. Jeść, polować, bronić, spać... I tak na okrągło. Zarówno ja, jak i Mea straciłyśmy jakiekolwiek marzenia. Jedynym celem było przetrwanie następnego dnia. Czas umilały nam rozmowy i wspomnienia. Teraz zostałyśmy tylko my, nikt więcej. Z biegiem czasu, coraz lepiej radziłam sobie na polowaniach. Bywało lepiej i gorzej, ale razem dawałyśmy radę. W pewnym sensie, ja i moja siostra, stałyśmy się nierozłączne.
Każdej nocy, siadałam na pobliskiej polanie, zastanawiając się, czy Rudy kiedyś wróci. Rzecz jasna, nie traciłam nadzieji, że jeszcze kiedyś go zobaczę, w przeciwieństwie do Mei, która gdy tylko wspominałam jego imię, patrzyła na mnie jak na waritkę i wciąż powtarzała: "Rita, on już nie wróci. Naprawdę sądzisz, że mógłby przeżyć spotkanie z ludźmi? Doprawdy, jesteś naiwna. Wiem co czujesz, bo mi też go bardzo brakuje, ale pora w końcu spojrzeć prawdzie w oczy."... Jej wypowiedzi mnie dobijały. Instynkt podpowiadał mi jednak, że gdzieś tam, jest nasz przyjaciel i przysięgłam sobie, odnaleźć go bez względu na wszystko, ale Mea nie podzielała mojego entuzjazmu. Wkrótce, doszło między nami do kłótni, która poróżniła nas na dobre. Rodzieliłyśmy się, każda poszła w swoją stronę. Pierwsze kilka tygodni, było dla mnie wyjątkowo trudne. Głód, strach... Po jakimś czasie, przywykłam do życia w samotności. Zapewne skończyłabym marnie, gdyby nie pewna sytuacja, która na dobre odmieniła moje życie.
***
Wczesnym rankiem, obudził mnie donośny, melodyjny, głośny świergot ptaków, koncertujących wśród koron drzew. Krajobraz puszczy był spowity gęstą mgłą. Leniwie przekręciłam się na drugi bok, spoglądając na krople rosy spływające po źdźble trawy. Przeciągnąwszy się postanowiłam wybrać się na krótki spacer. Nagle poczułam dziwny zapach. Coś jakby... Inny lis? Zaiste, ta myśl podniosła mnie na duchu. Czyżby te tereny zamieszkiwał jakiś inny psowaty? Jeśli tak, to z pewnością chciałabym go poznać. Bez chwili wahania, zaczęłam odruchowo węszyć, starając się zlokalizować źródło, odkrytego zapachu. Woń była silna, toteż mogłam być pewna, iż już niebawem odnajdę krewniaka. Podążyłam lisim tropem. Byłam niemal na 100% pewna, że jestem już bardzo blisko. W między czasie, minęłam stadko pasących się jeleni. Na myśl o jedzeniu, znów poczułam uporczywe burczenie w brzuchu.
Po chwili zauważyłam zajęczą norę, umiejscowioną w cieniu dwóch, rozrośniętych dębów.
Me nadzieje na znalezienie szaraka zostały bardzo szybko rozwiane, bowiem zwierzę prawdopodobnie wcześniej usłyszało moje kroki i zdążyło uciec. Zapach był bardzo intensywny. Włożywszy łeb do jamki, przez moment stałam nieruchomo, gdyż zdawało mi się, że coś usłyszałam. Odwróciwszy głowę, zauważyłam tylko sójkę, wygrzebującą spod suchych liści żołędzie. Niemniej jednak, bardzo dokładnie obwąchałam zajęcze legowisko, po czym doszłam do wniosku, że nie ma tu niczego ciekawego.
"Co za pech! Że też nigdzie w pobliżu nie ma zwierzyny łownej..." pomyślałam z goryczą. Cóż, tego dnia los najwyraźniej mi nie sprzyjał. Trudno polować na terenach, których w ogóle się nie zna.
***
Z każdym krokiem lisia woń, stawała się coraz bardziej intensywna. Późnym popołudniem, po kilkugodzinnym marszu, obolałe łapy dały mi do zrozumienia, że najwyższa pora na odpoczynek. Miejsce w którym się zatrzymałam, zdawało się być wręcz idealne. Zatrzymałam się na pięknej, kwiecistej polanie pełnej wrzosów, których zapach przyprawiał mnie wręcz, o zawrót głowy. Moje zamyślenie, przerwał odgłos czyiśch kroków. Niespodziewanie zza jednego z drzew, wyłonił się rudy pysk. Bursztynowe ślepia przez moment bacznie mnie obserwowały. Po chwili krewniak podszedł nieco bliżej, by nieco lepiej mi się przyjżeć.
-Witaj...-lekko się uśmiechnęłam-Czy to twoje terytorium? Jeśli tak, to przepraszam że wkroczyłam na twe tereny, ale wędruję już od wielu dni i...
-Spokojnie, nie mam złych zamiarów...-lisica odwzajemniła mój uśmiech-Jak ci na imię?
-Ri... Rita...-wyjąkałam nieco zawstydzona.
-Jestem Chalize, tutejsza Alfa. Jeżeli szukasz schronienia, to myślę że możesz iść ze mną.-zaproponowała samica, posyłając mi pogodne spojrzenie.
-Naprawdę?!-zaskoczona odruchowo zamerdałam ogonem-A są jakieś inne lisy, oprócz nas?...
-Tak, zresztą. Sama niebawem się, o tym przekonasz.-odparła Chalize.
-A myślisz że mnie polubią?
-No jasne, nic się nie martw. Będzie dobrze.
Szybkim krokiem podążyłam za Alfą.
Do dziś dziękuję Bogom, iż pozwolili mi znów odnaleźć spokój. Prawdę mówiąc, nigdy nie przypuszczałam, że dołączę do lisiego stada. To prawda, z początku było mi trochę trudno, odnaleźć się w lisiej społeczności. Wkrótce polubiłam nawet grupowe polowania. Życie bywa nieprzewidywalne i nigdy nie wiadomo, kiedy los się do nas uśmiechnie. Chalize przygarnęła mnie do swej lisiej sfory w której pozostałam do dnia dzisiejszego. Po raz drugi w życiu, odnalazłam swoje miejsce na świecie. Odnalazłam dom.

<Koniec opowiadania>

czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Rity CD Lori

Brak komentarzy:
Uśmiechnęłam się do szczenięcia. Przyjemnie jest przebywać w towarzystwie takich maleństw.
-Mamo, mogę już iść się pobawić?-zwróciła się Nelly, spoglądając na Lori błagalnym wzrokiem, który jak widać, zdążyła już opanować do perfekcji.
-Dobrze, ale przyjdź do nas za jakiś czas...-lisica skinąwszy głową, zaczerpnęła kolejny łyk gorącej herbaty, by po chwili, odwrócić pysk w moją stronę.
-Więc jak będzie? Zostajesz? Jeśli tak, to koniecznie powinnaś rozejrzeć się za jakimś przytulnym kątem. Jak chcesz, to pokażę ci najwygodniejsze, jeszcze niezamieszkane norki.
-Dziękuję, ale nie ma takiej potrzeby. Już podjęłam decyzję, odnośnie przeprowadzki. Chciałabym wrócić do swojego starego domu, o ile będzie taka możliwość...-odparłam, zerknąwszy w stronę wyjścia. Przez niewielki otwór, przedzierały się jasne promienie słońca.
-Jesteś pewna, że chcesz tam wrócić?-Lori zerknęła na mnie.
Widać było, iż nie jest do końca przekonana, co do mojego pomysłu.
-A dlaczego nie?
-No wiesz... Nie będziesz się czuła, trochę dziwnie w pustym domu?-pytanie przyjaciółki sprawiło, że przez moment się nie odzywałam.
-Nie, raczej nie. W końcu to był mój dom i nic tego nie zmieni...-spojrzałam lisicy prosto w oczy.
-Hm, no dobrze. Skoro tak uważasz, to może się tam za chwilę przejdziemy? Założę się, że jest naprawdę sporo roboty...-zaproponowała Lori.
Na odpowiedź nie musiała w ogóle czekać. Bez chwili wahania, powędrowałyśmy w kierunku wyjścia.
***
-O rany! Ale się tu zmieniło...-stwierdziła Lori, rozglądając się po salonie.
-Tak, to prawda...-przytaknęłam.
Szczerze powiedziawszy, miejsce właśnie przez nas zwiedzane, ani trochę nie przypominało mojego domu. Sufit, ściany, meble... Wszystko pokryły kłęby kurzu i pajęczyn. Trudno było mi uwierzyć, iż zaledwie kilka miesięcy temu, przebiegała tędy radośnie pokrzykująca gromadka szczeniąt. Kuchnia w której niegdyś przygotowywałam posiłki dla całej rodziny, zmieniła się w jeden wielki śmietnik.
-Trochę czasu minie, zanim doprowadzimy to wszystko do ładu.-przyjaciółka strąciła ze ściany kawałek pajęczyny, po czym dodała-Chyba przydałby się tu jakiś remoncik, nieprawdaż?
-Tak, ale wszystko w swoim czasie. Na razie trzeba się skupić na porządkach ogólnych.-westchnęłam, posyłając Lori promienny uśmiech-Bardzo się cieszę, że tu jesteś.

Lori?

Od Lori CD Rity

Brak komentarzy:
- Tak... Tyle że... nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś potrafiłby zostawić swoją partnerkę i zabrać jej dzieci... To straszne... - powiedziałam, podnosząc głowę. I próbując sobie wyobrazić jak siedzę samotnie w swojej norce, bez Brooke'a i Nelly.
- Ale niestety możliwe... - uśmiechnęła się smutno Rita. Przez dłuższą chwilę szłyśmy w milczeniu, wchodząc na teren norowiska.
- Skoro już jesteśmy, to zapraszam na herbatkę. - przerwałam ciszę. - Przy okazji uzupełnię w aktach, że wróciłaś. Wiesz, alfy pojechały na wakacje, więc przez najbliższe tygodnie rządzę z mężem. - poczułam coś w rodzaju satysfakcji. Po czym skręciłam w stronę mojej nory, prowadząc ze sobą lisicę. W myślach już sobie przygotowywałam plan szybkiego przeszukania szafek, w celu znalezienia czegoś jadalnego czym nie wstyd przyjąć przybysza.
- To tutaj. - wskazałam na wejście do jamy, które w ostatnim czasie zostało dwoma krzakami, które niefortunnie urosły w tym miejscu. Rita weszła pierwsza, a ja zaraz po niej. - Nelly, Brooke, mamy gościa! - krzyknęłam od razu w momencie w którym zobaczyłam swoją córkę. Rozejrzałam się, zauważając brak swojego partnera, który również wcześniej udał się na polowanie, tyle że samotne. Wskazałam przyjaciółce jedną z eleganckich poduszek zastępujących fotel, po czym sama siadłam na równoległej. Odwróciłam jednak wcześniej głowę i poleciłam Nelly, aby przygotowała coś do jedzenia i jeśli to możliwe żeby zaparzyła herbatę. W tym czasie Rita rozejrzała się po salonie.
- Widzę, że pozmieniało się od mojej ostatniej wizyty... - uśmiechnęła się.
- Wiesz, mąż uznał pewnego razu, że musi zrobić remont, no i w trakcie pojawiło się nam kilka nowych mebli i takie tam... - przy ostatnich słowach podniosłam głos o półtonu, ponieważ usłyszałam jak córka cicho klnie, kiedy przez przypadek poparzyła się wrzątkiem. - A tak w ogóle, to jaką chcesz norkę? Tą co wcześniej czy może jakąś inną? Ostatnio oferta powiększyła się o kilka całkiem dużych apartamencików...
Ucichłam kiedy Nelly eleganckim, wręcz przesadzonym krokiem przyniosła talerzyki z minikanapeczkami, po czym robiąc drugą rundę położyła na stoliku dwa kubki z herbatą.

Rita?

środa, 23 sierpnia 2017

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

Kiedy już zamknęłam oczy i zwinęłam się w kulkę, jakoś udało mi się zasnąć, oczywiście nie od razu. Było zimno, przez co nawet moje futro mi nie wystarczało. Idzie się przyzwyczaić.

***

Cela zaczęła ustępować łące, naprawdę pięknej łące. O wiele piękniejszej, niż tamta za Legowiskiem Alf. Niebo było błękitne, praktycznie bez żadnej skazy. No i było przyjemnie ciepło. W oddali było słychać świergot ptaków. Z radością wytarzałam się w zielonej, miękkiej trawie. Na moim futrze zostało kilka drobnych kwiatów. Podniosłam wzrok - tam ktoś szedł.. I nie byle jaki ktoś, bo od razu poznałam tego lisa, kiedy tylko bliżej podszedł.
- Morpheus! - Poderwałam się z ziemi i energicznie zamerdałam ogonem. - Cześć!
- Cześć, malutka. - Bóg uśmiechnął się z czułością.
Podeszłam do niego i wtuliłam się w gęste, miękkie futro. Było takie miłe.. Zamknęłam oczy, ciesząc się tą chwilą spokoju i bezpieczeństwa. Morpheus delikatnie mnie objął, w odpowiedzi na co wtuliłam się bardziej.
- Co tu robisz? - mruknęłam w jego futro. - Przyszedłeś mi pomóc?
- Niestety nie mogę.. - westchnął z bezradnością w głosie. - Bogowie mi zabronili działać bezpośrednio, a ja nie mogę im się stawić. Znaczy mógłbym, ale to nie skończyłoby się dla was dobrze.. Będę cię odwiedzał w snach, albo przynajmniej zsyłał te przyjemne. Tak, żeby sen był twoją ucieczką.
- A co z nim..? - zapytałam. Nie musiałam nawet wymawiać jego imienia, żeby domyślił się o kogo chodzi. - Możesz mu coś zrobić?
- To.. dobry lis. - odpowiedział po chwili namysłu, po czym spojrzał na mój oburzony wyraz pyska. - Nie zrozum mnie źle. Ma charakter po matce, ale co jego ojciec mógł zepsuć, to zepsuł. A moim zadaniem jest to naprawić. Bo wierzę, że da się to zrobić. Musi się dać. Ale teraz muszę znikać. Mam jeszcze kilka lisów do odwiedzenia..
- Żegnaj. - odparłam, patrząc na rozpływającego się w powietrzu boga.
Cóż, przynajmniej mój sen został. Był taki idealny.. Lato, łąka, świergot ptaków.. Czego chcieć więcej? Ułożyłam się wygodnie, po czym zamknęłam oczy.

***

Obudziłam się wraz z chwilą, kiedy Reamon otworzył drzwi od mojej celi. Szybko wycofałam się w kąt łóżka, kiedy wszedł do pomieszczenia.
- Cześć. - przywitał się od niechcenia.

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
Rudą też zmorzył sen. Ile można spać.. O Moon. Otworzyłem jedną powiekę, żeby dokładnie ogarnąć sytuację. Poszła spać. Tyłem do mnie. Byłoby szkoda, gdybym teraz tam wszedł i trochę się pobawił.. Nie. Nie miałem na nią ochoty, ale wiedziałem, że gdy zacznę, to nie odpuszczę. Nigdy nie śpię z ofiarami, więc po prostu wstałem i udałem się na górę.
- Słodkich snów, maleństwo. Niedługo wrócę. Pogadamy.. Opcjonalnie pogramy w chińczyka, czy coś.. - mruknąłem w jej stronę i wspiąłem się po schodach w górę. Za oknem piękna pogoda. A idź pan.
Ułożyłem się na poduszce i zamknąłem oczy. Ledwo to zrobiłem, a zaczęło mi się coś śnić. Na początku, nie do końca wiedziałem, gdzie jestem, jednak potem obraz zaczął się zaostrzać. W pomieszczeniu królował błękit. Pierwsze spostrzeżenie - majestatycznie. Na środku, zaraz za misą z wodą i palącym się na środku ognikiem, stał złoty tron. Ogromny. Ktoś wyrzeźbił w złocie różne sceny z życia.. Od narodzin, po.. no właśnie. Końca nie było. Życie.. Boga.
- Reamon - zagrzmiał głos. Potężny. Nie zrobił na mnie wrażenia, przynajmniej tego nie okazałem.
Rozejrzałem się na boi szukając źródła głosu. Nie znalazłem go.
- Opamiętaj się. Wiem, kto jest twoim dziadkiem. - echo. Wszędzie echo.
- Kim jesteś? - warknąłem czując moją bezradność.
- Jestem twoim nauczycielem. - ten ton.. Był stanowczy, ale troskliwy..
- Dlaczego cię nie widzę? - czułem się jak dziecko zadające zbędne pytania. Wściekała mnie moja niemoc.
- Jeszcze za wcześnie. Nie możesz mnie widzieć. Inni Bogowie nie mogą widzieć, że ci pomagam. - westchnął.
- Pomagasz? - skrzywiłem się próbując odgadnąć jego tożsamość za pomocą malunków na tronie.
- Naprawię to, co zniszczył twój ojciec. Masz charakter po matce. Udowadniasz to na każdym kroku. Jesteś zagubiony.
- Nie jestem zagubiony. Jestem sobą i robię to, co do mnie należy! - mruknąłem marszcząc brwi. Zrobiłem kilka kroków w stronę złota, ale ono od razu się cofnęło.
- Odwiedzę dzisiaj we śnie jeszcze kilka osób. W tym lisicę śpiącą na dole.. Do następnego razu, Reamonie. Jutro lekcja pierwsza. - zagrzmiał po raz ostatni, a ja otworzyłem oczy. Co do cholery?!

Lizzie?

Od Rudego CD Reamona

Brak komentarzy:

Podążyłem szybkim krokiem za lisem. Droga minęła nam dość... Cicho. Nieznajomy nie odezwał się do mnie ani słowem, ale to mi nie przeszkadzało. Przywykłem do bycia samotnym i chyba dziwnie bym się teraz czuł, w towarzystwie nawijającego rozmówcy. Wiem, prawdopodobnie właśnie taki ja teraz jestem. Dziwne... Zwykle trzymałem się z boku i rzadko się odzywałem. Czyżby ten nieco opryskliwy lis, mógł mieć na mnie dobry wpływ?
-A ty, masz jakieś stado, rodzinę?-zagadnąłem, by trochę załagodzić sytuację, ale mój bezmyślny komentarz, tylko pogorszył sprawę.
-A niby czemu o to pytasz?-warknął samiec, kładąc uszy po sobie.
-Hm, czysta ciekawość.-wzruszyłem ramionami-Skoro już się do siebie odezwaliśmy, to chyba wypadałoby się poznać, nieprawdaż?
-Ta... Jasne...-nieznajomy spojrzał na mnie z pogardą, by po chwili odwrócić wzrok.
-Jestem Rudy, a ty?-wysiliłem się na lekki uśmiech.
-Pfff... O Bogowie... Za co?...-westchnął lis.
Niedługo potem dotarliśmy do pewnego norowiska.
-To tutaj.-samiec stanął przed wejściem do jamy.
-Czyli to już koniec, naszego spaceru?-zażartowałem, w oczekiwaniu na reakcję rozmówcy.
-Tak. I to wcale nie był spacer.-krewniak zmarszczył brwi.
-Wiem, wiem. To przyjacielska przysługa.
-Że co? To tylko... A zresztą, mniejsza o to...-nieznajomy machnąwszy mi ogonem przed nosem, powędrował dalej.
-Hej! Dzięki!-wykrzyknąłem na pożegnanie, jednak lis już dawno zniknął mi z oczu.

<Koniec opowiadania>

wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

- No wiesz.. - Wzdrygnęłam się, kiedy spojrzał mi w oczy, ale nie odwróciłam wzroku. - Normalnego. Bez przemocy.
- A więc opowiedz mi o swoim dzieciństwie. Poczuj się jak u psychologa, rozsiądź się wygodnie i powiedz mi o swoim problemie. - Ziewnął. Czyżby był senny?
- Więc.. - zaczęłam. - Moi rodzice poznali się tak, że tata znalazł mamę na terenach  swojego stada. No i tak się poznawali, ich znajomość trochę trwała.. I postanowili zostać partnerami, przez co moja mama została lisicą alfa. No, ale przed tym moja mama zaszła w ciążę. I właśnie przez to zdecydowali się na bycie razem oficjalnie. Żebym czuła się dobrze. No i chyba im to na dobre wyszło, bo kilka miesięcy potem mama znów była w ciąży, a z tego narodzili się moi bracia.
Lis parsknął, po czym ułożył łeb na łapach. Jego oczy były zamknięte, ale widać było, że jest gotowy w każdej chwili zareagować na każdy niepożądany ruch. Wiedziałam, że nie zdążyłabym dobiec do drzwi, więc po prostu grzecznie siedziałam na łóżku i milczałam.
- I co dalej? - warknął po chwili. Zdziwiła mnie jego reakcja. Przecież nie wykonałam żadnego, fałszywego ruchu.. - Nie bili was?
- Nie.. - mruknęłam. - Poświęcali mi dużo czasu, uczyli mnie wszystkich przydatnych rzeczy. Uczyłam się w szkółce, byłam na praktykach u Znachora.. Miałam bardzo beztroskie dzieciństwo, ogółem mówiąc. Zero przemocy. Aż było czuć to rodzinne ciepło. Tata nie bił, ani nie gwałcił mamy. Rodzice wspólnie polowali, dzięki czemu mieliśmy zawsze pod dostatkiem jedzenia. Tata miał też dużo znajomości, dzięki czemu po prostu żyło nam się lepiej. I miałam własny pokój.. Znaczy się, to wszystko nadal jest. Ale nie teraz.
Reamon najwyraźniej był usatysfakcjonowany tą odpowiedzią, bo tylko westchnął z niedowierzaniem i ponownie położył głowę na łapach. Nie warczał już.
Muszę przyznać, że i mnie zmorzyła senność, więc ułożyłam się wygodniej na łóżku, kładąc się na boku, tyłem do lisa. Tak bardzo potrzebowałam w tej chwili czyjegoś ciepła.. Musiałam się jednak obejść bez tego. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
- Dlaczego nie warto wspominać? - ruda przekrzywiła delikatnie łeb domagając się szczegółów.
- Nie żyje. Nie opłakuj tego, co samo nie potrafi płakać. Dość proste. - wzruszyłem ramionami próbując przypomnieć sobie, jego pysk. Wredną, zajadłą mordę.
- Tak samo jak matka.. - westchnęła zamyślając się. Skrzywiłem się nie wiedząc jak można w ogóle zaprzątać sobie takim czymś głowę.
- Tylko z innych łap. - mruknąłem cicho.
- Co? Z kogo? - zmarszczyła brwi lustrując mnie wzrokiem
- Z moich. - uniosłem jedną brew nie rozumiejąc dlaczego o to pyta. Jeśli już zdecydowałem się grać szczerze, to będzie szczerze. Reakcja była prosta. Zrobiła krok w tył. Niby mały, żebym nie zauważył.
- Nie cofaj się. Nie ma sensu. - warknąłem kładąc się na zimnej posadzce.
- Chyba nie chcę wiedzieć dlaczego.. - westchnęła.
- Jeśli myślisz, że nie było powodu.. Owszem był powód. Ktoś, kto molestuje własną siostrę nie ma prawa bytu. Ginie. - ziewnąłem czując opadające powieki.
- A matka? - po chwili ciszy zmieniła temat.
- Czy ja jestem na przesłuchaniu? - uśmiechnąłem się. - Zabita przez ojca. Mieliśmy wtedy po dwa miesiące. Widziałem to. Widziałem wiele rzeczy haniebnych, o których szkoda rozmawiać. Żeby nie uciekła, odgryzł jej łapę, gwałcił. Cudownie, prawda? Prawdziwa miłość. - parsknąłem nie mając do tamtych wspomnień żadnego urazu. Nie po tym wszystkim. Właściwie, to tak wyglądało moje urocze dzieciństwo.
- To.. okropne. - skrzywiła się.
- To normalne. - Minęło sporo czasu, a ja nadal widzę to tak samo. Uodporniłem się nawet..
- Nie miałeś normalnego dzieciństwa.. - westchnęła zamyślona
- W jakim sensie normalnego? - spojrzałem w jej oczy szukając odpowiedzi.
Szczerze? Nigdy nie wiedziałem, nie interesowało mnie to, jak wychowują się inne lisy. To czyli nie tak, jak ja? Ojciec nie zabijał matki? Nie znęcał się nad nią? Nikt nikogo nie zabił? Aż dziwne.

Lizzie?

Od Reamona CD Rudego

Brak komentarzy:
O czym ten rudy nawijał? Myśli, że nie mam nic lepszego na głowie, niż wysłuchiwanie jego racji?
- Zapewne nie, niemniej jednak, czy ta przysługa jest dla ciebie, aż tak... - Tego było już za wiele. Przekręciłem oczyma i skoczyłem w najbliższe krzaki.
Daj spokój, rudzielcu. Nie mam czasu na pogaduszki.
Nie zdążyłem wykonać nawet kilku kroków, gdy natręt pojawił się obok mnie. 
- Powiedz mi tylko jedno. Czy są tu jakieś lisy? - popatrzył na mnie z uporem. Westchnąłem cicho mając ochotę go zjeść. 
- Idziesz na północ jakieś pięć minut, odbijasz koło lasu sosnowego na prawo, przy mrowisku w lewo, bo inaczej nie przejdziesz, potem przechodzisz przez rzekę, obok sadu, wchodzisz do miasta.. i wypie.dalasz stąd w podskokach, bo nie wiem czego tu szukasz! - podniosłem ton głosu uśmiechając się na zakończenie. - Miło było poznać. - zmrużyłem powieki kładąc po sobie uszy. Obszedłem zszokowanego lisa i udałem się w stronę polany. Widząc już ją na horyzoncie i wypatrując jakichś potencjalnych małych zwierzątek do zabicia usłyszałem głos obok siebie. O Shan. Oko mi skoko jak go słyszę. 
- Ale wiesz.. Do miłych lisów się nie zaliczasz. - mruknął siadając obok mnie. 
- No co ty. - parsknąłem. Szczerze? Zaimponował mi swoim natręctwem. 
- Chodź. Zaprowadzę cię do bet. Pokażę ci gdzie mieszkają i się ulotnię. - przedstawiłem mu mój plan nie czekając na zgodę. - W tamtą stronę. 

Rudy?

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

Zeszłam z łóżka, nieufnie podchodząc do jedzenia zaserwowanego mi przez Reamona. Jakiś tam kawałek królika i woda. Tyle mi wystarczy. Zbliżyłam się na tyle, żeby móc zabrać kawałek, ale jednocześnie byłam na tyle oddalona, żeby lis nie mógł mi nic zrobić. Nie czekając na cud, chwyciłam mięso i szybko czmyhnęłam z powrotem na łóżko.
- Oh, nie martw się. - mruknął lis, uśmiechając się przy tym szerzej. - Jeśli będę chciał ci coś zrobić, i tak to zrobię. To, że siedzisz na łóżku naprawdę nie robi mi większej różnicy. Myślisz, że nie dam rady przeciągnąć cię do pokoju obok? Mylisz się.
Pochłonęłam swoją porcję, zanim lis mógł zmienić zdanie, co do mojego jedzenia. To było mało, ale pierwszy głód zaspokoiło. Był jeszcze jeden problem.. Chciało mi się pić, ale to wiązałoby się z podejściem do lisa. W sumie, to i tak nie mam nic do stracenia.. Przecież on w każdej chwili może tu wejść i zrobić ze mną co tylko mu się żywnie podoba. W końcu to jego teren, na którym on rządzi. Wzięłam głęboki oddech i po raz kolejny znalazłam się niebezpiecznie blisko niego. Umoczyłam pysk w chłodnej wodzie. Wzięłam kilka łyków wody, po czym znowu ewakuowałam się na łóżko. Lis obserwował każdy mój ruch, co mi się bardzo nie podobało. Lekko się uśmiechał, tak sarkastycznie i drapieżnie.
- Więc mówisz, że masz rodzinę. - westchnął. - Opowiedz mi o niej.
Uniosłam podejrzliwie brew, ale nie miałam ochoty na milczenie.
- Moja mama ma na imię Chalize, a ojca znasz. Mam też dwóch braci, Horizona i Maroona. - odparłam, przełykając ślinę. - Ale proszę.. Nie rób im nic..
- Póki co, reszta mnie nie interesuje. - mruknął obojętnie. - Ja też mam rodzinę. Powiedzieć ci coś o niej?
- Jakbyś mógł.. - położyłam uszy po sobie. Nie byłam pewna, co knuje.
- Mój ojciec to Mazik. Znasz Mazika, prawda? No właśnie. Mama miała na imię Kira i była cudowną lisicą.. Głupią, ale cudowną. Dopóki nie umarła, oczywiście. Mam też siostrę, poznałaś ją. Miałem też brata, ale o nim nie warto wspominać.
Czemu on mi o tym mówił? Przecież jest porywaczem. Porywacze nie rozmawiają ze swoimi ofiarami, prawda? Cóż, przynajmniej nie będę się nudziła, jeśli będzie ze mną rozmawiał.. Było mi lepiej, gdy nie byłam sama. Nawet, kiedy był ze mną mój oprawca było lepiej, niż w samotności.

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
Gdy moja siostra wyszła, wyjąłem ze 'spiżarni' kawałek królika i zszedłem z nim na dół. Nie wiem jakim cudem, udało mi się jednocześnie znieść pojemnik z wodą. Będąc na dole, usłyszałem to, co lubię najbardziej. Usłyszałem jej bicie serca. Przyspieszony oddech uwięzionej ofiary. Uśmiechnąłem się chytrze i zapaliłem świeczkę. Ciężko było ale się udało. Ma się już wprawę. Słabe światło rozległo się po ciemnej piwnicy oświetlając drogę do krat. Zabrałem miskę z wodą i mięso i postawiłem po wewnętrznej stronie klatki.
- Masz. Musisz być głodna. - westchnąłem.
Czyżby obudził się we mnie jakiś fragment człowieczeństwa? Niezbyt. Od zawsze było tak samo. Wiem co to głód. Wiem co to śmierć z tego powodu. Sam nieraz umarłem będąc małym dzieckiem. A jedzenie zwłok mamy nie należało do najprzyjemniejszych. Teraz mam taką zasadę. Jeśli nie wyciągam żadnych informacji, a więżę kogoś z czystej chęci, dostaje jedzenie. Marne, ale dostaje.
Lisica jednak nadal nie schodziła z łóżka. Bała się. Czułem jej drżące ciało. Przyjemnie.
- Masz. Jedz. - rozkazałem przybierając ten sam, obojętny ton głosu.
- Wypuść mnie.. - rozległ się jęk.
- Co to, to nie, moja Pani. - zaśmiałem się kładąc po sobie uszy.
- Proszę.. Mam rodzinę.. Ugh. Bogowie będą mnie szukać i cię zabiją. - szepnęła.
- Chciałbym ci wierzyć... ale nie. Sorry. - przyjrzałem się swojej łapie. O Accose, ale mam długie pazury.. Wypadałoby je trochę skrócić. Na pewno efektywniej by się to prezentowało...
- Proszę.. - załkała.
- Skarbie, a kto nie ma rodziny? To pytanie jest.. Bardzo mądre. Trafione. Tak powiem. Wszyscy mają rodzinę. Wszyscy mają kogoś. Tak. - wymachiwałem łapą w mojej teatralnej kwestii. Być, albo nie być. Oto jest pytanie.
- Bogowie cię zabiją. - nie dawała za wygraną.
- O ile wiem, Sun i Moon nie przepadają za tobą.. Więc.. - uniosłem ramiona. - Wątpię..
Podobno moim dziadkiem jest Accose. Nie wiem skąd się to wzięło. Nigdy go nie widziałem. Nigdy się mną nie zainteresował. Lepsza taka rodzina, niż żadna.. Ale myślę, że Mazikeen wie tylko tyle, że jakieś bóstwo jest w jego rodzinie. Nie do końca wie które..
- Morpheus nie pomoże małej dzidzi.. - mruknąłem, a na moim pysku pojawiła się charakterystyczna podkówka. - Jedz. Przyda ci się. Na zdrowie. - zaśmiałem się patrząc na sylwetkę rudej.

Lizzie?

Powitajmy lisa beta - Brooke'a!

Brak komentarzy:
Powitajmy lisa beta sfory - Brooke'a!


Od Mei CD Chalize

Brak komentarzy:
Ace i Chalize bardzo miło mnie przyjęli. Wieczór minął nam na długich rozmowach, o rodzinie, tutejszych zwyczajach i sforze. Po krótkim namyśle, para przywódców zgodziła się przyjąć mnie do stada. Muszę przyznać, że bardzo polubiłam Chalize i ogromną radość sprawiła mi wieść, iż mogę tu zostać. Noc spędziłam nieopodal nory Alf, by następnego dnia ruszyć w poszukiwaniu swojej siostry.
***
-Jeszcze raz dziękuję bardzo za pomoc.-uśmiechnęłam się do samicy Alfa-Mam nadzieję, że Rita ucieszy się na mój widok.
-Z pewnością.-przytaknęła Chalize.
Pożegnałam się z lisicą i po chwili pobiegłam w wyznaczonym kierunku.

<Koniec opowiadania>

Od Rudego do Reamona

Brak komentarzy:
Wczesnym rankiem, postanowiłem udać się na polowanie. Powietrze było przesiąknięte wilgocią, a wokół unosił się zapach mchu, zwilżonego poranną rosą. W między czasie, zrobiłem sobie krótki postój, tuż przy brzegu niedawno odkrytej przeze mnie rzeki, by zaspokoić pragnienie. Zaczerpnąwszy kilka łyków, niespodziewanie dostrzegłem kilka metrów dalej jakiegoś lisa. Zainteresowany podniosłem głowę, by po chwili podejść do nieznajomego. Od razu rozpoznałem, że mam do czynienia z samcem. Krewniak posiadał wielobarwną, nieco skołtunioną sierść, która od razu przykuła mą uwagę. Gdy tylko znalazłem się bliżej, lis spojrzał na mnie zaskoczony. Z jego wzroku mogłem wywnioskować, iż nie jest zbytnio zachwycony moim towarzystwem.
-Witaj, jestem...-zacząłem, ale lis od razu mi przerwał.
-Czego chcesz?-warknął opryskliwie, spoglądając na mnie podejżliwie.
-Ja?... Niczego, tylko po prostu...
-Zabieraj się stąd, nie mam czasu na głupoty...-samiec odwrócił się do mnie tyłem, z zamiarem odejścia.
W porę zatrzymałem nieznajomego, stając tuż przed nim.
-Co ty robisz? Nie zagradzaj mi drogi!
-Zanim odejdziesz, powiedz mi proszę, czy są tu inne lisy. To bardzo dla mnie ważne...
-Doprawdy?-odparł lis z zażenowaniem w głosie-Sądzisz że mnie to obchodzi?
-Zapewne nie, niemniej jednak, czy ta przysługa jest dla ciebie, aż tak...-znów nie dokończyłem zdania, bowiem tym razem, krewniak znikł wśród pobliskich krzewów.
Popędziłem jego śladem. Coś mi mówiło, że wie gdzie znajdę inne lisy.

Reamon?

Od Chalize CD Mei

Brak komentarzy:
Popatrzyłam na lisicę. Tonęła, więc w moim obowiązku było ją uratować - nawet, jeśli miałabym za to przepłacić życiem. Ace z dzieciakami poszli obejrzeć naszą nową, wakacyjną kwaterę - znaczy się, Ace patrzył, czy coś się zmieniło, a szczeniaki dopiero co poznawały nowe miejsce. Ja zaś wybrałam się nad rzekę, aby rozeznać się w terenie. To miał być miły, lekki spacer - a skończył się misją ratunkową..
- To prawda, wyciągnęłam cię na brzeg, choć miałam wątpliwości, czy w ogóle jeszcze żyjesz. - Spojrzałam na zakłopotany pysk lisicy. - A tak w ogóle, to jestem Chalize.
- Mea. - przedstawiła się. - Wiesz, pachniesz podobnie, jak moja siostra.. Tylko o wiele bardziej intensywniej..
Uśmiechnęłam się do lisicy. Czyżby czekała mnie jakaś pogawędka o rodzinie i tych sprawach..? Bardzo kochałam swoją rodzinę, tak samo jak rodzeństwo. Niestety, nawet nie wiem, czy żyją. Szkoda. W sumie to chętnie bym się z nimi spotkała, żeby zobaczyć, co się z nimi stało i jak ułożyli sobie życie, jeśli w ogóle to zrobili. I tak pamiętam jedynie Cadoca, i to z nim najbardziej chciałabym się spotkać. Ile to już minęło od naszego rozstania? Cztery lata? Bogowie, ile mogło się zdarzyć przez ten czas.. jestem tego żywym przykładem. Ze zwierzęcia na futro stałam się dumną lisicą alfa, matką czterech wspaniałych szczeniąt. Ehh, ile bym dała za to spotkanie..
- Tak? - Uśmiechnęłam się, chcąc ją zachęcić do rozwinięcia swojej wypowiedzi.
- Wiesz, miała na imię Rita.. - powiedziała, a mnie aż zatkało. Jeśli chodzi nam o tą samą Ritę, to przecież ja ją znam! Jest u nas! - Bardzo za nią tęsknię.
- Wiesz co.. - Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. - Jeśli chodzi ci o taką rudą lisicę, to jest u mnie w stadzie.
- Naprawdę?! - Mei zaświeciły się oczy, a ja pokiwałam głową na potwierdzenie. - Gdzie to jest?
Dobre pytanie. Właściwie, to jak my tu dotarliśmy? Szliśmy chyba.. tak gdzieś z pół dnia, o ile dobrze liczę. Czyli trochę drogi jest. Ale to tylko trochę.
- Więc.. - zaczęłam, nadal myśląc nad drogą. - Za tamtym drzewem, musisz skręcić w lewo. Wtedy musisz iść około pół godziny przed siebie, aż natrafisz na rozdroże. Będą tam trzy ścieżki, a ty musisz wybrać tą środkową. Nietrudno ją przeoczyć, jest najbardziej wydeptana i ogółem najprostsza do przebycia. Tą ścieżką musisz iść, dopóki nie będzie takiego wielkiego dębu na środku drogi.
- Muszę go ominąć? - zapytała, strzyżąc uszami.
- Właściwie, to kilka metrów przed będzie kolejne rozwidlenie. - wyjaśniłam. - I na tym rozwidleniu musisz iść tą bardziej kamienistą ścieżką. Po jakiejś godzinie ta ścieżka ustąpi łące. I tą łąką musisz iść cały czas przed siebie.. rozpoznasz nasze tereny. Pachną tak samo, jak ja, więc raczej nie będziesz miała z tym problemu.
- Dziękuję! - Uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma za co. - Odwzajemniłam uśmiech. - Jestem pewna, że się ucieszy na twój widok.
Lisica poderwała się na równe łapy, zupełnie jakby była już gotowa do drogi. Hmm... ściemnia się. Lepiej nie chodzić samej po zmroku, prawda? Lepiej, żeby wyruszyła rano, po śniadaniu. Będzie bezpieczniej. Muszę jej to zaproponować. Nie mówię, że coś (albo ktoś..) może ją zaatakować, ale w nocy jest ciemniej i generalnie mniej bezpieczniej niż w dzień. Można się łatwiej zgubić. No i w nocy trudniej odnaleźć tę właściwą drogę.. Może niech lepiej zostanie u nas na noc? A jeśli nie u nas, to przynajmniej na tych terenach? Tak będzie lepiej. Wyśpi się, odpocznie, naje. I dopiero tak przygotowana wyruszy.
- Wiesz co? - mruknęłam. - Odeślemy cię rano. Tak będzie lepiej.
- Dobrze. - odpowiedziała, nawet się ze mną nie wykłócając.
Uśmiechnęłam, wiodąc ją do naszej ślicznej, wakacyjnej kwaterki. Trzeba jeszcze uprzedzić Ace i szczeniaki, że będziemy mieli gościa. Swoją drogą, ciekawe, co teraz robią..

***

- Będziemy mieli gościa, kochanie. - oświadczyłam, uśmiechając się do mojego partnera.
W tym momencie Mea weszła do środka.

<Opcjonalny koniec>

Od Rity CD Lori

Brak komentarzy:
-Zapewne wyglądało to nieco dziwnie, no wiesz. To moje nagłe odejście... Wiem, że prawdopodobnie był to największy błąd, jaki mogłam popełnić...-zaczęłam-Nie odeszłam bo było mi tu źle, wręcz przeciwnie. To był mój dom, moje stado i moja...
Rodzina?-dopowiedziała, trafnie jak zawsze Lori.
Przełknąwszy ślinę z trudem przytaknęłam.
-A co się stało... Z nimi?-przyjaciółka spojrzała na mnie zatroskanym wzrokiem.
-Najpierw odszedł on, potem pozwoliłam odejść także dzieciom. Nie wiem, czemu tak zrobił. Wszystko było dobrze. Bardzo go kochałam i sądziłam, że on mnie równie mocno, ale w pewnym momencie po prostu wyszedł z domu i już nie wrócił. Dzieci... Cóż, jak widać szanowały go bardziej, niż mnie i w sumie, ani trochę im się nie dziwię...
-Rita! Co ty mówisz?!!-zaprotestowała Lori, jednak po chwili zamilkła, by wysłuchać mnie do końca.
-Widzisz, Lori. Dream spędzał z nimi więcej czasu, a ja zdobywałam dla nas pokarm. Zabawami zyskał ich sympatię i skutecznie mi je odebrał. Samo to, że mój mąż bez słowa pożegnania, od tak sobie poszedł; już było dla mnie czymś nie do zniesienia, a odebranie potomstwa, które tak bardzo kochałam...-poczułam że do oczu napływają mi łzy.
Jedna ze słonych kropli rozpaczy, powoli spłynęła po mej sierści, by w końcu bezszelestnie opaść na ziemię.
-Cieszę się że tu jesteś, Lori. Tylko tobie mogłam, to wszystko powiedzieć...-spojrzałam na przyjaciółkę, wtuliwszy pysk w jej sierść-Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłam. Przepraszam...
-Więc czemu odeszłaś? Nie mogłaś zostać w sforze?-zwróciła się do mnie lisica, lekko przechyliwszy głowę.
-Nie mogłam, to nie takie proste. Wszystko, każdy zakamarek mojej nory, każde drzewo kwitnące wiosną... Wszystko to, przypominało mi rodzinę. Pewnie już nigdy ich nie zobaczę. Czymże byłaby moja jamka, bez piskliwego, radosnego pokrzykiwania szczeniąt i bez męża, który zawsze czeka cierpliwie, aż wrócę. Czy byłby to nadal mój dom? Bez nich?...
Po chwili spojrzałam na Lori, siedzącą obok mnie. Wzrok lisicy był wbity w ziemię. Jej rude uszy, lekko zadrżały.
-Lori, wszystko dobrze?-zerknęłam na przyjaciółkę.

Lori?

Od Lori CD Rity

Brak komentarzy:
Szłyśmy spokojnym krokiem przez las, a ja w myślach błagałam, aby Nelly w tym czasie zdążyła upolować jakąś zwierzynę. W końcu gości zawsze trzeba czymś nakarmić, wiadomo dobry obyczaj.
- A zamierzasz wrócić do stada? Wiesz, że chętnie przyjmujemy... - uśmiechnęłam się w stronę Rity, przy okazji potykając się o zostawiony przez Matkę Naturę głaz.
- Hmm... Chyba tak... Ale najpierw powiedz, co się zmieniło...
- Kilka lisów doszło, kilka odeszło... Będziesz musiała się zapoznać z tymi pierwszymi! - powiedziałam, a do mojego mózgu w końcu już dotarła informacja, że oto koło mnie stoi lisica której obawiałam się kiedyś już nigdy nie zobaczyć! Trzeba chyba ustanowić święto albo przynajmniej jakiś bankiet... załatwi się. - Z takich innych informacji to mogę dopowiedzieć, że młoda alfa już przekroczyła przez próg dorosłości, a mojej córce Nelly brakuje jedynie jeszcze trzech miesięcy... A tak w ogóle, to ja cały czas tu gadam, a może ty coś opowiesz o swoich wędrówkach? - kiwnęłam zapraszająco głową i przy okazji oceniłam szybko odległość do norowiska. No dobrze, może nawet jeśli nie będzie jedzenia, to przynajmniej dzięki młodej herbaty nigdy nie zabraknie...
- Trochę tego było... Wiesz jak to jest w świecie...
Nadstawiłam zaciekawiona uszu, niczym Zazi kiedy słyszy nową plotkę o której jeszcze nigdy nie słyszała.

Rita?

Od Rudego

Brak komentarzy:
Był późny wieczór. Wszędzie dookoła panowała ciemność. Od czasu do czasu, dochodziły mnie ciche odgłosy sów, które prawdopodobnie wyruszyły już na łowy, podobnie jak ja. Zwykle uciekam się do prostszych sposobów na zdobycie posiłku, by zbytnio się nie przemęczyć, a każdy wytrawny łowca wie, iż dobrze jest polować pod osłoną nocy, bowiem czujność zwierzyny, jest wtedy w pewnym sensie uśpiona, co z całą pewnością ułatwia schwytanie stworzenia. Element zaskoczenia, należy chyba do najbardziej opłacalnych taktyk polowania, choć łowy grupowe, również potrafią przynieść niemałe korzyści. Jedynym minusem pogoni za ofiarą nocą, jest chyba sama ciemność, ale dla dobrze przystosowanego do takowych warunków drapieżnika, ten czynnik raczej nie powinien stanowić przeszkody. Pomknąwszy leśną ścieżką, wkrótce natknąłem się na wyjątkowo apetyczny trop. Przez moment zastanawiałem się, co mogło go pozostawić, by po chwili ruszyć w dalszą drogę. Sądząc po zapachu - mocnym i intensywnym; możnaby wywnioskować, iż zostawił go pewien łasicowaty. Zaledwie kilka minut później, moje przypuszczenia odnośnie zwierzyny, okazały się trafne. Trop który zwęszyłem pozostawiła młoda łasica. Teraz pozostawało pytanie, jak wejść do jej maleńkiej norki. Jamka była umiejscowiona tuż pod korzeniami wysokiego dębu, rosnącego nieopodal pewnej polany. Nie tracąc czasu, zabrałem się za kopanie, intensywnie wydrapując czarnymi, ostrymi pazórami glebę, by jak najszybciej dostać się do schronienia ofiary.
***
Przełknąwszy zdobyty posiłek, ze smakiem oblizałem pysk. Wreszcie, zaspokoiłem głód. Nie żebym narzekał na swój los, ale życie wygnańca, to nie przelewki. Trzeba być naprawdę dobrym łowcą, by przetrwać samemu. Co gorsza, zbliżają się dwie najtrudniejsze pory roku, mianowicie jesień i zima. Tak, podczas tych miesięcy ginie wielu. Natura bywa okrutna i zapewne większość z nas, nie dożyje następnej wiosny, ale cóż począć? Widocznie taki los jest nam pisany i choćbyśmy nie wiem, co zrobili i tak tego nie zmienimy.

Powitajmy nowego lisa - Rudego!

Brak komentarzy:
Powitajmy nowego lisa w sforze - Rudego!


Od Mei do Chalize

Brak komentarzy:
Rozejrzałam się dookoła. W pobliżu nie było żywej duszy. Wśród wysokich drzew, hulał północny wiatr. Westchnąwszy głęboko, przycupnęłam pod starym dębem, wypatrując w oddali znajomej sylwetki.
"Obudź się Mea! Ona już nie wróci. Wybij sobie to z głowy. Jej tu nie ma!" powtarzałam sobie w myślach. Dręczyło mnie dziwne uczucie, że gdzieś tam jest Rita, jednakże nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Minęło tyle miesięcy... Tak, zapewne życie w samotności, prócz kilku kilogramów, odebrało mi także rozum. To chyba zrozumiałe, iż w tejże sytuacji, pragnęłam z kimś porozmawiać. Zapewne kiedyś miałam się za samotnika, ale biorąc pod uwagę fakt, że ubolewam nad rozłąką z siostrą do tego stopnia, to chyba musi coś być w tej całej "więzi", która nas łączy. Tak czy siak, to już niestety przeszłość (ta myśl mnie dobijała). Zwykle instynkt mnie nie zawodził, a więc może jednak? Moje rozmyślania, przerwał pewien zapach, przyniesiony przez wiatr. Zaskoczona uniosłam głowę, intensywnie węsząc. Czyżby był tu ktoś, taki jak ja? Jakiś inny lis? Może gdzieś tu mieszka? A co jeśli wkroczyłam na jego terytorium? Po głowie chodziło mi tyle pytań, a do tego na żadne, nie znałam odpowiedzi. Masz ci los! Po chwili uznałam, iż wypadałoby dokładnie zbadać tę sprawę. W końcu nie miałam nic do stracenia... Prawda?
Ruszyłam szybkim krokiem, z nosem tuż przy samej ziemi, w nadziei że uda mi się wytropić krewniaka. Mój "radar" mnie nie zawiódł i już po zaledwie kilku minutach, złapałam trop. Wiedziałam że powinnam zachować ostrożność, lepiej dmuchać na zimne, bo nie wiadomo czy poszukiwany przeze mnie lis, ma pokojowe zamiary. Równie dobrze, mogłam wytropić krewniaka, który przechodził tędy dawno temu, a ja wyczułam, zaledwie resztki jego zapachu. Niemniej jednak, nos podpowiadał mi, że to świeża woń. Takie poszukiwania bywają jak loteria. Jednym razem jest to strzał w dziesiątkę, zaś inne próby mogą być jak szukanie igły w stogu siana. Cóż, i tak nie mam nic ciekawszego do roboty. Zwierzyny łownej, jak nie było, tak nie ma, a ja powoli zaczęłam wątpić w swoje możliwości. Mogłam mieć tylko nadzieję, że spotkam na swojej drodze, kogoś przyjaznego, kto nie uzna mnie za intruza i pozwoli, choć na jakiś czas się tu osiedlić.
W pewnym momencie dotarłam do rzeki. Tutaj trop się urywał. Że smutkiem, zerknęłam na drugi brzeg. Czy tam może być moja nadzieja? Z pewnością, skok do wody, nie byłby w obecnej chwili najlepszym rozwiązaniem, ale cóż mogłam zrobić? Odpuścić? Dać za wygraną? O, nie! To nie w moim stylu! Nikt normalny nie skakałby teraz do rwącej, lodowatej rzeki, w taką pogodę, ale kto powiedział, że jestem normalna? Gdyby nie ryzyko, świat byłby po prostu nudny. Wystarczył jeden wysoki sus, by wylądować w wodzie, która ku memu zdziwieniu, okazała się głębsza, niż przypuszczałam. Pod łapami w ogóle nie czułam dna, co znacznie utrudniało sprawę. Prąd powoli znosił mnie wzdłuż rzeki, jednak nie zamierzałam się poddawać. Energicznie przebierając łapami, usiłowałam dopłynąć do brzegu. Nagle moim oczom ukazała się lisia sylwetka, stojąca na wielkim głazie, kilka metrów dalej. Spojrzawszy w jej kierunku, nawet nie dostrzegłam nadchodzącej fali, która po chwili, popchnęła mnie na tyle mocno, bym wylądowała pod wodą. Niespodziewanie nadeszła kolejna, i następna, i jeszcze jedna... Ilekroć starałam się wynurzyć, by zaczerpnąć zbawczego oddechu, woda ponownie zalewała mój pysk. Coś ostrego i twardego drasnęło mnie w brzuch. Poczułam narastający, rwący ból w klatce piersiowej. Wszędzie wokół kłębiła się piana, a niecałe dwie sekundy później, przed oczami zawitała ciemność.
***
Usłyszałam cichy świergot ptaków. Otwarłszy powoli oczy, przez moment leżałam w bezruchu, zastanawiając się, co ja tu właściwie robię. Obok ktoś siedział, jednak obraz był taki zamazany... Nie widziałam jego pyska, ale ten zapach... Zaraz, zaraz! To ten sam zapach! Raptownie zerwałam się z trawy, odkrzutszając strumień wody. Lis zaskoczony zjeżył grzbiet i odskoczył w tył.
-Ty?...-spojrzałam na lisa, po czym się zorientowałam, że to samica i przez moment zamilkłam.
-Ja?...-lisica zerknęła na mnie podejrzliwie.
-Jesteś prawdziwa?...-moje pytanie zapewne zabrzmiało głupio, ale chciałam się upewnić, że nadal żyję i że to nie jest sen.
-Mocno się uderzyłaś?...-nieznajoma posłała mi lekki uśmiech.
Jej bursztynowe oczy, miały wyjątkowo pogodne spojrzenie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że mogę z nią spokojnie porozmawiać, bez zbędnych obaw.
-Jak mnie znalazłaś?-dopytywałam się.
-No, cóż... Jakby ci to powiedzieć...-samica zerknęła na mnie, z lekkim zakłopotaniem-Tonęłaś...
-Jak to? Nic nie pamiętam...-wzruszyłam ramionami.
-To prawda, wyciągnęłam cię na brzeg, choć miałam wątpliwości, czy w ogóle jeszcze żyjesz.-wytłumaczyła lisica i po chwili otworzyła pysk, by dodać...

Chalize?

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Od Lizzie CD Reamona

Brak komentarzy:

Wystawiłam pysk przed kraty, kiedy tylko usłyszałam skrzypienie. Kto idzie? Reamon? A może ktoś inny? Może moje wybawienie..? Proszę, żeby to była jakaś pomoc. Nastawiłam uszy. Skrzypienie było coraz bliższe.. Wystawiłam pysk na tyle, ile się dało, jednak nadal nie widziałam, kto idzie. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością, na dół zeszła ruda lisica, może trochę starsza ode mnie, w wieku mojego porywacza. Na jej widok entuzjastycznie zamerdałam ogonem i wspięłam się na tylne łapy, opierając przednie na kratach. Czyżby pomoc..? Lisica nie była spętana ani naćpana, czyli jest tu z własnej woli. Czyli Reamon ją wpuścił, czyli się znają.. Czyli nici z mojego ratunku. Ehh, bywa. Samica podeszła bliżej, a ja znów stanęłam na czterech łapach i znów wcisnęłam pysk między kraty. Czułam, jak metal wbija się w moją skórę.
- Cześć.. - szepnęła, nieśmiało się uśmiechając.
- Cześć. - odparłam, przysiadając na zimnej podłodze celi. - Kim jesteś?
- Mizuri. - Lisica popatrzyła na mnie. - Jestem siostrą Reamona. - Odsunęłam się w kąt celi, na wszelki wypadek, gdyby chciała zrobić mi krzywdę. - Nie, nie bój się, ja cię nie skrzywdzę.. To prawda, że jesteś trójboginią?
Pokiwałam głową na potwierdzenie. Mizuri musiała się domyślić, że jestem także potomkinią alf, bo skinęła głową z uznaniem. Nie odezwała się już, ale za to posiedziała ze mną przez chwilę. Lepsze to, niż samotność.. Po kilku minutach wstała, po czym oświadczyła, że musi się zbierać. Smętnie się pożegnałam, po czym znów uciekłam na łóżko. Nudno, okropnie nudno. I samotnie.. Zamknęłam na chwilę oczy, aby chociaż spróbować się przespać, jednak sen nie nadszedł. Zamiast tego, usłyszałam kroki. Kroki na schodach. Może to Mizuri wraca..? Uh, nie. Zamiast niej, w piwnicy pojawił się Reamon.
- Gdzie Mizuri? - westchnęłam. Może do mnie wróci..
- Poszła już. - Jego drapieżny uśmiech zabłysł w ciemności. - Jestem tu tylko ja...

Reamon?

Od Reamona CD Lizzie

Brak komentarzy:
Gdy rozległo się charakterystyczne pukanie do 'drzwi', wiedziałem, kto stoi po drugiej stronie. Otworzyłem je widząc znajomy pysk. Położyłem swobodnie po sobie uszy i uśmiechnąłem się cwaniacko.
- Witam. - spojrzałem w jej oczy.
- Cześć, braciszku. Siostrzyczka przyszła w odwiedziny. - Jej uśmiech był równie tajemniczy. Przechyliła lekko łeb czekając na zaproszenie do środka.
- Wbijaj. - mruknąłem przepuszczając ją w wejściu. Co jak co, ale kobietom wejścia ustąpię zawsze. Chyba, że sam je niosę naćpane i nieświadome. Wtedy trochę gorzej.
- Pięknie tu. Czyściutko.. Mrocznie. Fajny klimacik, jak zwykle. - uśmiechnęła się rozglądając po wnętrzu.
- A jaką fajną loszkę mam na stanie... - ziewnąłem od niechcenia czekając na jej reakcję.
Była taka jak zwykle.
- Nie mów mi, że porwałeś kolejną lisicę.. - westchnęła niezadowolona.
- Nie byle jaką. Ale pewnie się polubicie. - uśmiechnąłem się.
- Ramon.. - spoważniała patrząc mi w oczy. - Obiecałeś..
- Tak.. Tak.. Obiecałem. - przewróciłem oczyma przewidując jej reakcję. - Ale co ja poradzę.. Mam tu trójboginię. - uniosłem dumnie pysk.
- CO. Chyba zwariowałeś. - popatrzyła na mnie jak na wariata.
- Nie. Jest na dole. - wzruszyłem obojętnie ramionami.
- Mogę się z nią zobaczyć? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Skoro musisz.. - burknąłem wskazując drogę na dół.

Lizzie?

Od Mei

Brak komentarzy:
"Brrr... Ale zimno!"-pomyślałam czując chłód na futerku. Po chwili dostrzegłam klępę stojącą na pobliskiej polanie. Tej do dobrze, ma gęste futro i nie marznie, tak jak ja. Szkoda że jest taka wielka. Zjadłabym konia z kopytami. Brzuch coraz bardziej, dawał mi do zrozumienia, iż najwyższa pora na posiłek. Wiedziałam że jak tak dalej pójdzie, to nie dożyję następnej wiosny. Że też matka natura, nie obdarzyła mnie gęstym, ciepłym futrem. Westchnęłam ze smutkiem, spoglądając na chmury skłębione na szarawym niebie. W powietrzu czuć było już jesień.
-Rita! Gdzie jesteś?...-stęknęłam sama do siebie.
Trudno powiedzieć, co czułam w obecnej chwili. Strach? Smutek? A może jedno i drugie? Brakowało mi siostry. Bądź co bądź, od zawsze trzymamy się razem. Zaledwie kilka miesięcy temu, skłóciłyśmy się o jakąś głupotę i od tej pory, już się nie spotkałyśmy. Żałuję tego, co jej wtedy powiedziałam. Zapewne znalazła już sobie miejsce na świecie, może założyła rodzinę? Jedno jest pewne. Bardzo, ale to bardzo za nią tęsknię. Ach, gdyby los był na tyle łaskawy, by sprawić że nasze drogi, znów złączą się w jedność...

Od Rity CD Lori

Brak komentarzy:
-Ty...-warknęłam ostrzegawczo do psa, wściekłe szczerząc zęby-Zostaw ją!
-Ej, ej... Bez nerwów...-zachichotał nieznajomy, po czym mrugnął do Lori, jednak ona zdawała się, nie być zachwycona tą całą sytuacją.
-Spokojnie, Rita. On jest w porządku.-przyjaciółka posłała mi łagodne spojrzenie.
-Doprawdy? Coś mi się nie wydaje...-wciąż nie odrywałam wzroku od psa.
-Aro, mógłbyś nas zostawić same na moment?-spytała Lori z opanowaniem w głosie.
Tak... Do zobaczenia później...-mruknął zniesmaczony pies, znikając ze zdobyczą wśród zarośli.
-Możesz mi powiedzieć, o co tu chodzi?-popatrzyłam na lisicę, pokręciwszy głową.
-Bez obaw, znam Aro nie od dziś. Nic nam nie zrobi.-Lori parsknęła śmiechem.
Miała dobry humor, w przeciwieństwie do mnie. Znowu wyszłam na głupka...
-Chodźmy do mnie i porozmawiajmy jak zawsze. Mamy spore zaległości.-zaproponowała lisica, wytrącając mnie ze stanu zamyślenia.
-Tak, bardzo chętnie.-rozpromieniłam się, podążając za Lori.

Lori?

Powitajmy nową lisicę - Meę!

Brak komentarzy:
Powitajmy nową lisicę w sforze - Meę!


Od Lori CD Rity

Brak komentarzy:
Przemykałam szybko przez zarośla z zamiarem upolowania czegoś do jedzenia. Nie byłam sama - kilka metrów dalej Aro ponawiał próby wytropienia jakiejś starej albo rannej sarny, którą moglibyśmy bezproblemowo obalić.
- Masz coś? - spojrzałam się pytająco w jego stronę i odruchowo zrobiłam dwa kroki w tył, ponieważ mimo tego, że pies był moim przyjacielem, to wciąż w głębi umysłu zapalała się czerwona lampka "Uciekaj!".
- W okolicy nie ma niczego kopytnego... ale za to może tym razem zadowolimy się jakimś szarakiem? Sądzę, że taki comber byłby całkiem dobrym obiadem...
Pokręciłam głową na tą propozycję, po czym dodałam szybko.
- Tyle, że musimy podzielić zająca, a moja połowa musi starczyć przynajmniej na wykarmienie młodych...
- Naprawdę sądzisz, że skończylibyśmy na jednym? - Aro uśmiechnął się, po czym ruchem głowy zachęcił mnie do dalszego polowania, a zrobił to tak przekonująco, że aż nie mogłam odmówić i już po chwili wysforowałam naprzód i z wiatrem dolnym zaczęłam szukać zwierzyny drobnej. W pewnym momencie do moich nozdrzy dotarł zapach jakiegoś szaraka i chyba jeszcze... jakiegoś lisa. Zdziwiona przypadkowo pomyliłam się i zamiast postawić stawkę na mokrym mchu, umieściłam ją na kępie trawy, tak, że ta zaszeleściła. Dokładnie w tym samym momencie usłyszałam zza pobliskich krzaków czyjś głos... znajomy głos. Na krótką chwilę zesztywniałam, po czym powtórzyłam sekwencję ruchów, aby móc się przyjrzeć dokładniej postaci. Przez myśl przechodziło mi jedynie proste pytanie "Kto to?" oraz próba przypomnienia sobie czyj to głos. Wtem zobaczyłam ją i wspomnienia wróciły, przecież to była... Rita!
- Lori?... - powiedziała, a ja podeszłam bliżej i ze zdziwieniem zauważyłam, że to nie jest żaden omam. Nie musiałam w tym przypadku zbyt długo myśleć ( czy w ogóle), więc już po niecałej sekundzie wtuliłam się w jej futro.
- Gdzie się podziewałaś? Chodź, zapraszam do swojej nory, opowiesz...
Na moje nieszczęście dokładnie w tej samej chwili z zarośli wyskoczył Aro, nawet nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że jego pysk był oblepiony prawie, że w całości juchą. Chyba nie byłoby lisa, któremu nie zjeżyłaby się sierść w tym momencie... Poczułam jak Rita drgnęła z zamiarem ucieczki, a ja w tej samej chwili przypomniałam sobie, że lisica nie jest jeszcze zapoznana z psem.
- Upolowałem kicaja! - orzekł nie zauważając samicy, a ja posłałam mu spojrzenie, które jeszcze trochę a byłoby na pewno mordercze.

Rita?
Szkielet Smoka Panda Graphics